14."Plecak".

467 39 10
                                    

Rozdział w prawdzie nie należy do najdłuższych, ale chciałam zakończyć go w odpowiednim miejscu, gdyż jest to symboliczny moment.
Miłego czytania.

– To co widzę jest szare, brudne...

– Gruzy – wetchnęłam. – Ta gra jest głupia, tutaj są tylko gruzy.

Wzrokiem ogarnęłam otaczająca nas przestrzeń. Krajobraz był ponury, a deszczowe chmury wisiały nad naszymi głowami grożąc przemoczeniem naszych jedynych ubrań do ostatniej nitki. Nic w okolicy nie zachęcało do dalszej podróży, do której byliśmy zmuszeni przez brak samochodu. Nie powinnam narzekać, ponieważ przez kilka ostatnich długich godzin marszu nie napotkaliśmy żadnego niebezpieczeństwa. Zdaje się też, że strażniczki jeszcze nie dotarły tak daleko lub przeszukały już ten teren. Dylan uznał, iż musiały stwierdzić, że nie mogliśmy odejść, aż tak daleko, szczególnie z uwagi na moją nogę. Podbudowało to lekko mojego ego, ponieważ z ust Dylana zabrzmiało to niemal jak pochwała.

– Nie umiesz się bawić – mlasnął z niesmakiem.

– Myślę, że to ty nie wiesz, co to zabawa.

– Powiedziała kobieta, która od urodzenia nosi kij w tyłu.

Skrzywiłam się i przystanęłam łapiąc się pod boki.

– Możemy chwilę odpocząć? Noga zaczyna dawać mi o sobie znać – poprosiłam, gdy na mnie spojrzał.

– Jasne – odpowiedział, choć widziałam, że zrobił to z niechęcią, rozglądając się niespokojnie wokół. Nigdy nie tracił czujności.

Opadłam na ziemię tam, gdzie stałam. Nie było sensu w szukaniu bardziej przystępnego miejsca na odpoczynek. Przez kilka godzin marszu, minęliśmy zaledwie kilka zabudowań w kiepskiej formie.

Wyciągnęłam wodę z plecaka, aby upić duży łyk. Najchętniej wypiłabym wszystko jednym haustem, ale rozum podpowiadał mi, że lepiej było oszczędzać. Dzięki uprzejmości Dylana i szeregu informacji jakimi dzielił się ze mną, nie wiedziałam nawet, czy po dotarciu na miejsce będziemy mieć dostęp do bieżącej wody. Wszystko, co udało mi się zobaczyć do tej pory, nie wskazywało, iż mieszka w wysokiej klasy apartamencie i już teraz mogłam zapomnieć o wygodzie.

– Będziemy iść do zmroku lub do pierwszego sensownego schronienia. Odpoczniemy i pójdziemy dalej. Myślę, że dotrzemy na miejsce przed zmrokiem, a jeśli się nam poszczęści, może dużo wcześniej – poinformował.

Rozprostowałam nogi, podbierając się dłońmi za plecami. Mogłabym zasnąć w tym miejscu i pozycji. Zadarłam głowę, aby spojrzeć na górującego nade mną mężczyznę.

– Skoro jesteśmy tak blisko, dlaczego nie zrezygnujemy z odpoczynku? Nie kusimy losu zostając tak długo na widoku? – zapytałam bardziej martwiąc się o niego niż o siebie. W razie aresztowania, ja miałam jakiekolwiek szanse na przeżycie. Dylan nie posiadał tego luksusu. Tym bardziej nie rozumiałam jego decyzji.

Wetchnął, jak gdyby miał do czynienia z kapryśnym dzieckiem.

– Kusimy. Gdybym wędrował sam, tak właśnie bym zrobił, ale wystarczy tylko na ciebie spojrzeć. Nie nadajesz się na dłuższą wędrówkę – podsumował.

Oczywiście czułam się tak, jak to opisał, ale skoro była szansa, aby dojść na miejsce jeszcze tej nocy, zamierzałam spróbować.

– Mogę iść. Nie musisz się mną tak przejmować.

– Nie przejmuję się tobą, tylko sobą. Jeśli teraz nie odpoczniesz, później będziemy już zbyt blisko miasta, aby to zrobić. Filadelfia ma ogromne przedmieścia. W prawdzie w większości są to opuszczone budynki i nieliczne fabryki, ale nadal jest to teren miasta, gdzie może nas dopaść patrol, a szczerze mam chwilowo dosyć ratowania naszych tyłków. Mam nadzieję, że rozumiesz, kochanie – posłał mi słodki, wymuszony uśmiech.

Enslaved. Wyjdź z podziemi.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz