Przez święta, Candice przypomniała sobie, jak cholernie trudną sztuką jest robienie dobrej miny, do złej gry. Nie dała po sobie poznać, że zachowanie ojca i brata, dotknęło ją do żywego. Z biegiem dni, trochę zaczęła oswajać się z myślą, że bez niej żyje im się lepiej. Próbowała racjonalizować, tłumaczyć sobie, że to nic dziwnego, że są szczęśliwsi, gdy nie ma jej pobliżu — gdy nie są narażeni na jej ataki. Mogą się zajmować swoimi wilkołaczymi sprawami, nikt im nie przeszkadza, nikt nieproszony nie czyta ich myśli.
Nigdy w życiu tak bardzo nie cieszyła się z powrotu do szkoły. Rozpromieniła się, gdy zobaczyła przyjaciół. Jeszcze wcześniej, Tyler odebrał ją z pociągu i zabrał na obiad. Bycie mile widzianym, to w dzisiejszym świecie niedoceniany przywilej. Zdawało się, że Nevermore jest przynajmniej kilka osób, które naprawdę na nią czekały.
Powrót do Nevermore oznaczał powrót do ćwiczeń z Valerią. Nauczycielka lubiła przywalić z grubej rury, ale mimo to Candice była zaskoczona, gdy zobaczyła, że Valeria przyprowadziła na ich wspólne zajęcia Biancę. Twarz Valerii była jak zwykle pozbawiona emocji, za to Bianca była wyraźnie wściekła i chyba trochę przerażona. Candice wyczuwała kłopoty.
— Dobrze, bez zbędnych wstępów, Candice, będziesz dzisiaj ćwiczyć na Biance. Twoim zadaniem jest dotrzeć przynajmniej na początek poziomu drugiego jej myśli.
Candice osłupiała i nie potrafiła wydusić z siebie słowa. Miała czytać w myślach Bianci?! Włosy na głowie jeżyły jej się na samą myśl, że miałaby tak się jej narazić.
— To jakiś chory żart! — krzyknęła Bianca. — Nie zgadzam się!
— Kochanieńka, twoje zdanie nie ma tu żadnego znaczenia — zgasiła ją Valeria.
— Candice, chyba tego nie zrobisz!? — zwróciła się do niej Bianca. — Nie możesz tego zrobić!
— Candice też nie ma nic do gadania! — zdenerwowała się Valeria, nie przyzwyczajona do wysłuchiwania sprzeciwów. — Zrobi to albo dobrowolnie albo ją do tego przymuszę!
— Nie chcę, to niesprawiedliwe... — odparła cicho Candice. Czuła, że jej opór nic nie da, ale chciała pokazać Biance, że są po tej samej stronie.
— Jaka szkoda, że to nie koncert życzeń! A teraz jazda, siadajcie na przeciwko siebie i do roboty, Candice. Poziom pierwszy, do początku poziomu drugiego.
Candice westchnęła zrezygnowana. Bianca też się ugięła i ostatecznie usiadła na krześle na przeciwko. Jej pięści były zaciśnięte, usta wydęte w grymasie, a oczy — przewiercały Candice na wylot. Candice zamknęła oczy i uspokoiła się. Skupiła się najpierw na własnych myślach, po czym dotknęła ramienia Bianci i powoli wnikała do jej umysłu. Dotyk nie był konieczny, ale zdecydowanie ułatwiał kontakt.
Poziom pierwszy myśli Bianci Barclay wypełniania szermierka, makijaż, zdrowe jedzenie i jej własne ego. Candice była spokojna, starała się nie zobaczyć nic, co mogłoby jej napytać biedy. Powoli przemieszczała się w głąb, do drugiego poziomu. Musiała tylko o niego zahaczyć, nic więcej. Czuła, że Valeria też jest obecna w tym transie i śledzi jej postępy.
Gdy zbliżała się do poziomu drugiego, zwykłe myśli zaczęły być zastępowane przez bardziej emocjonalne przeżycia. Tu pojawiały się bliskie jej osoby, głównie Xavier. Candice naprawdę liczyła, że nie zobaczy tego, o czym wcześniej tak wiele myślała. Nie zdążyła jednak uciec na tyle szybko. Ukazał jej się Xavier, otulony łagodnym dymem syreniego śpiewu. Dymek otaczał całe Nevermore. Candice dobiegał z daleka cichy szept: "Ty i ja, jesteśmy dla siebie stworzeni. Bianca i Xavier pasują do siebie idealnie, są dla siebie doskonali".
Candice gwałtownie wyrwała się z myśli Bianci. Nie powinna była tego robić, powinna łagodnie wrócić tą samą trasą. W efekcie tego nagłego skoku, z nosa pociekła jej krew, a Bianca przez dłuższą chwilę była nieobecna i nie mogła dojść do siebie. Kiedy udało jej się jako tako ogarnąć, spojrzała gniewnie na Candice, po czym zabrała swoje rzeczy i uciekła.
Candice od razu pobiegła za nią.
— Bianca! Bianca stój! — zawołała.
— Candice, nie mamy o czym dyskutować! — krzyknęła Bianca. — Po prostu... po prostu proszę cię, żebyś zatrzymała to, co widziałaś, dla siebie — wydusiła ostro, gdy Candice w końcu ją dogoniła.
— Bianca — Candice chwyciła jej ramię, by nie uciekła — mam dużo lepszy pomysł.
— Niby jaki?
— Każ mi zapomnieć o tym, co widziałam w twojej głowie, użyj śpiewu.
— Zwariowałaś?! — wzburzyła się Bianca. — To, że ta ruska wariatka zmusiła cię do użycia mnie jako worka treningowego, nie znaczy, że ja powinnam ci się teraz odpłacić. Nie ma mowy!
— Bianca, to najlepsze wyjście dla nas obu. Ja nie potrzebuję... nie chcę tej wiedzy — zapewniała gorliwie Candice.
Bianca umilkła na moment. Nerwowo rozglądała się dookoła, nie patrząc na nią.
— Dobra, masz rację, tak będzie najlepiej — przyznała po chwili. — Ale nie dam rady sprawić, że zapomnisz o tym, że w ogóle czytałaś w moich myślach. Jesteś medium, używanie na was śpiewu w nadmiarze, może przynieść nieoczekiwane skutki. Zgoda?
Candice skinęła głową. Złapała dłoń Bianci, żeby dodać jej otuchy. Bianca zdjęła amulet i zaczęła przemawiać. Jej głos był metaliczny, jednocześnie docierał do Candice jakby zza szyby. Poczuła się skołowana, obrazy sprzed kilku minut zaczęły jej gdzieś uciekać. Gdy Bianca skończyła, Candice nadal była lekko oszołomiona.
— Wszystko OK? — spytała troskliwie Bianca.
— Tak, ale chyba zjadłabym kostkę czekolady — przyznała.
Bianca wyglądała na zadowoloną, a Candice wiedziała, że teraz jej sytuacja wyglądała o wiele, wiele gorzej. Próba z syrenim śpiewem wcale się nie powiodła, ale Candice bała się do tego przyznać. Doskonale pamiętała wszystkie myśli Bianci. Tamta jednak była na tyle pewna siebie, że nawet nie spytała, czy się udało. Candice uświadomiła sobie, że będzie musiała teraz naprawdę dobrze kłamać. Cóż, sama namówiła Biancę do użycia głosu. Nie ma nic gorszego, niż konsekwencje naszych własnych czynów.
*
Następnego dnia, Candice zjawiła się na treningu nadal w złym humorze. Miała żal do Valerii i nie potrafiła tego dobrze zakamuflować.
— Nie dąsaj się — upomniała ją Valeria. — Jesteś za miękka, rozczulasz się nad sobą zanadto!
— Nawet nie wiesz, ile problemów będzie mnie kosztowała ta wizyta w umyśle Bianci — żaliła się Candice. — Naprawdę nie mogłam ćwiczyć na kimś innym? Już nawet Xavier byłby lepszy.
Valeria spojrzała na nią z politowaniem.
— Bianca miała akurat okienko, więc ją przyprowadziłam! — uniosła się, jakby zmęczona narzekaniem Candice. — Korzystaj z naszych treningów, póki możesz. Zostanę tylko do końca tego semestru i później będziemy mogły się kontaktować tylko telefonicznie.
— Wyjeżdżasz? — zdziwiła się Candice. Nigdy wcześniej nie zastanawiała się, na jakich zasadach Valeria współpracuje ze szkołą, ale liczyła na jej opiekę przez dłuższy czas niż tych kilka miesięcy.
— Muszę się zająć chorą siostrą, a nie ma mnie kto zastąpić. Na razie opiekuje się nią moja ciocia, ale tylko do czasu, aż skończy się semestr i będę mogła wrócić — głos Valerii, choć zwykle obojętny, lekko drżał. — Nigdy więcej nie będziemy dyskutować na ten temat, tyle musi ci wystarczyć, a teraz, nie marnujmy czasu. Włamiesz się dzisiaj do moich myśli na poziomie drugim, a później poćwiczymy zasłanianie przed atakami innych.
Candice nie śmiała się sprzeciwiać. Doceniała wszystko, co Valeria dla niej zrobiła, mimo jej niekonwencjonalnych, by nie powiedzieć szalonych, metod. Obleciał ją strach, na myśl o tym, że Valerii nie będzie w pobliżu. Obiecała sobie, że nie będzie grymasić o poświęci każdą wolną chwilę na ćwiczenia.
CZYTASZ
A Penny For Your Thoughts • Wednesday
FanfictionJak często pragniemy przeczytać cudze myśli? Zajrzeć do głowy drugiej osoby i dowiedzieć się, co tak naprawdę w niej siedzi. Candice Crowe pragnęła czegoś zupełnie odwrotnego. Mimo najszczerszych chęci, notorycznie pakowała się ludziom do głowy wbr...