11. Złudne nadzieje

14 4 36
                                    

INFO: Zakon strażników (jego wygląd i zasady działania) może różnić się od tego przedstawionego w serialu. Jest to moja własna inwencja twórcza.



Świątynia miraculi zadziwiała swoim ogromem i wielką precyzją wykonania. Rozpościerała się dumnie ponad otaczającymi ją kwiecistymi łąkami i lasami. Każdy, kto przypadkowo zawędrowałby w to miejsce, na pewno domyśliłby się, że ma przed sobą pełne magii i majestatyczności miejsce.

Stylowo pozakrzywiane dachy z czerwonej dachówki mieniły się w oczach, odbijając świetliste promienie słońca. Jasne ściany kompleksu budynków, były bogato zdobione rzeźbami i malowidłami. Gdzieniegdzie widać było malownicze mozaiki przedstawiające super bohaterów lub zasłużonych dla świątyni strażników, którzy już dawno zapisali się na kartach historii. Na elementach takich jak kolumny, balkony albo pokaźnych rozmiarów wrota znajdowały się także delikatne złocenia, mające pokazać wielkość i ważność instytucji. Całość otoczona była wysokim ceglanym murem.

Między budynkami większymi i mniejszymi nie zabrakło też różnego rodzaju zieleni. Na rozgrzany od słońca bruk, pokrywający podłoże, padały cienie wysokich drzew, które swoimi opasłymi pniami i rozległymi koronami władczo pokazywały swój potężny wiek. Kwieciste parki i krzewiaste alejki również dbały o wypoczynek i dobre samopoczucie osób tam mieszkających.

Biały portal stworzony przez Marinette pojawił się tuż przy głównej bramie, która dzisiejszego dnia była szeroko otwarta, sprawiając wrażenie, jakby zapraszała do środka każdego zbłąkanego przybysza. Po chwili dziewczyna wyszła z niego znajdując się ponownie w innej linii czasowej. Od razu zdjęła swoją przemianę, a ból i wyczerpanie fizyczne jakie nagle na nią spadły przygniotły ją jak ciężki głaz.

- Na starożytne szkatułki! Dziecko, coś ty sobie zrobiła!

Granatowowłosej ciężko było stwierdzić od kogo dokładnie pochodziło to zdanie i czy na pewno nie było ono tylko wytworem jej umysłu. Zawroty głowy i mroczki przed oczami, które powróciły do niej ze zdwojoną siłą wyraźnie dały o sobie znać na tyle, że dziewczyna powoli przestawała kontaktować z rzeczywistością. Ostatnim co zapamiętała, było kilka kroków postawionych przed siebie, oraz dotyk czyiś ramion, które uratowały ją przed upadkiem.

* * *

- Słyszysz ty mnie? Halo? Oh, eh, na słodzone pierniczki, jak zaraz nie otworzysz tych swoich ślicznych oczu i nie zjesz jeszcze ciepłego obiadu to na wąsy mego dziada pradziada przysięgam, że wepchnę ci go siłą. Co prawda należę do osób nie pochwalających agresji, ale na błękitne kokardki! Nie jesz już dziecino od dwóch dni! Wielki Mistrz kazał mi się tobą opiekować, a ja jak stara kwoka na grzędzie siedzę i tylko patrzę jak z godziny na godzinę marniejesz mi w oczach. No na posrebrzane łyżeczki, co ja mam z tobą dziecko zrobić?

Takim monologiem została powitana Marinette, gdy tylko jej świadomość powróciła na właściwe tory. Nie podnosiła jeszcze powiek, ponieważ doskonale wyczuwała na twarzy ciepłe promienie słońca, które mogłyby ją lekko oślepić po dostaniu się do oczu.

Głos, który usłyszała musiał należeć w jej gdybaniu do jakiejś starszej już kobiety. Nie był już mocny i melodyjny, tylko lekko zachrypnięty i momentami śmiesznie piskliwy. Sama osoba, która była jego właścicielem najwyraźniej krzątała się po pokoju, ponieważ co chwila było słyszalne szuranie domowych kapci o podłogę.

Dupain-Cheng wyczuła również, że jest opatulona aż po sam nos puszystą kołdrą, a pod głową ma ułożonych chyba z tysiąc przeróżnych poduszek i poduszeczek. Z chęcią poleżałaby dłużej w tej jakże wygodnej pozycji, ale boleśnie zaciśnięty z głodu żołądek oraz kuszący zapach obiadu, o którym wspominała kobieta aż błagały o to, żeby dziewczyna podniosła się w łóżka i zasiadła do stołu.

Pętla czasu: Ostatnia Wola MistrzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz