7."Śmierć wisi w powietrzu"

473 52 10
                                    

Rozdział 7

Ze snu wyrwało mnie gwałtowne szarpnięcie za ramię. Instynktownie chciałam zerwać się na równe nogi, ponieważ wiedziałam, iż twarda powierzchnia pode mną, nie była moim łóżkiem. Moja prawą nogę przeszył ból, który zmusił mnie do zaciśnięcia zębów.

Otworzyłam oczy, kiedy byłam w stanie, w miarę trzeźwo myśleć, ale nie zobaczyłam nic poza otaczającą mnie ciemnością i słabo zarysowanej sylwetki mężczyzny klęczącego przede mną. Minęło jeszcze kilka sekund nim przypomniałam sobie, gdzie się znajdowałam i dlaczego. W moim gardle urosła gula, którą zmuszona byłam przełknąć, aby się nie rozpłakać. Kiedy adrenalina opadła, uświadomiłam sobie co zrobiłam i jak głupie było moje postępowanie.

Dylan po zauważeniu, że się obudziłam zabrał dłoń, którą do tej pory trzymał na moim ramieniu. Ponownie zamrugałam, chcąc odpędzić resztki snu. Zadziwiające było to, że zasnęłam tak twardym snem. Minęło zapewne kilka godzin od naszej ucieczki, a ja nie otworzyłam oczu ani jeden raz. Nawet twarda podłoga i niewygodna pozycja, która dawała o sobie znać poprzez bolący kark, nie sprawiła, że wybudziłam się ze snu.

– Musimy iść – poinformował mnie półszeptem.

– Dokąd? Która godzina? – zapytałam otumaniona.

Westchnął, a ja mogłabym przysiąść, że przewrócił właśnie oczami.

– Wybacz, w pośpiechu zapomniałem założyć zegarek. – Chwycił mnie za dłonie i spróbował podnieść, a ja jęknęłam kiedy noga odmówiła posłuszeństwa. – Obstawiam, że koło północy, jest ciemno od dłuższego czasu.

Chciałam sięgnąć po torebkę, ale przypomniałam sobie, że zgubiłam ją w trakcie pościgu. Cóż, w takim momencie nie była mi już do niczego potrzebna.

– Jesteś w stanie iść? – zapytał, gdy ponowna próba podniesienia mnie, okazała się sukcesem.

Postanowiłam postawić dwa niepewne kroki w przód, aby przekonać się, czy byłam w stanie chodzić. Ból towarzyszył mi przy każdym kroku, ale mają ze sobą determinację byłam w stanie chodzić, nie wiedziałam tylko jak długo.

– Boli trochę mniej, ale będę nas spowalniała – skłamałam, ponieważ bolało jak diabli, ale wolałam nie ryzykować, że pozostawi mnie na pastwę losu.

Obwiniałam siebie za to w jakiej sytuacji się znalazłam. Ścigana i postrzelona. Zapewne uważano, iż spoufalałam się z Dylanem, dlatego postanowiliśmy uciec. Naprostowanie tej sprawy, jeśli kiedykolwiek wrócę, nie będzie łatwe. Szczęśliwie, jeżeli wyjdę z tej sytuacji żywa, gdyż w ranę mogło wdać się zakażenie, a mnie powoli i boleśnie mogła pochłonąć gorączka, ponieważ w ranę mogło się wdać zakażenie. Obstawiałam, że nie mieli tych ruinach ukrytego szpitala.

– Dlatego idziemy w nocy. Będzie łatwiej się ukryć. Spatrolowałem teren w okolicy i na razie ani śladu strażniczek. – Otworzył drzwi, które nie były już zabarykadowane.

Wyszłam za nim nadal będąc w szoku, że postanowił zostawić mnie samą i bezbronną, udając się na zwiad mając na uwadze ryzyko, że któreś z nas zostanie złapane. Postanowiłam jednak nie komentować sytuacji, aby nie denerwować go jeszcze bardziej. Na jego głowie ciążyło zapewnienie nam bezpieczeństwa.

Każde przeniesienie ciężaru na prawą nogę, skutkowało przeszywającym bólem. Mężczyzna podał mi ramię, na którym z chęcią się wsparłam, nie zważając na to, że przez to nasze ciała pozostawały w nieprzerwanym kontakcie. Liczyło się to, że łatwiej było stawiać kroki przy okazji unikając gruzów, gdyż Dylan starał się prowadzić nas bezpieczną ścieżką.

Enslaved. Wyjdź z podziemi.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz