Z góry przepraszam za jakieś literówki czy korektę, która niespodziewanie się zmienia ;)
Noc spędziłaś w namiocie Sullych. Dawno tak dobrze nie spałaś. Noc bez koszmarów i strachu było jak błogosławieństwo.
Rano jednak panowała napięta atmosfera. Nie dziwiłaś się. W końcu rodzina musiała opuścić dom z powodu zagrożenia, które miało nadejść.
Ty również musiałaś polecieć z nimi.Musiałaś udać się na "ceremonię zabijania przywódcy" czy...jakoś tak. W każdym razie nie wyglądało to tak źle, jak myślałaś. Ciągle trzymałaś spiętego Neteyama za rękę i zerkałaś w jego stronę. Od minionej nocy czułaś się dziwnie w jego towarzystwie. Właśnie wtedy pojawiło się w tobie dość przyjemne uczucie. Nie mogłaś się w nim zakochać, przecież to absurdalne.
Nie byłaś Na'vi. Byłaś tylko człowiekiem. Nie mogłaś przecież od tak stać się jednym z klanu.
Ciągle miałaś w głowie, że Neteyam zasługuje na kogoś lepszego, chodź to bardzo bolało.Wsiadłaś razem z nim na ikrana i polecieliście za jego ojcem.
Mocniej wtuliłaś się w ciepłe ciało chłopaka i podziwiałaś widoki z góry. Wszystko było tak majestatyczne i na swój sposób urocze.
Neteyam nie odzywał się przez kilka godzin. Może wyczuł, że śpisz, więc nie przejmowałaś się tak bardzo.- Coś cię trapi ?.- zapytałaś w końcu. Byłaś ciekawa, czy on również czuję trochę tą niezręczność po nocy.
- Nie, po czym wnioskujesz ?.
Czułaś, że głos nie był już tak bardzo przepełniony czułością i troskliwością jak wcześniej.
- Tak po prostu pytam.- wzruszyłaś ramionami.
Poczułaś, jak zbiera ci się na kolejny atak. Nowe miejsce i nowe powietrze. Musiałaś znowu przejść próbę.
Zaczęłaś drżeć.- Co się dzieje, [T.I] ?.
- Nowe miejsce, muszę przejść przez próbę.- uspokoiłaś go.- Nie przejmuj się.
- Jak mam się nie przejmować, kiedy zaraz zemdlejesz i spadniesz ?.- warknął.
- Przecież nie umrę.- starałaś się go uspokoić.- Muszę tylko...
Zakręciło Ci się w głowie, więc mocniej przylgnęłaś do ciała Neteyama.
-Neteyam...
Obrócił się agresywnie w twoją stronę.
- Co się dzieje ?!.
Posłałaś mu słaby uśmiech. Policzyłaś do dziesięciu, aby chodź trochę odgonić myśli. Neteyam złapał cię za rękę, gdzie wyczuł twój puls.
Był słabszy.- Spokojnie, zaraz przejdzie.- wysiliłaś się na szerszy uśmiech.
I tak się stało, już po kilku sekundach twój organizm wrócił do normalnego funkcjonowania.
- Widzisz ? Nie wiem, czym się przejmujesz. Nic się nie...
- Ale mogło się stać, czemu tego nie rozumiesz ?.
Nie odpowiedziałaś. Po prostu spięłaś się jeszcze bardziej i modliłaś się, aby ta napięta jeszcze bardziej atmosfera się skończyła.
Ktoś wysłuchał tych modlitw, ponieważ zaczęłaś dostrzegać postacie na dole. Tak, jak myślałaś, był to klan wody. Twój stres i napięcie wzrosły jeszcze bardziej, kiedy zaczęliście lądować.
Neyetam pomógł ci zejść i razem zaczęliście kierować się w stronę jego ojca.
Poczułaś, że wszystkie oczy się na ciebie patrzą.- Kto to jest ?.- zapytał Na'vi, który przypominał wodza. Wskazywał na ciebie.
- To...
- Jestem [T.I].- przedstawiłaś się chyba za szybko.- I...przybyłam tutaj z rodziną Sully ponieważ uciekłam ludziom z nieba.
Pomińmy fakt, że oni pewnie uważają cię za wariatkę. Byłaś jedną znich, ale tylko z wyglądu zewnętrznego, nie wewnętrznego.
- Jej krew może uleczyć.
Nastała cisza. Spojrzałaś się na Jake'a, który wydawał się pewny siebie. Nagle przyszła jakaś kobieta. Wyglądała na źle nastawioną.
Chyba najbardziej do ciebie.
Wydawało się, że chce coś powiedzieć, ale czyiś krzyk to uniemożliwił.- Moje dziecko! Pomocy!.
Tłum się rozprzestrzenił tak, że byłaś w stanie dostrzec płaczącą kobietę trzymającą kurczowo małego brzdąca.
Dziecko wyglądało na...umierające.Wódz, jak i kobieta, która patrzyła się na ciebie groźnie podeszli do matki z dzieckiem, ty również.
- Cofnij się!.
Zatrzymałaś się.
- Moja krew leczy! Uratuje je!.- krzyknęłaś.- Potrzebuję czegoś ostrego.- kucnęłaś przy Na'vi.- Proszę się uspokoić.
Obok ciebie pojawiła się Neytiri, która podała ci sztylet. Podziękowałaś szybko i zrobiłaś małe, ale głębokie nacięcie na nadgarstku. Syknęłaś z bólu.
Nastawiłaś rękę tak, aby malec mógł ją ssać. Już po jednym liźnięciu maluch się ożywił, a w jego oczach błyszczały małe gwiazdki.
Uśmiechnęłaś się lekko, kiedy oderwał się od twojej ręki i zaczął się śmiać.
Jego matka padła u twoich stóp.- Dziękuję...dziękuję, dziękuję i jeszcze raz dziękuję.
- Cieszę się, że mogłam pomóc.- skinęłaś głową.
Znowu ci się mieniło przed oczami. To nie był najlepszy dzień. Upadłaś na podłogę, ale nadal byłaś świadoma. Nie na długo.
Ostatnim, co a właściwie kogo zobaczyłaś to twarz Neteyama.Mam nadzieję, że rozdział wam się podobał!
Miłego dnia/nocy!❤
CZYTASZ
My heart lies in Pandora | Avatar 2: Istota wody
Fanfiction[T.I] jest niezywkłym dzieckiem. Dlaczego ? W jej żyłach płynie krew, która uzdrawia wszystko i wszystkich. To nie jest jedyna rzecz w niej niezwykła. Może oddychać na Pandorze. Dlatego naukowcy SecOps przetrzymują ją robiąc na niej badania i eksp...