Jego głęboką, bordową czerwienią.
Xavier próbuje go rzucić, wściekły na tyle, że zapomina bać się tych chłopców. Wściekły i decydujący się porzucić słabą zdobycz o miękkim brzuchu, którą wydawał się być. Ale jeden z dwóch idiotów Wednesday nigdy nie raczył poznać nazwy przechwytów, odwracając się i wysyłając go gwałtownie w ścianę z muralem. Więcej farby zostaje otwarte i rozrzucone wzdłuż muralu, wcinając się w szczegółową pracę.
Zbiry rzucają jego zebrane pędzle na środek ulicy, być może jako dodatkową zniewagę.
Środa zgrzyta zębami. Wie, że potrafi być okrutną, bezlitosną istotą, ale czuje się, jakby wbijała się w miękką tkankę jej organów. To ten sam rodzaj cichej wściekłości, który ogarniał ją, ilekroć dowiedziała się, że jej drogi brat ponownie znalazł się po przegranej stronie bandy łobuzów.
W pewnym momencie, gdy Xavier zaczyna odzyskiwać równowagę, Tyler decyduje się wepchnąć go z powrotem w ścianę, a Wednesday potrzebuje wszystkiego, by nie wzdrygnąć się na dźwięk, jaki wydaje jego głowa uderzająca o cegły. To nie jest ostry trzask, ale tępy łoskot bólu rozkwitającego za oczami.
Prawie cała farba została zużyta, a mural jest wyraźnie zniszczony i zniszczony, a Wednesday czuje w brzuchu mdłości. Absolutnie okropny typ. Gdy Tyler pochyla się nad Xavierem, wypluwając coś o wyrzutkach, którzy znają swoje miejsce, Wednesday się budzi.
Z gwałtownym dławiącym sapnięciem, Wednesday siada. Oczy szeroko otwarte, ręce chwytające jej pierś, głowę. Wstrząsy wtórne wizji, wrażenie farby we włosach i kolano przy żebrach.
– Cholera, Wednesday, wszystko w porządku? Pochyla się nad nią, siedzi tak blisko, że jego kolana przyciskają się do jej ud. Jego ramię, ciężkie i solidne, zakotwiczało się wzdłuż jej łopatek. Xavier ze zmarszczonym czołem i oczami wypełnionymi troską po brzegi.
Nie mrugając, Wednesday pochyla się bliżej, aż zostaje odpowiednio schowana pod jego ramieniem i może się owinąć wokół niej. Jak zawsze, nagła zmiana od bycia w ferworze wizji do powrotu do rzeczywistości osiada w przestrzeni za jej kością brwiową, pozostawiając jej umysł do pracy w nadgodzinach, pamiętając szczegóły i układając wszystko razem.
„Kolejny dzień nękany psychicznymi wizjami, które ani razu nie ostrzegają mnie przed czasem”.
Następuje chwila wahania i prawie czuje ciche brzęczenie zaskoczenia, że nie wyrywa się z uścisku, jak się w nim pochyla. Powitanie go i poszukiwanie więcej. Ale wtedy Xavier składa ją na bok, wsuwając czubek jej głowy pod brodę. Wednesday wciąż słyszy głębokie uderzenie kości czaszki o cegłę.
Farba ścieka z muralu, kapie na jego ciało, gdy próbuje wstać. Chemiczny smak mieszający się w jego ustach z jego własną krwią.
To ostre skręcające uczucie. Poczucie winy zapuszcza korzenie i walczy o rozkwit.
Nagle Wednesday czuje, że jeśli dłużej będzie trzymana w jego ramionach, udusi się tym uczuciem.
Nie walczy, gdy się odsuwa, zamiast tego z łatwością pozwala jej odejść i nadal na nią patrzy, tymi oczami pełnymi troski. Och, jak Wednesday nienawidzi troszczyć się o innych ludzi. To zawsze się dzieje. Obrzydliwe, robaczywe poczucie winy, które przykrywa jej twarz poduszką i grozi uduszeniem, kiedy najmniej się tego spodziewa.
– Chciałeś mi powiedzieć, co widziałeś? – pyta Xavier, wciąż otwarty. Tak zmartwiony. Wednesday chce go ugryźć, żeby przypomnieć mu, kim właściwie jest. Przypomnij mu, że wszystko w jej obecności zawsze będzie nieuchronnie kwaśne. Ona tak lubi.
Ale wtedy jego palec przesuwa się po brzegu jej kurtki, a Wednesday ma ochotę sięgnąć jej do gardła i wbić paznokcie we własne serce. Chwyć go i wyrwij z zaczepów. Wypluj to na podłogę i pozwól mu to mieć, bo najwyraźniej tego nie potrzebuje.
Więc mu mówi. O muralu, o Tylerze, farbach i uderzeniu głowom w kamień.
Wciąż siedzą na ziemi, zamknięci w rogu między dwoma budynkami, gdy słońce zaczyna chować się za horyzont. Dając pozory prywatności. Wednesday zastanawia się, jak długo była nieprzytomna.
Kiedy kończy opowiadać o wydarzeniach, zapada bolesna chwila ciszy, a Xavier patrzy z profilu na swój na wpół ukończony mural w gasnącym świetle. Coś w jego oczach straciło ostrość i oddaliło się w chwili, gdy zdał sobie sprawę, jaki to był dzień, wokół, jakiego wydarzenia skupiała się jej wizja.
Wednesday próbuje sformułować coś, co mogłaby powiedzieć, by zakończyć ciszę, ale Xavier ją wyprzedza. Wsadził ręce do kieszeni bluzy i odchrząknął. „Część, która nastąpiła później… reszta historii” Xavier przechyla głowę w jej stronę, zerkając na nią przez chwilę. „Kończy się dwoma pękniętymi żebrami, skręconym nadgarstkiem i bólem głowy, który utrzymywał się przez prawie tydzień”.
— Nie powiedziałeś mi tego. Wednesday mówi, niepotrzebnie.
Xavier wzrusza ramionami, szybkim ruchem ramion. „Jeżeli mam być szczery, wciąż trochę się tego wstydziłem. Nie wydawało się istotne.
Wednesday pamięta RaveN. Wydaje się, że Xavier pomija całe fragmenty historii, ponieważ właśnie powtórzył, że Tyler to zła wiadomość. Nie powinna go winić za trzymanie języka za zębami. Jest tylko kilka historii, które przypominają operację bez znieczulenia, kiedy próbujesz je opowiedzieć. Ostry i bolesny, gdy słowa są z ciebie wyciągane.
(stając na balkonie i opowiadając swojej najlepszej przyjaciółce o ziejącej paszczy straty, jaka pozostała po jej ukochanym zwierzaku, miałam takie samo uczucie.).
„Chciałbym przeprosić.” Wednesday mówi, składając ręce na kolanach.
Xavier w końcu na nią patrzy, mrugając ze zdziwienia. „Po co?”
– Za coś, czego nawet nie byłeś świadomy. Kiedy po raz pierwszy powiedziałeś mi o tym, co Tyler ci zrobił, nie potraktowałem tego tak poważnie, jak powinienem. Kiedy rozmawiałem o tym z Tylerem, nazwałem to kiepskim żartem.
Czole, nad łukiem brwiowym, wciąż się uśmiechając. „Moje serce też gnije dla ciebie, czy cokolwiek”. Potem wstaje, z łatwością ciągnąc za sobą Wednesdaya.
„Wyznania donikąd cię nie zaprowadzą”.
„Czy teraz mi wierzysz, kiedy mówię, że ci wybaczam?” Obie ręce zakotwiczyły się na jej policzkach, dopasowując jej twarz do kołyski jego dłoni. Xavier lekko ściska jej twarz, kiedy wypowiada słowo „przebacz”.
Kiedy teraz stoi, sprawia, że wyciąga szyję, by na niego spojrzeć. Wednesday gardzi tym, jak bardzo nie gardzi tym, że góruje nad nią trzynastoma calami. "Tak. A teraz puść mnie, chyba że odczuwasz palącą potrzebę, by nie być już w posiadaniu żadnego z nich.
Wednesday pomaga mu posprzątać różne przybory do malowania, stojąc nieruchomo, gdy trzyma małe wiaderko, do którego wkłada wszystkie swoje pędzle. Wkrótce wszystko inne zostaje odłożone na bok i rozpoczynają długi spacer do jego szopy z dziełami sztuki w środku lasu. Wednesday jedną ręką trzyma wiadro, a drugą dłoń Xaviera.
Gdyby ktoś zapytał, z łatwością obwiniałaby go o to, że wziął ją za rękę, pozwalając mu na ten punkt kontaktu, a Xavier pozwoliłby jej kłamać przez zęby. Oboje, wiedząc, że Wednesday wyciągnęła rękę pierwsza, zahaczyła jej palce o swoje i przytrzymała mocno.
CZYTASZ
Dzienniczek panny Addams
Fiksi UmumZbiór krótkich opowiadań o Wednesday Addams @Bulka_Jaster ~ okładka