Rozdział szósty
Opatuliłam się mocniej płaszczem, zatrzaskując za sobą duże drzwi. Dzień należał do tych wietrznych i ponurych, podczas których nie miało się ochoty wyściubiać nosa poza mury domu. Nawet pogoda ostrzegała mnie, że powinnam zostać w domu. Spojrzałam na Dylana, który kroczył powoli w kierunku limuzyny, prowadzony przez dwie rosłe strażniczki. Jego brązowe włosy rozwiewał wiatr, a koszula i cienki płaszcz, w który udało mi się go włożyć, nie dawał mu wystarczającego ciepła, jednak nie zgodził się na nic więcej. Dwie inne strażniczki siedziały już w samochodzie, którym miały eskortować nas na koniec miasta.
Nie udało mi się dowiedzieć, po co Dylan chciał udać się do sklepiku z ozdobami, który znajdował się na obrzeżach miasta.
Każdy kolejny krok, który robiłam stawał się trudniejszy, żołądek co raz mocniej ściskał się ze stresu, a w mojej głowie mnożyły się wątpliwości.
Zastanowiłam się czy nie powinnam wrócić do domu, zamknąć Dylana i mieć w nosie czy się zagłodzi, czy zrobi cokolwiek innego, aby zakończyć swoje istnienie. Tylko z jakiegoś powodu nie potrafiłam mu na to pozwolić. Nie umiałam też go wykorzystać. Szczególnie po tym, gdy otworzył mi oczy na pewne sprawy. Nie wiedziałam, co zamierzał, jedynie mogłam się domyślać. Spekulowałam, iż zamierzał nadać informację innym rebeliantom o tym, że żyje i gdzie się znajduje. Może przyjadą mu z odsieczą, chcąc go wydostać. Moje postępowanie można było uznać za oczywistą głupotę, ale chociaż w ten niewielki sposób mogłam utrzeć nosa matce. Możliwe, że ten jednorazowy wyjazd nie będzie mieć wpływu na nic większego, jednak pozwoli mi uzyskać wewnętrze samozadowolenie, ponieważ w końcu robiłam coś o czym zdecydowałam sama. Bez znaczenia czy było to mądre, czy też nie.
Usiadłam na kanapie limuzyny, a mój wzrok od razu wbił się w twarz Dylana. Miałam wrażenie, że był równie podenerwowany, jak ja. Wrażenie było ulotne, ponieważ sekundę później przybrał swoją zwyczajową, zadziorną minę.
Postanowiłam zetrzeć jego zadowolenie powoli wyjmując z mojej małej, brązowej torebki parę kajdanek z przymocowanym do nich długim i solidnym łańcuszkiem.
Tak jak się spodziewałam, uśmiech ustąpił miejsca irytacji, a od teraz na moich ustach gościł uśmiech satysfakcji.
Zamachałam kajdankami, a one zakołysały się w rytm moich ruchów.
– Chyba nie planujesz mi tego założyć – oburzył się.
– A ty chyba nie myślisz, że będziesz sobie chodzić wolno. Są zasady.
– Zasady są po to, żeby je łamać.
– Nie w tym wypadku. Zakładaj. – Wyciągnęłam w jego stronę otwarte kajdanki, mając nadzieję, że nie zgubiłam klucza.
Nie chętnie wysunął ręce, a ja zatrzasnęłam metalowy przedmiot na jego nadgarstkach.
– To uwłaczające.
Zignorowałam jego słowa. Wyprowadzanie mężczyzn nigdy nie kojarzyło mi się z czymś interesującym ani przyjemnym. Nigdy nie miałam w planach robić tego typu rzeczy, ograniczając się do koniecznego minimum.
– Pamiętaj też, aby nie podnosić na nikogo wzroku, patrzysz cały czas pod nogi. Twoja zuchwałość, do której masz niezwykłe zdolności, nie zostanie dobrze odebrana – przestrzegłam Dylana dbając o jego, jak i własne bezpieczeństwo.
On natomiast przewrócił oczami, a ja nabrałam przemożnej ochoty, aby zdjąć but i rzucić nim w jego twarz.
– Córka prezydent nie ma specjalnych przywilejów? – zapytał, unosząc nadgarstki.
CZYTASZ
Enslaved. Wyjdź z podziemi.
DragostePrzyszłość. Wojna zniszczyła nadzieję ludzi. Kobiety przejęły władzę nad światem. W Państwie Wyzwolonym panuje ściśle określone prawo. Melanie nie jest zwykłą dziewczyną, jako córka prezydenta musi dawać przykład swoim zachowaniem i nienaganną pos...