10. Szczęśliwy traf

21 4 114
                                    

Perspektywa Marinette

- Lecę do ratusza. Nasz złoczyńca chyba wreszcie wyszedł z ukrycia.

- Uważaj na siebie – szepnęła cicho Célia, wpatrując się w oddalającą się z każdą sekundą sylwetkę chłopaka. Nie trzeba było być w tej chwili psychologiem, ani żadnym innym znawcą uczuć, żeby być pewnym, że dziewczynę gryzą smutne emocje.

Marinette nie zastanawiała się dwa razy, gdy położyła swoją rękę na jej ramieniu i uśmiechnęła się pokrzepiająco. Taką już miała naturę – nie mogła zostawić innych, gdy z jakiegoś powodu byli smutni lub zatroskani.

- Jestem pewna, że sobie poradzi – powiedziała granatowowłosa zgadując, że aktualny stan dziewczyny jest spowodowany czarnowłosym chłopakiem... a raczej jego brakiem. – Nie znam was za długo... Właściwie to nie znam was prawie wcale, ale Tsuyoshi wydaje się być dzielną i odważną osobą, która poradzi sobie z każdym zadaniem.

- Mam jednak wrażenie, że bierze na siebie tych zadań za dużo... - wetchnęła Célia przekierowując swoje spojrzenie na Marinette, gdy postać Japończyka zniknęła jej z oczu. – Jest mistrzem w tropieniu i szpiegowaniu, ale gdy dochodzi do jawnej konfrontacji z drugą osobą, a co gorsza walki wręcz... to on... on sobie nie da rady. Przygniecie go to.

Granatowowłosa spuściła wzrok na swoje czubki butów, a chłodny podmuch wiatru rozwiał przydługą grzywkę, która opadała jej na czoło.

- Nie martw się. Skoro mówisz, że jest geniuszem w swojej dziedzinie, to na pewno nie dopuści do tego, żeby ktoś wykrył jego obecność - stwierdziła po chwili.

W rozmowie zapadła niezręczna cisza, która nie była komfortowa ani dla jednej, ani drugiej strony. Nawet osoba, która jest mistrzem w motywacji i doradzaniu innym, nie rozwinie maksymalnie swoich skrzydeł gdy nie zna nawet w dwóch procentach sytuacji, z którą przyszło jej się mierzyć. Tak też czuła się teraz Marinette, osaczona przez natłok ostatnich wydarzeń i niechcianą potrzebą zderzenia się brutalnie w twarz z nową rzeczywistością, jaką jest inna linia czasowa.

- Too... kim właściwie jest ten... - Dupain-Cheng ucięła wypowiedź, nie bardzo wiedząc jak wyrazić się o antagoniście.

Célia uśmiechnęła się, rozbawiona zakłopotaniem granatowowłosej.

- Ten gość na dachu? – dopytała. – Nasz największy wróg, jeśli mogę to tak podsumować jednym zdaniem.

- Aha – stwierdziła Marinette bawiąc się intonacją swojego głosu w taki sposób, żeby ponaglić dziewczynę do kontynuacji wypowiedzi.

- Pewnie wyłapałaś już, że nie daje nam spokoju od pełnego roku - ruda znowu zdjęła ze swojej twarzy śliczny uśmiech, pozostawiając ją zadumaną i smutną. - Tamtego dnia pomagałam swojej mamie przy przygotowywaniu ogródka pod wiosenne sadzonki. Pamiętam jakby to było wczoraj, jak śmiałyśmy się razem z nieudolnych prób mojego taty, który z całej siły próbował nas rozbawić i poprawić nam tą mozolną robotę. Nagle słońce przykrył nienaturalny cień, a wszyscy w okolicy usłyszeli ten przerażający głos, który należał do mężczyzny, do którego właśnie udał się Tsuyoshi - dziewczyna na wspomnienie chłopaka, posmutniała jeszcze bardziej. Przynajmniej takie odczucia uzyskała Marinette, czując jak atmosfera staje się tylko coraz gęstrza. - Powiedział, że jeśli do dzisiaj nie otrzyma wszystkich miraculi, to sprowadzi na to miejsce coś strasznego.

Célia usiadła na krawędzi dachu kamienicy i objęła swoimi ramionami podkulone do klatki piersiowej nogi.

- Boję się tego co zaplanował...

Dupain-Cheg po usłyszeniu tego zdania mimowolnie przeszły dreszcze. Usiadła obok dzieczyny, przezwyciężając lęk wysokości, który nawiedzał ją od czasu do czasu, gdy nie miała na sobie magicznego kostiumu.

Pętla czasu: Ostatnia Wola MistrzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz