2. "Ścierwa."

619 73 11
                                    

Kucharka przygotowała dla Dylana pożywną i sporych rozmiarów porcję jedzenia. Na sam widok zupy warzywnej oraz pieczonego kurczaka otoczonego kalafiorem w panierce, pociekła mi ślinka. Nie powinnam tak dobrze karmić mężczyzny, nawet jeśli był moim wybranym. Według zaleceń, pomimo pozycji jaką zdobył, nie powinien czuć się za dobrze. Jednak widok zapadniętych i bladych policzków Dylana, sprawiał, że nie mogłam postąpić inaczej, niż nakarmić go treściwym obiadem, którym nie wzgardziłaby sama prezydent.

Byłam świadoma, że oszczędzano na mężczyznach i choć w większości ciężko pracowali, niedojadali. Nie posiadałam jednak żadnego wpływu na tę niedorzeczną sytuację, gdyż matka od zawsze trzymała mnie z dala od spraw rządowych. Tłumaczyła to chęcią dania mi normalnego życia, chociaż tak naprawdę nigdy takie nie było. Zawsze miałam wszystko czego zapragnęłam, moje nauczanie odbywało się w domu, zamiast w szkole publicznej, a grono moich znajomych ograniczało się do dzieci ważnych urzędników. Każdy racjonalnie myślący człowiek nie zaryzykowałby choćby stwierdzeniem, że moje życie należało do normalnych.

Nim zdążyłam pochłonąć choćby kęs porcji swojego obiadu, obok mnie pojawiła się jedna ze strażniczek, która zajmowała się trzymaniem pieczy nad Dylanem.

- Tak? - zapytałam krojąc soczysty kawałek kurczaka.

Był to mój pierwszy posiłek tego dnia, gdyż Ceremonia Wyboru sprawiła, że nie potrafiłam niczego przełknąć już od doby.

- Wybrany nie chce jeść. Mamy użyć siły?

Wetchnęłam opuszczając widelec z kawałkiem kurczaka z powrotem na talerz.

- Absolutnie i macie nigdy tego nie robić - nakazałam.

Strażniczka spoglądała na mnie w milczeniu, czekając na dalsze rozkazy.

- Przyjdę jak dokończę swój posiłek - poinformowałam, ponownie zabierając sztućce do rąk.

Kobieta kiwnęła głową i odeszła, a ja w końcu mogłam delektować się posiłkiem. Zdecydowanie kucharze w moim domu należeli do tych najlepszych. Uniosłam wzrok spoglądając na pusty, biały stół. Przywykłam do jadania i spędzania czasu samotnie. Nawet mieszkając w Białym Domu, bywałam samotna, a towarzystwa dotrzymywały mi jednie strażniczki i służba. Matkę pochłaniała praca, która była dla niej ważniejsza niż własne dziecko. Zostanie prezydentem było jej życiowym sukcesem, więc oddawała się temu bez reszty. Czasami żałowałam, że nie miałam siostry, z którą mogłabym spędzać czas. Nie wiedziałam, co było powodem tego, iż byłam jedynym dzieckiem Christiny, nigdy o tym nie wspomniała ani nie wyraziła chęci posiadania kolejnego potomka.

Miałam jednak Lizzy, która pojawiła się w moim życiu już osiem lat temu. Poznałyśmy się na jednym z oficjalnych przyjęć urządzanych przez moją matkę i od razu złapałyśmy wspólny język. Pomimo, że dziewczyna była przeciwieństwem mnie, gdyż można było ją określić jedynie jako żywy promyk słońca, to nigdy nie brakowało nam tematów i chęci do spędzania wspólnie czasu.

Moje rozmyślenia przerwał huk dobiegający od strony pokoju Dylana. Ze smutkiem spojrzałam na do połowy opróżniony talerz. Następnie, ocierając usta serwetką, udałam się w stronę z której dobiegł niepokojący dźwięk.

Przecisnęłam się pomiędzy strażniczką stojącą na progu drzwi i weszłam do środka rozglądając się po pomieszczeniu. Krzesło, które powinno stać przy stole, leżało teraz w przeciwległym kącie pokoju. Następnie przekierowałam wzrok na Dylana siedzącego na ziemi z głową opartą o ścianę.

- Dlaczego nie chcesz jeść? - Mój głos odbił się od pustych ścian.

Chłopak uniósł głowę, wbijając we mnie wzrok.

Enslaved. Wyjdź z podziemi.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz