Perspektywa Marinette
- Lecę do ratusza. Nasz złoczyńca chyba wreszcie wyszedł z ukrycia.
- Uważaj na siebie – szepnęła cicho Célia, wpatrując się w oddalającą się z każdą sekundą sylwetkę chłopaka. Nie trzeba było być w tej chwili psychologiem, ani żadnym innym znawcą uczuć, żeby być pewnym, że dziewczynę gryzą smutne emocje.
Marinette nie zastanawiała się dwa razy, gdy położyła swoją rękę na jej ramieniu i uśmiechnęła się pokrzepiająco. Taką już miała naturę – nie mogła zostawić innych, gdy z jakiegoś powodu byli smutni lub zatroskani.
- Jestem pewna, że sobie poradzi – powiedziała granatowowłosa zgadując, że aktualny stan dziewczyny jest spowodowany czarnowłosym chłopakiem... a raczej jego brakiem. – Nie znam was za długo... Właściwie to nie znam was prawie wcale, ale Tsuyoshi wydaje się być dzielną i odważną osobą, która poradzi sobie z każdym zadaniem.
- Mam jednak wrażenie, że bierze na siebie tych zadań za dużo... - wetchnęła Célia przekierowując swoje spojrzenie na Marinette, gdy postać Japończyka zniknęła jej z oczu. – Jest mistrzem w tropieniu i szpiegowaniu, ale gdy dochodzi do jawnej konfrontacji z drugą osobą, a co gorsza walki wręcz... to on... on sobie nie da rady. Przygniecie go to.
Granatowowłosa spuściła wzrok na swoje czubki butów, a chłodny podmuch wiatru rozwiał przydługą grzywkę, która opadała jej na czoło.
- Nie martw się. Skoro mówisz, że jest geniuszem w swojej dziedzinie, to na pewno nie dopuści do tego, żeby ktoś wykrył jego obecność - stwierdziła po chwili.
W rozmowie zapadła niezręczna cisza, która nie była komfortowa ani dla jednej, ani drugiej strony. Nawet osoba, która jest mistrzem w motywacji i doradzaniu innym, nie rozwinie maksymalnie swoich skrzydeł gdy nie zna nawet w dwóch procentach sytuacji, z którą przyszło jej się mierzyć. Tak też czuła się teraz Marinette, osaczona przez natłok ostatnich wydarzeń i niechcianą potrzebą zderzenia się brutalnie w twarz z nową rzeczywistością, jaką jest inna linia czasowa.
- Too... kim właściwie jest ten... - Dupain-Cheng ucięła wypowiedź, nie bardzo wiedząc jak wyrazić się o antagoniście.
Célia uśmiechnęła się, rozbawiona zakłopotaniem granatowowłosej.
- Ten gość na dachu? – dopytała. – Nasz największy wróg, jeśli mogę to tak podsumować jednym zdaniem.
- Aha – stwierdziła Marinette bawiąc się intonacją swojego głosu w taki sposób, żeby ponaglić dziewczynę do kontynuacji wypowiedzi.
- Pewnie wyłapałaś już, że nie daje nam spokoju od pełnego roku - ruda znowu zdjęła ze swojej twarzy śliczny uśmiech, pozostawiając ją zadumaną i smutną. - Tamtego dnia pomagałam swojej mamie przy przygotowywaniu ogródka pod wiosenne sadzonki. Pamiętam jakby to było wczoraj, jak śmiałyśmy się razem z nieudolnych prób mojego taty, który z całej siły próbował nas rozbawić i poprawić nam tą mozolną robotę. Nagle słońce przykrył nienaturalny cień, a wszyscy w okolicy usłyszeli ten przerażający głos, który należał do mężczyzny, do którego właśnie udał się Tsuyoshi - dziewczyna na wspomnienie chłopaka, posmutniała jeszcze bardziej. Przynajmniej takie odczucia uzyskała Marinette, czując jak atmosfera staje się tylko coraz gęstrza. - Powiedział, że jeśli do dzisiaj nie otrzyma wszystkich miraculi, to sprowadzi na to miejsce coś strasznego.
Célia usiadła na krawędzi dachu kamienicy i objęła swoimi ramionami podkulone do klatki piersiowej nogi.
- Boję się tego co zaplanował...
Dupain-Cheg po usłyszeniu tego zdania mimowolnie przeszły dreszcze. Usiadła obok dzieczyny, przezwyciężając lęk wysokości, który nawiedzał ją od czasu do czasu, gdy nie miała na sobie magicznego kostiumu.
CZYTASZ
Pętla czasu: Ostatnia Wola Mistrza
FanfictionMarinette Dupain-Cheng - zwykła nastolatka, na której barkach spoczywa wielka odpowiedzialność. Jej życie przebiegało bez większych problemów - walka ze złoczyńcami, łapanie akum, szczęśliwy traf, niezwykła biedronka... do momentu, gdy z niewyjaśnio...