W sobotnie przedpołudnie, Yaspis, Winifred i Candice stanęły pełne wiary i nadziei przed sklepem z sukienkami. Do Kruczej Imprezy było jeszcze trochę czasu, więc znalazły się w nielicznym gronie dziewcząt, które postanowiły załatwić sprawę z tak dużym wyprzedzeniem.
Candice wątpiła, aby posiadanie przez jedyny w mieście sklep z wieczorowymi sukienkami takiej ilości białych kreacji, było przypadkiem. Ktoś dobrze skalkulował, że niebawem horda wygłodniałych nastolatek rzuci się na to miejsce i nie będzie miała litości. Będzie szukać tak długo, aż znajdzie tę jedyną.
Yaspis i Winifred były syrenami, naturalnie więc przyciągały je błyskotki. Mierzyły tylko to, co miało cekiny albo przynajmniej brokat. Candice postawiła na satynę, ale dopiero po zaciętych bojach z jednym kombinezonem, jedną zbyt długą i jedną zbyt krótką sukienką.
W wielkim skrócie, całość trwała wieki.
— Hej, nie spóźnisz się na spotkanie z Tylerem? — zauważyła Winifred, zerkając na zegarek.
Candice opamiętała się i w końcu wybrała sukienkę, w której czuła się najlepiej. Zapłaciła, pożegnała się z koleżankami i pobiegła do Wiatrowskazu.
Tyler już na nią czekał. Dostrzegła go przy stoliku. Przez chwilę patrzyła na niego przez szybę, ale nie zauważył jej. Jego wzrok był skupiony na drzwiach wejściowych.
Wbiegła do środka, rozcierając zmarznięte ręce. Z daleka przywitali się skinieniem głowy, ale gdy Candice zbliżyła się do stolika, Tyler wstał i objął ją na powitanie. Był taki ciepły, w porównaniu z zimnem panującym na dworze!
— Co tam masz? — spytał, zerkając na sporą torbę, którą Candice postawiła na siedzeniu obok. — Byłyście rano na zakupach?
— Och, wybieraliśmy z dziewczynami sukienki na Kruczą Imprezę. To taka szkolna potańcówka w naszej szkole — wyjaśniła. — Trochę straciłam poczucie czasu, dlatego przebiegłam — dodała, chcąc wytłumaczyć, dlaczego cały czas dyszy.
— Krucza Impreza? Brzmi jak fajna sprawa — Candice wyłapała w jego głosie nutę żalu.
— Idziemy we trzy, dziewczyńskie wyjście — wyjaśniła, ale impuls popchnął ją o krok dalej. — Pytałam, ale podobno nie jest w dobrym tonie zapraszać kogoś z zewnątrz.
Spłoszyła się nieco, widząc jego tryumfalny uśmiech. Tyler stanowił tak przedziwną mieszankę! Jednocześnie potrafił być słodki, troskliwy i trochę zmieszany, by za chwilę emanować pewnością siebie i zdecydowaniem.
— Miałaś kogoś konkretnego na myśli? — spytał niewinnie.
Candice przewróciła oczami, a on tak zgrabnie wykorzystał moment, by dotknąć dłoni, którą przed chwilą położyła na stole!
— Może za rok zmienią zasady — dodał.
Gdy podszedł do nich kelner, zamówili kawę i deser, po czym na nowo pogrążyli się w rozmowie. Co z tego, że pisali o dzwonili do siebie przez ostatnie tygodnie. Teraz, gdy spotkali się na żywo, opowiadali sobie na nowo różne sytuacje i oboje czerpali z tego wielką przyjemność.
— Muszę przyznać, że chociaż lubię nasze gadanie przez telefon do trzeciej nad ranem i chodzenie do szkoły totalnie niewyspanym, to jednak ciężko zastąpić prawdziwą rozmowę — zauważył.
— Zgadzam się, przez telefon nie mogę zobaczyć tego twojego uśmieszku.
— Pff, jakiego uśmieszku? — wypierał się.
— O właśnie tego — zaakcentowała Candice.
Tyler uśmiechnął się jeszcze szerzej.
— Pomyślałem... mówiłaś ostatnio, że przez złamane nie możesz chodzić na te swoje zajęcia z karate?
CZYTASZ
A Penny For Your Thoughts • Wednesday
FanfictionJak często pragniemy przeczytać cudze myśli? Zajrzeć do głowy drugiej osoby i dowiedzieć się, co tak naprawdę w niej siedzi. Candice Crowe pragnęła czegoś zupełnie odwrotnego. Mimo najszczerszych chęci, notorycznie pakowała się ludziom do głowy wbr...