Rozdział trochę krótszy... i nie ukrywam, że słabszy, a przynajmniej nic konkretnego się w nim nie dzieje. Mam nadzieję, że publikując go, może przegonię swojego lenia i wezmę się do roboty.
A teraz nawiązując to kilku następnych rozdziałów, pamięta ktoś może słowa Mistrza Fu z odcinka "Początki"? A mianowicie: "Pomyliłem się tylko raz. To się więcej nie powtórzy."
Mistrz nie kłamał
A przynajmniej nie świadomie ;-)
- Jak choć jeszcze raz po otwarciu oczu będę znajdować się w jakimś obcym miejscu, to chyba zwariuję - pomyślała Marinette, rozglądając się po pomieszczeniu, przypominającym nieco stary, zakurzony i zagracony magazyn. - Albo zgłoszę się do najbliższego psychologa, bo chyba zaczynam wariować... - westchnęła, wstając z łózka... albo raczej ze sterty pachnących stęchlizną koców, na których najwidoczniej leżała. Oczywiście jej wrodzona niezdarność nie zapomniała dać o sobie znać światu i już po chwili nastolatka leżała plackiem na ziemi, robiąc przy tym nie mało hałasu.
- Stój! Nie ruszaj się! Siadaj! I nie rób żadnych gwałtownych ruchów! - usłyszała tuż przed sobą stanowczy dziewczęcy głos.
Dupain-Cheng w pierwszej chwili była dość poważnie zaskoczona takim obrotem spraw, ale po chwili powoli uniosła głowę, aby zapoznać się z właścicielką głosu. Czas spędzony w stroju biedronki nauczył ją średnio przejmować się takimi groźbami. Fakt, gdyby każdego wygrażającego jej super złoczyńcę traktowała nad wyraz poważnie... to pewnie daleko by nie zaszła, biorąc pod uwagę to, że sam Pan Gołąb został zakumizowany 72 razy...
Przed nią stała młoda dziewczyna, która z zaciętym wyrazem twarzy i stanowczym spojrzeniem wpatrywała się w Marinette, trzymając w bojowej pozycji... widelec i łyżkę?
- Umm... To mam w końcu zostać tu, czy wstać...
- Uhh, po prostu siadaj i nie próbuj żadnych sztuczek - przerwała jej nieznajoma, robiąc nieznaczny krok w tył.
Marinette wstała i stosując się do zaleceń wykonywała tylko powolne i przemyślane ruchy, co w jej przypadku było dość trudnym celem do osiągnięcia. Wbrew pozorom udało jej się ponownie znaleźć się na stercie koców, gdzie usiadła i spojrzała na drugą dziewczynę. Ta za to, nie wyglądała na ani trochę przyjaźnie nastawioną i dalej z takim samym wyrazem twarzy obserwowała poczynania swojego „gościa". Sztućców też nie odłożyła, przez co Marinette zaczęła się trochę obawiać. Niby niepozorna broń, ale w rękach doświadczonej osoby, nawet chusteczka do nosa może być zabójcza. A skąd można mieć pewność, że ta dziwna nastolatka nie jest być może wyszkoloną wojowniczką...
- Gadaj kim jesteś i czego chcesz - nieznajoma zaplotła ręce przy klatce piersiowej, przyjmując dumną i pewną siebie postawę ciała. - I nie próbuj się wykręcać. Mam już po dziurki w nosie takich jak ty.
- Takich... jak ja? - dopytała Marinette, nie mogąc zrozumieć o co chodzi w tej dziwnej rozmowie. Zaczęła się za to uważnie przypatrywać drugiej dziewczynie, która przez chwilę sprawiała wrażenie, jakby nasłuchiwała jakiegoś odgłosu spoza domu. Jej twarz przybrała wtedy zamyślony wyraz, który po kilku sekundach zmienił się w przerażenie, które jednak szybko zostało zamaskowane.
- Nie patrz na mnie tak dziwnie. Oczywiście, że ja też mogę mieć dość tych wszystkich ostatnich wydarzeń. Cały magiczny świat, który do tej pory wydawał się jako nieistniejący zwalił nam się na głowę, więc owszem, ZWYKLI mieszkańcy też mogą mieć dosyć nieustannych starć miraculi. Nie tylko biedronka i czarny kot.
- Dobra chwila, zwolnij. Dlaczego myślisz, że mam coś z tym wspólnego? Biedronka i czarny kot ratują Paryż już od...
- Paryż? - nieznajoma prychnęła, patrząc z politowaniem na Marinette. - I to ja nie chodziłam nigdy do szkoły, a wiem, że Paryż leży niecałe 300 km stąd. Znajdujemy się przy Morzu Północnym, a stolica nie robi sobie nic z naszych problemów. Mają nas po prostu gdzieś.
Marinette wryło w ziemię. Czyli znowu trafiła do innej linii czasowej...
„Czas poprowadzi cię teraz ścieżką twoich emocji, pragnień i marzeń". No świetnie. Jeśli jej marzeniami miało być teraz napotykanie dziwnych babć albo szalonych osób wygrażających widelcami... To ona chyba podziękuje.
I jak ja mam cię teraz sprowadzić z powrotem Tikki?
- Jeśli mogę spytać... Który jest teraz rok?
(Chyba) właścicielka domu spojrzała na ciemnowłosą spod zmarszczonych brwi, zastanawiając się w duchu, czy ta dziewczyna na pewno jest złoczyńcą, za którego ją początkowo wzięła.
- 1951, ale nie o tym mowa. Miałaś powiedzieć mi czego tym razem chce wasza głupia banda. Nie możecie choć raz dać ludziom spokoju!? O ile życie byłoby prostsze, gdyby...
Ale słowa dziewczyny rozwiały się w powietrzu zanim Marinette zdążyła zakodować jej w swoim umyśle. Ta dziwaczka dosłownie przed chwilą przegarnęła sobie nerwowo włosy na ramię. Niby nic nie znaczący gest, ale Dupain-Cheng doskonale go znała. Odruchowo dotknęła ręką swoich kolczyków, których nie potrafiła w dalszym ciągu zdjąć, nawet mimo braku obecności przyjaciółki. Niczego nieświadomie powtórzyła również gest wykonany przed chwilą przez drugą nastolatkę. Zawsze gdy wieczorem ściągała z włosów swoje dwie standardowe gumki, które po wielu godzinach zaczynały uparcie ciągnąć ciemne włosy dziewczyny, Tikki uwielbiała skrywać się na jej ramieniu. Mimo, że była w zaufanym otoczeniu, gdzie nikt nie miał prawa jej zobaczyć, ona i tak uważała, że czuje się bezpieczna będąc blisko swojej właścicielki, a fiołkowy zapach włosów Marinette przyjemnie utulał ją do snu, gdy ta przegarniała sobie włosy w dokładnie taki sam sposób. Wtedy gdy przyszła projektantka kończyła swoją codzienną pracę nad portfolio do firmy Gabriela Agresta, przytulała małą kwami, która od długiego czasu smacznie pochrapywała na ramieniu dziewczyny i kładła ją w łóżeczku, potrafiąc patrzeć się przez kilkanaście minut jak ta prześliczna istotka słodko śpi.
Intensywny wzrok ciemnowłosej, która od kilku sekund przewiercała sylwetkę nieznajomej prawie na wylot dostrzegł w końcu dwa punkciki, żarzące się niczym węgielki pomiędzy pasmami jej włosów.
Była tam.
Tam, gdzie zawsze wieczorem.
- No co się tak gapisz? - odfuknęła nieznajoma.
- To ty jesteś biedronką - stwierdziła Marinette, nie odrywając jednak wzroku od Tikki. Tak bardzo się za nią stęskniła... A świadomość, że jest teraz w posiadaniu innej osoby, wprawiała dziewczynę w ogromną zazdrość i złość, które po chwili przełożyły się na smutek i żal.
Ale i tak odczuła ogromną ulgę, że przynajmniej tutaj nic jej nie jest.
Nieznajoma nie wyglądała natomiast na szczególnie przejętą faktem, że ktoś odkrył jej sekretną tożsamość. Wzruszyła tylko ramionami, przyjmując to jako fakt dokonany.
- Na imię mi Adelle, ale może być biedronka, skoro jako jedyna wykazałaś się troszkę większą inteligencją niż inni i sama na to wpadłaś - dziewczyna pokiwała z uznaniem głową. - Ale skoro pewne sprawy już za nami, to mamy ze sobą wiele do obgadania, prawda uszata?
Uszata?
CZYTASZ
Pętla czasu: Ostatnia Wola Mistrza
FanfictionMarinette Dupain-Cheng - zwykła nastolatka, na której barkach spoczywa wielka odpowiedzialność. Jej życie przebiegało bez większych problemów - walka ze złoczyńcami, łapanie akum, szczęśliwy traf, niezwykła biedronka... do momentu, gdy z niewyjaśnio...