Nie zważając na ból, Candice stawiła się w gabinecie dyrektor Weems. Zastała tam już Valerię, a Rowan zjawił się chwilę później. Miał sińce pod oczami i zmęczoną, szarą twarz. Dyrektor Weems też nie wyglądała zbyt korzystnie, choć starała się to ukryć pod makijażem. Siedziała w głębokim fotelu, co chwila rozmasowując skronie i popijając wyjątkowo śmierdzący napar. Valeria stała przy jej biurku i co jakiś czas strzelała kostkami w palcach.
— Próbuję przeprowadzić rekonstrukcję zdarzeń — przyznała z niemałą trudnością. — Ale jestem nadal kompletnie oszołomiona po tym drastycznym wtargnięciu do mojej głowy nie mam na to kompletnie siły. Valeria, rób co trzeba.
Candice nawet nie zdążyła zaprotestować. Valeria wtargnęła do jej głowy i przebierała w jej myślach, jak koszu z ciuchami w lumpeksie; wybierała tylko to, co było jej potrzebne. Gdy opuściła jej myśli, Candice ze zdumieniem przyznała, że czuje się całkiem dobrze. Nie zdradzała żadnych oznak, jakie zwykle zauważała u swoich ofiar.
Valeria przeniosła się do głowy Rowana. Jego wzrok był błędny, buzia otwarta, mięśnie jego twarzy drgały nerwowo. Valeria była spokojna, jedynie w jej oczach płonął fioletowy blask. Rowan też szybko wrócił do siebie.
— Chłopcze, sam się przyznasz, czy mam to zrobić za ciebie? — gniewnie ryknęła Valeria.
Rowan obruszył się i chyba przez ułamek sekundy chciał się postawić, ale palący wzrok Weems przywołał go na ziemię.
— To ja sprowokowałem całą tę sytuację — przyznał. — Kłamałem, że Candice weszła do moich myśli, potrzebowałem pretekstu, żeby ją zaatakować. Chciałem pomóc kolegom — dodał, po czym nie powiedział już ani słowa.
— Ty szujo... — wysyczała Candice i byłaby rzuciła się na niego z łapami, gdyby nie bolesne kłucie w żebrach.
— Panno Crowe — upomniała ją Larissa Weems. — Cóż, panie Laslow, może pan wyjść, nie mamy o czym dyskutować. Pomyślę nad odpowiednią karą dla pana, a do tego czasu, przebywa pan w areszcie domowym.
Rowan wyszedł bez słowa. Candice czekała, co dalej. Czy ją też spotka kara? W końcu to przez jej moce Yoko prawie utonęła. I coś jej podpowiadało, że złe samopoczucie Weems było spowodowane głównie jej atakiem.
— Valerio, co wyzwoliło tak wielką falę, którą poraziła nas panna Crowe? — spytała Weems, gdy trzasnęły drzwi za Rowanem.
— Ból fizyczny, pani dyrektor. Candice lepiej sobie radzi z panowaniem nad mocą, zrobiła ogromne postępy, ale tak wielki ból... nie można jej winić.
Candice o mało nie otworzyła ust ze zdziwienia! Pierwszy raz usłyszała, gdy Valeria mówiła o niej z taką troską.
— Ten atak był potworny! — uniosła się Weems. — Nadal nie doszłam do siebie.
— Wiem, pani dyrektor. Szczerze mówiąc, sama ledwie się obroniłam — przyznała niechętnie. — Chciałabym zmienić jej trening — dodała, a gdy nie usłyszała słowa komentarza, wyjaśniła dalej. — Candice powinna zacząć używać swojej mocy jakieś pięć lat temu. Przez ten czas, zdążyła jej bardzo dużo skumulować. Uważam — zawiesiła się na moment, po czym podjęła — uważam, że powinnyśmy przejść na świadome używanie mocy.
— Ale mówiłaś, że potrzebujesz pół roku, żeby w ogóle ją poukładać! Żeby zaczęła nad sobą panować!
— Teraz widzę, że to nie ma sensu. Nie opanujemy tego chaosu w jej głowie, ona musi zacząć go używać — z powagą stwierdziła Valeria.
Candice milczała, wsłuchując się w dyskusję między kobietami, które miały zdecydować o jej losie. Z resztą, po co miała się odzywać? I tak nie wiedziała, co robić.
— Niech tak będzie — zgodziła się w końcu dyrektor Weems. — Ale przez najbliższe dwa tygodnie, Candice nie rusza się ze szkoły. Nie chcę żadnego ataku w miasteczku! — zagrzmiała.
Candice i Valeria posłusznie kiwnęły głowami i obie wyszły z gabinetu.
— Zaczynamy, jak tylko żebro się zrośnie — dodała na odchodnym Valeria, tym samym bezwzględnym tonem, co zwykle.
*
Candice wróciła do pokoju i od razu opadła na łóżko; Winifred gdzieś wyszła. Uznała, że czas najwyższy odezwać się do Tylera, skoro dzwonił do niej kilka razy. Wybrała numer i odczekała chwilę.
— Candice, wszystko w porządku? — Jego głos był zmartwiony.
— Hmm, zdefiniuj w porządku... — odparła rozgoryczona.
— Słyszałem od ojca, że był jakiś wypadek w szkole. Podobno ktoś został rzucony z kilku metrów na ścianę szopy, a ktoś inny prawie utonął — mówił przejęty.
— Ja wylądowałam na szopie, a Yoko prawie utonęła przeze mnie — przyznała smutno, bo nadal czuła się winna. — Jeden koleś walnął mną o ścianę i z bólu przypuściłam jakiś potworny atak na ludzi, którzy byli w pobliżu. Niestety Yoko była akurat w wodzie, próbowała dopłynąć do brzegu. Winifred ją uratowała.
— Czyli to nie była twoja wina! — pocieszał ja Tyler. — Jak się czujesz? Masz jakieś poważne złamania?
— Dwa żebra, ale dostałam jakiś magiczny specyfik, nie pytaj mnie, z czego jest zrobiony, bo nawet nie chce wiedzieć. Smakuje i wygląda gorzej niż g... niż wiadomo co — pohamowała się.
Usłyszała śmiech o drugiej stronie słuchawki. Sama też się uśmiechnęła.
— To kiedy zobaczę cię w Jericho, żeby, no wiesz, przekonać się na własne oczy, że wszystko w porządku? Na Dniu Pomocy?
Candice przygryzła wargę.
— Formalnie nie dostałam kary, ale przez dwa tygodnie mam zakaz opuszczania szkoły.
— Czyli cię nie będzie...
— Dyrektor Weems chce, żeby wszystko się uspokoiło. Podobno ludzie w miasteczku nie byli zachwyceni faktem, że Nevermore trzyma Mindreaderkę.
— Tak się nazywa twoja... specjalność? Mindreaderka? Brzmi totalnie odjechanie!
— To komplement? — spytała sarkastycznie.
— Oczywiście! — zapewnił Tyler. — Ale niestety coś w tym jest, ludzie bardziej boją się, że ktoś przeczyta ich myśli, niż że pożre ich wilkołak. Wydaje im się chyba, że mają w głowie coś ciekawego.
— Pewnie twoi koledzy mogą teraz brylować anegdotką, że już mieli ze mną do czynienia — zmartwiła się.
Od początku chciała unikać kłopotów i rozgłosu, a tymczasem wszystko rozniosło się z mocą bomby atomowej.
— Nie przejmuj się — pocieszał ją. — Dwa tygodnie, tak? — dopytał ponownie.
— Zgadza się.
— Przygotuj się na to, że będę wysyłał ci mnóstwo wiadomości. I, żeby nie było wątpliwości, oczekuje od ciebie dokładnie tego samego.
Candice zaśmiała się zawstydzona i zakryła usta dłońmi. Przez chwilę nawet nie przeszkadzał jej ból żeber.
— Mam dużo zajęć, ale się postaram — zapewniła.
— Teraz odpoczywaj. I — zawahał się przez moment — pisz i dzwoń, kiedy chcesz.
— Tyler?
— Hmm?
— Dzięki, za bycie miłym. I troskę — dodała onieśmielona.
Usłyszała, jak ponownie się zaśmiał; tym razem bardzo subtelnie.
— Dbaj o siebie.
Rozłączyła się i przez chwilę leżała na łóżku, wpatrując się w sufit. „Jakie to miłe, gdy ktoś się troszczy", przemknęło jej przez myśl. A potem przypomniała sobie o Rowanie i o całej tej zupełnie niepotrzebne sytuacji i jej konsekwencjach. Ból w boku nasilił się i sięgnęła po kolejną tabletkę.
Zamknęła oczy i zasnęła w ubraniu. Wydawało jej się, że w jej snach nadal wirowały obce myśli.
CZYTASZ
A Penny For Your Thoughts • Wednesday
FanfictionJak często pragniemy przeczytać cudze myśli? Zajrzeć do głowy drugiej osoby i dowiedzieć się, co tak naprawdę w niej siedzi. Candice Crowe pragnęła czegoś zupełnie odwrotnego. Mimo najszczerszych chęci, notorycznie pakowała się ludziom do głowy wbr...