C H A P T E R T W O

1.1K 55 14
                                    

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Wystraszona postacią Na'vi nie byłaś w stanie się ruszyć. Jego oczy były tak nieziemsko hipnotyzujące, że mogłaś w nie patrzeć do końca życia. Przyłożyłaś rękę do szkła na co Na'vi zrobił to samo.

Uśmiechnęłaś się delikatnie i przyłożyłaś drugą rękę do szyby.
On zrobił tak samo.
To niesamowite.

- To niesamowite.- powiedziałaś na głos.

- Prawda ?.
Jego głos...cudowny.

- Mówisz po naszemu ?.- zapytałaś.

- Ojciec mnie uczył.- uśmiechnął się.- Możesz wyjść ?.

- Chciałabym, chciałabym tak bardzo uciec z tego więzienia.- wyżaliłaś się.- Przepraszam, po prostu...pragnę stąd uciec od tak dawna.

- Pomogę Ci uciec, odsuń się.

Zrobiłaś, co ci kazał. To śmieszne, że ufasz bardziej Na'vi niż ludziom. Chyba każdy bardziej by im ufał, niż tym, przez których płaczemy.
Na'vi wyciągnął strzałę po czym wbił ją w okno. Niestety, włączył się alarm. Zrobił to ponownie i tym razem szyba pękła. Wziął cię za rękę i pomógł usiąść na ikrana. Byłaś za bardzo oszołomiona wyjściem z "więzienia", żeby się przejmować tym, że siedzisz na żadko spotykanym w swoim świecie zwierzęciu.
Ikran. Cudowny.
Złapałaś go w pasie i razem polecieliście w miejsce, które znał tylko on.

- Jak masz na imię ?.- spytał.

- [T.I], a ty ?.

- Neteyam Sully.

- Sully ?.- powtórzyłaś.

Widziałaś niedawno te nazwisko w jednym z komputerów.

- Gdzie lecimy?.- zapytałaś.

- Do mojego domu, spokojnie. Mój ojciec raczej dobrze przyjmuję ludzi.

- Jak to raczej ?.

- Bo był kiedyś...człowiekiem.

Czyli...stał się Na'vi. Stał się jednym z nich.
Przeszły cię dreszcze. To był już jeden objaw, który zaraz zamieni się w coś grubszego.

- Neteyam ?.

-Hm ?.

- Możemy gdzieś wylądować ? Źle...Źle się czuję.- głowa zaczęła cię boleć, a ciało słabnąć. Z tego, co mówiła lekarka taki objaw powinien szybko minąć, ale zawsze za bardzo panikowałaś.
Chłopak ukierował swojego ikrana na jedno z dużych drzew, gdzie pomógł ci wstać. Oparłaś się o pień i przegryzłaś wargę, aby nie krzyknąć.

- Co się dzieje ?.- kucnął przy tobie i odgarnął z twojego czoła pęk włosów.

- Zapomniałam, że mam nadajnik. Daj mi coś ostrego, muszę...muszę to wyciągnąć.

- Ja to zrobię, jesteś w tym momencie ledwo żywa, co się dzieje ?.

- Jestem trochę innym człowiekiem. Mogę oddychać, ale muszę przejść jakąś próbę, abym mogła się przystosować. Muszę przeżyć gorączkę.

- Wyjmiemy ten nadajnik i ruszamy dalej. Moja rodzina może ci pomóc.- wziął cię na ręcę.- Gdzie to jest ?.

- Gdzieś tutaj.- wskazałaś na tył szyi.- Nic mi nie zrobisz, spokojnie.

Neteyam powoli wbijał strzałę w twoją skórę tak, aby nie uszkodzić jej tak bardzo.

- Boli ?.

- Nie, kontynuuj.

Robił to powoli, bardzo. To była pierwsza delikatna rzecz, jakiej doświadczyłaś w życiu.
Nadajnik wydawał jednostajne odłosy. Szybko został zniszczony przez młodego Na'vi.
Neteyam opatrzył ci jeszcze ranę i delikatnie przetrzymał krwawienie.

- Moja krew to lekarstwo. Jeżeli będziesz umierający, musisz się jej napić, aby rany się zagoiły.- zaczęłaś.- Wiem, wydaję się to dziwne.

- Naprawdę masz takie zdolności ? To jest wręcz...niesamowite.

- Dlatego mnie tam przetrzymują. Bo jestem ich projektem, którego potrzebują.

- To jest...okropne.- szepnął.- I jak ? Lepiej się czujesz ?.

- Tak, możemy wracać do twojej rodziny.- podniósł cię.- Co ty robisz?.

- Podnoszę cię, to źle?.- zapytał uśmiechając się delikatnie.- Jeszcze coś Ci się stanie lub upadniesz.

- Nie musiałeś, naprawdę.

Posadził cię na ikranie a następnie sam na niego wskoczył.
Nie minęło dziesięć minut, a już widziałaś jaskinię, gdzie- jak Neteyam ci powiedział- tam teraz mieszkają z powodu ataku na Domowe Drzewo.
Wylądowaliście przy namiocie, które należało do jego ojca, czyli wodza klanu.
Byłaś zestresowana.

- Spokojnie, nie zjedzą cię.

Nie byłaś tego taka pewna.

- Neteyam, dobrze, że jesteś. Musimy iść.- obstawiałaś, że to była jego matka.- Kto to jest ?.

- Matko, poznaj...

- Nie mamy czasu, twoje rodzeństwo jest w niebezpieczeństwie.- przerwała mu.- Musimy lecieć.

Obrócił się w twoją stronę.

- Spokojnie, wrócę za niedługo.- pogłaskał twój policzek i dosiadł swojego banshee. Już po chwili
był tylko małym punktem, który znikł.
Ty natomiast byłaś na wyczerpaniu. Opadłaś na podłogę i złapałaś się swojej głowy, która kręciła się i kręciła.
W pewnym momencie po prostu zamknęłaś oczy.
I nie miałaś ochoty ich otwierać.

Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał❤Miłego dnia/nocy!

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał❤
Miłego dnia/nocy!

My heart lies in Pandora | Avatar 2: Istota wodyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz