Rozdział 15
Nadal maszerowaliśmy. Choć Dylan obiecał, że po ostatniej nocy szybko dotrzemy na miejsce, w mojej osobistej opinii wcale się na to nie zanosiło. Spoglądałam na krajobraz mijany od prawdopodobnie kilku godzin, który nie wydawał się prowadzić do miasta. Początkowo nic niczego nie podejrzewałam, ale, gdy drugi raz przeszliśmy tę samą drogę, aby skręcić pomiędzy kolejne budynki, zaczęłam twierdzić, że coś jest nie w porządku.
- Zgubiłeś się - stwierdziłam w końcu, zmęczona kluczeniem pomiędzy budynkami.
- Nie - odpowiedział krótko.
Wetchnęłam, poprawiając plecak na obolałych ramionach. Chciałam przysiąc samej sobie, że już nigdy go nie założę. Nie mogłam jednak przewidzieć, co jeszcze wymyśli ten uparty osioł, który znajdował się kilka kroków przede mną.
- Owszem, zgubiłeś się. Chodzi od przynajmniej godziny wokół tych samych budynków. Ciągle się cofamy. Myślałam, że znasz drogę.
Tym razem wetchnięcie wydobyło się ust Dylana.
- Musisz tyle gadać?
Uniosłam brwi w zdziwieniu, ponieważ od zeszłego wieczoru wymieniliśmy tyle słów, że można by zliczyć je na palcach jednej ręki. Przyczyną była niezręczność spowodowana wczorajszą rozmową. Przynajmniej tak to wyglądało z mojej strony, ponieważ nigdy nie wiadomo, jak było z Dylanem. Dodatkowo od rana wyglądał na wkurzonego, ponieważ przespaliśmy dłużej niż oczekiwaliśmy. Dwugodzinna drzemka zamieniła w długi sen. Było to prawdopodobnie spowodowane wymęczeniem naszych organizmów i umysłów. Dlatego wyruszyliśmy, gdy słońce było wysoko na niebie. Przynajmniej deszcz postanowił nam odpuścić, ponieważ ewidentnie nic nie szło dziś po myśli Dylana.
- Może odpocznijmy, zjedzmy i zastanowisz się na spokojnie. Nie zjedliśmy nawet śniadania - dopowiedziałam, gdy mój żołądek wydał głośny odgłos, przypominając o swoim istnieniu.
- Przecież mówię, że się nie zgubiłem. Po prostu chwilowo straciłem orientację w terenie.
Nie zauważyłam różnicy, ale postanowiłam nie wypowiadać tych słów głośno, żeby nie wkurzać go jeszcze mocniej. Dreptałam więc krok w krok za nim, jak robiłam to przez kilka ostatnich dni.
Pomimo tego, że zgodziłam się nadal iść z Dylanem w nie znane, nie zmieniłam zdania na temat tego, jak bardzo irytujący był. Zaczął przerażać mnie także fakt, że obecnie był jedyną osobą, z którą mogłam rozmawiać. Oprócz niego nie miałam teraz nikogo. Ścisnęło mnie żołądku, a głód na moment odszedł w niepamięć. Pomimo faktu, który wskazywał na to, że nie zamierzał mnie zabić, nadal nie pałaliśmy do siebie sympatią. Dosadniej, oprócz kilku lepszych momentów, jak ten na wieży, raczej nie byliśmy do siebie przyjemnie nastawieni. Dodatkowo dochodził niepokój związany z ludźmi ze środowiska Dylana. Byłam pewna, że oni nie mając u mnie długu wdzięczności, jaką była wolność, nie będą tak chętni, aby zachować mnie przy życiu. Nie miałam nawet pojęcia, czy mój towarzysz podróży będzie mieć jakąś moc sprawczą, gdy zostanie wydany na mnie wyrok śmierci. Prawdopodobnie czekała mnie gówniana przyszłość lub całkowity jej brak.
- Pieprzę to. - Dylan kopnął kamień, który odbił się ceglanej ściany całkiem dobrze zachowanego budynku. - Wiem, że nie jesteśmy daleko, ale z jakiegoś niewytłumaczalnego powodu nie wiem, w której części przedmieść jesteśmy. Sprawa jest tym bardziej gówniana, że im dłużej się tutaj kręcimy, tym bardziej narażamy się schwytanie. - Uniósł wzrok spoczął na szkielecie budynku przed nami. Był wysoki, ale pozbawiony okien czy drzwi, jak większość budynków, które mijaliśmy.
- Więc co teraz? - zapytałam zaniepokojona. Pierwszy raz widziałam go sfrustrowanego, co wzmocniło tylko uścisk w moim żołądku. Z drugiej strony gdzieś z tyłu pojawiła się radość, że nie dotrzemy jednak tak szybko do paszczy smoka.
CZYTASZ
Enslaved. Wyjdź z podziemi.
RomancePrzyszłość. Wojna zniszczyła nadzieję ludzi. Kobiety przejęły władzę nad światem. W Państwie Wyzwolonym panuje ściśle określone prawo. Melanie nie jest zwykłą dziewczyną, jako córka prezydenta musi dawać przykład swoim zachowaniem i nienaganną pos...