Dziwny czas nastał w Nevemore, po tym, jak domniemana bestia zaczęła atakować coraz śmielej i coraz częściej. Fakt, że zaatakowała też jednego z nich, nikomu niewadzącego Eugene'a Ottingera, sprawił, że stali się niemal zakładnikami w szkole. Skończyły się samotne wycieczki do Jeircho i wymykanie się po nocach gdzie popadnie. Zbliżał się Weekend Rodziców i dyrektor Weems przestrzegała ich, że woli, aby rodziny przyjechały w odwiedziny, a nie identyfikować i odbierać ich zwłoki. Nawet najbardziej lekkomyślni uczniowie, zdawali sobie sprawę z powagi sytuacji.
Candice nie przykładała dużej wagi do Weekendu Rodziców, była pewna, że jej ojciec znowu się nie pojawi, ale tym razem się pomyliła. Uświadomiła ją dopiero Winifred i gdyby nie to, że pokazała jej zdjęcie listy przydziału pokoi dla rodziców, Candice nigdy by nie uwierzyła. Od razu chwyciła za telefon i zadzwoniła do niego.
— Dlaczego mnie nie uprzedziłeś? — spytała, nieco rozgoryczona.
— Cóż, nie sądziłem, że to konieczne — przyznał jej ojciec. — Chciałem, żebyś miała niespodziankę, ale jeżeli nie jesteś zadowolona, mogę to odwołać...
— Nie — Candice weszła mu w słowo. — Bardzo się cieszę, że przyjedziesz — zapewniła. — Po prostu jestem zaskoczona, nic więcej.
Mimo obaw, związanych z wizytą ojca w Nevemore, Candice nie kryła zadowolenia z jego obecności. Zależało jej, aby zobaczył, jak magiczne i wspaniałe jest to miejsce. Przywitała go wylewnie, oprowadziła po szkole, pokazała mu idealnie wysprzątany pokój w akademiku, zapoznała go nawet z panią Thornhill, ale ta zdawała się być trochę rozkojarzona i nie bardzo skora do rozmowy.
— Chyba niezbyt jej się tu podoba — wytłumaczyła. — Ona jest normalna, nie ma żadnych mocy. Myślę, że czuje się tu trochę obco.
— Hmm, to nawet dobrze, że macie też normalnych nauczycieli. Lepiej was to przygotuje do życia w społeczeństwie. Wiesz, co myślę o zamykaniu się w swoich magicznych enklawach.
Candice odwróciła głowę i przewróciła oczami. Wiedziała, że ojciec był przeciwny wszelkiej izolacji, dlatego Nevemore, przeznaczone wyłącznie dla magicznych istot, wydawało mu się kontrowersyjne. Nie miała jednak ochoty dyskutować na ten temat i szukała pretekstu, by skupić jego uwagę na czym innym. Przystanęli oboje, przyglądając się, jak pod główne wejście zajechał staroświecki, czarny samochód, z którego wysiadła rodzina, cała odziana w czerń.
— To rodzice Wednesday Addams, jest nowa, mieszka w moim akademiku — wyjaśniła Candice, z zazdrością wpatrując się w nagrymaszoną Wednesday i witającą ją czule matkę.
— Kim ona jest? No wiesz, jaka jest jej specjalność? — dopytywał ojciec, na nowo podejmując spacer.
— Nie wiem, podejrzewam, że medium, ale z nią nic nie wiadomo, jest bardzo skryta i ciągle mówi o zrobieniu komuś krzywdy.
— Widzisz, dlatego trzeba przebywać w normalnymi ludźmi, oni zwykle nie przejawiają takich skłonności — zauważył z lekkim tryumfem ojciec.
— Normalsi też bywają źli, tato — odgryzła się Candice.
Wieczorem, wszyscy rodzice i uczniowie zostali zaproszeni na tradycyjną, uroczystą kolację. Winifred i Candice uparły się, że ich rodziny muszą siedzieć razem, choćby nie wiem co. Mama Winifred była niezwykle piękną kobietą o długich, lśniących włosach — a przy tym bardzo cichą i skrytą. Jej ojciec z kolei, był pierwszy do przełamywania lodów i od razu zaczął przepytywać ojca Candice o jego pracę. Candice bała się, że ojciec stanie się opryskliwy, ale przeciwnie — rodzice Wini przypadli mu do gustu.
Nazajutrz, przy śniadaniu podkreślił, że to wspaniali ludzie i szczególnie podoba mu się ich podejście do pracy ramię w ramię z normalsami. Candice miała wrażenie, że jej ojciec czasem nakręcał się jak pozytywka, która powtarza w kółko i w kółko tę samą melodię. Niemniej, była zadowolona, że jego wizyta przebiegała tak obiecująco. Wydawało jej się, że Nevemore zrobiło na nim przyzwoite wrażenie. Nie, żeby był zachwycony, ale chyba zaakceptował to, że Candice czuła się tu dobrze.
Pełna entuzjazmu zasiadła do talerza naleśników, gdy nagle, na szkolny dziedziniec wkroczył szeryf Galpin. Od razu skierował się w stronę Addamsów i bez ceregieli, zakuł ojca Wednesday w kajdanki. Candice zrobiła wielkie oczy, a ojciec spojrzał na nią z oburzeniem. Mimo, że koniec końców sprawa rozeszła się po kościach i Gomez Addams szybko wrócił na wolność, Candice wyczuła niepokój ojca. Dał mu wyraz na chwilę, przed planowanym wyjazdem.
— Candice, a może wrócisz ze mną? — spytał bez wstępu. — Z początku myślałem, że to miejsce nie jest tak złe, ale po namyśle... Nie podoba mi się, że przy śniadaniu policja aresztowała ojca twojej szkolnej koleżanki pod zarzutem morderstwa. Poza tym, chociaż sama o tym nie wspomniałaś, słyszałem o atakach, które miały miejsce w okolicy.
— Tato — odparła uspokajającym tonem. — Wiem, że chwilami może to nie wygląda najlepiej, ale tylko w Nevemore czuję się do końca sobą. Bardzo chcę tu zostać.
Ojciec spojrzał na nią z troską, po czym przetarł czoło dłonią.
— Żałuję, że nie ma z nami mamy, ona potrafiłaby cię przekonać. Z resztą, pewnie wcale by nie musiała, bo wszystkiego sama by cię nauczyła i nigdy byś tutaj nie trafiła — zaśmiał się nerwowo.
Candice zacisnęła usta w wąską kreskę i odruchowo spuściła wzrok. Dawno nie rozmawiali o mamie i teraz nie bardzo wiedziała, jak się zachować i co powiedzieć.
— Czyli chcesz zostać? — upewnił się ojciec.
— Zdecydowanie.
Westchnął ciężko, ale przytulił ją mocno i troskliwie ucałował czubek jej głowy.
*
— Niby fajne są te Weekendy Rodziców, ale czuję się taka wykończona — narzekała Winifred. — Lubię moją rodzinę, ale co za dużo, to niezdrowo.
— Podpisuję się pod tym rękami i nogami! Jeszcze na sam koniec musiałam się zapierać, żeby ojciec nie wciągnął mnie do samochodu i nie zabrał do domu.
— Bianca chyba też ciężko przeżyła wizytę matki — zauważyła Wini. — Rozmawiałam z nią chwilę i udawała, że wszystko jest w porządku, ale była jakaś wycofana i przestraszona.
— Myślę, że i dla nas i dla naszych rodziców jest lepiej, gdy nie wtrącamy się za bardzo w swoje sprawy — westchnęła Candice, ale jej uwagę przykuło coś innego.
Wydawało jej się, że słyszy krzyki, dobiegające z zewnątrz. Podeszła do okna i zobaczyła jasną łunę, rozjaśniającą nocne niebo.
— Wini, zobacz, czy ktoś właśnie próbuje nam urządzić polowanie na czarownice? — spytała skonfundowana.
Winfired podbiegła do okna i przeklęła. Obie wybiegły na balkon i dopiero z jego skraju ujrzały płonący na błoniach napis.
— "Będzie padało ogniem" — przeczytała na głos Candice i spojrzała na Winifred z przerażeniem. — Myślisz, że to jakiś głupi żart? — spytała z nadzieją.
Winifred nie od razu odpowiedziała. Przyglądała się przez chwilę dopalającym się literom, które właśnie próbowano ugasić.
— Na pewno — machnęła ręką, ale gdy wróciły do środka, postanowiły na tę jedną noc złączyć łóżka, tak na wszelki wypadek.
CZYTASZ
A Penny For Your Thoughts • Wednesday
FanfictionJak często pragniemy przeczytać cudze myśli? Zajrzeć do głowy drugiej osoby i dowiedzieć się, co tak naprawdę w niej siedzi. Candice Crowe pragnęła czegoś zupełnie odwrotnego. Mimo najszczerszych chęci, notorycznie pakowała się ludziom do głowy wbr...