Candice czekała cały weekend na jakąkolwiek wiadomość od Tylera. W końcu przestała do niego pisać i dzwonić, czuła się bezsilna wobec jego nagłej obojętności. Gdyby nie wizyta w jego domu i zapewnienia szeryfa, że Tyler jest z kolegami na rybach, wszczęłaby alarm i zarządziła poszukiwania. Żadna z tych rzeczy — wystawienie i ignorowanie jej, nie były w jego stylu. Cały czas miała nadzieję, że w poniedziałek się do niej odezwie i jakoś to wszystko wyjaśni. Nie liczyła już na szczęśliwe zakończenie, po prostu chciała wiedzieć. W środę, Tyler miał wyjeżdżać do college'u i bardzo bała się, że wyjedzie od tak — bez słowa wyjaśnienia. Miała tendencję do obwiniania się, więc cała ta sytuacja , to była woda na młyn dla jej samonapędzających się mechanizmów autodestrukcji. Była zła na Tylera, to on zachował się karygodnie, a jednocześnie nie potrafiła przestać zastanawiać się nad tym, czy przypadkiem to ona nie zrobiła czegoś, co go do tego sprowokowało.
Czuła się naprawdę podle, więc gdy w poniedziałek, po lekcjach botaniki, zobaczyła na telefonie powiadomienie od Tylera, niemal podskoczyła. Prosił o spotkanie wieczorem, przy Wiatrowskazie. Z tonu wiadomości ciężko było odczytać cokolwiek, był zupełnie neutralny, ale fakt, że kazał jej samej przyjechać do miasta, nie oferując, że po nią przyjedzie, to nie była dobra wróżba.
Zjawiła się pod Wiatrowskazem punkt siódma. Bolał ją żołądek i czuła przebiegające jej po ciele zimne dreszcze. Zajrzała przez okno do środka i zrobiła wielkie oczy, widząc Tylera za ladą. Była przekonana, że w zeszły piątek miał ostatnią zmianę, a w tym tygodniu miał się skupiać wyłącznie na przygotowanych do wyjazdu. Coraz mniej rozumiała.
Tyler zauważył, że stała na zewnątrz, nie ucieszył się, jak zwykle, na jej widok. Zamienił kilka słów z Bethany, z którą akurat miał zmianę, po czym na moment zniknął za zapleczu, z którego zabrał kurtkę. Gdy stanął przed nią, Candice czuła, że łzy napływają jej do oczu. Przeczuwała już, co Tyler zaraz jej powie. Dotarło do niej, że to koniec, mimo, że zupełnie nie rozumiała, jak do tego wszystkiego doszło.
— Tyler, co się dzieje? — spytała drżącym głosem. — Dlaczego mnie wystawiłeś, dlaczego mnie nie przyjechałeś? Dlaczego mnie ignorowałeś? Gdzie byłeś? — wzięła głęboki wdech, próbując się uspokoić, ale słowa same z niej wypływały. — Dlaczego nadal jesteś we Wiatrowskazie, pojutrze wyjeżdżasz, miałeś się szykować. Tyler — urwała i chwyciła jego dłoń, nie mogąc znieść jego obojętności.
— Dopuść mnie do głosu, to ci wytłumaczę — odparł chłodno.
Cofnęła dłoń i odsunęła się, porażona tym, jak nieczuły był wobec niej.
— Candice, to koniec — oznajmił. — Nie chcę się już z tobą spotykać, nic do ciebie nie czuję, więc to zupełnie bez sensu.
Candice przypomniała sobie, jak Bianca rozcięła jej w zeszłym semestrze ramię, szablą do szermierki. Wtedy, bolało mniej niż teraz. Rozpłakała się, mimo chęci opanowania i nie potrafiła powstrzymać rozpaczy.
— To po co było to wszystko? Po co planowanie tego wyjazdu? Po co to moje przesiadywanie w kawiarni, kiedy pracowałeś? Te nasze rozmowy? Po co to zrobiłeś, chciałeś mnie upokorzyć? Zabawić się z dziwadłem? Chciałeś, żeby mocniej mnie zabolało, jak będziesz ze mną zrywał? Jeżeli tak, to gratuluję, osiągnąłeś swój cel.
—Candice... — przez moment miała wrażenie, że usłyszała w sposobie, w jaki wypowiadał jej imię, echo dawnej czułości, które jednak szybko zniknęło. — Nie planowałem tego, tak jakoś wyszło. Cały ten wyjazd — myślałem, że może coś mnie ruszy, że poczuje coś, ale potem uznałem, że to bez sensu.
CZYTASZ
A Penny For Your Thoughts • Wednesday
FanficJak często pragniemy przeczytać cudze myśli? Zajrzeć do głowy drugiej osoby i dowiedzieć się, co tak naprawdę w niej siedzi. Candice Crowe pragnęła czegoś zupełnie odwrotnego. Mimo najszczerszych chęci, notorycznie pakowała się ludziom do głowy wbr...