5. Poddałam się

21 4 66
                                    

Jestem, żyję i mam się całkiem dobrze.

Dzisiaj rozdział jeszcze trochę dołujący, ale od następnego akcja przybierze na tempie - daję słowo!


Siedziała przeżuwając czerstwy chleb, który ledwo przechodził jej przez gardło. W końcu od urodzenia mieszkała w jednym budynku z rodzicami piekarzami, więc pieczywo w takim stanie wzbudzało w niej mdłości. Jadła go jednak potulnie, nie widząc za bardzo innej możliwości. Jej brzuch już od jakiegoś czasu stanowczo domagał się jedzenia, więc Marinette była ogromnie wdzięczna za to, że po szokujących wyznaniach, Adelle postanowiła przerwać zażartą bitwę na spojrzenia i zaproponować jedzenie, przed (jak to bardzo dobrze zaznaczyła) bardzo długą i nieprzyjemną rozmową.

Obie dziewczyny siedziały przy stercie desek udającej stół, a między nimi ciągle iskrzyło, mimo tego, że żadna z nich nie miała złych intencji.

Dupain-Cheng wykorzystała chwilę, gdy jej towarzyszka posiłku intensywnie nad czymś myślała, aby lepiej jej się przyznać. Mimo wszystkich mieszanych emocji, którymi darzyła dziewczynę, jedną rzecz musiała bezsprzecznie przyznać - była bardzo ładna... Miała ciemnobrązowe, prawie czarne włosy, które opadały jej na prawe ramię splecione w luźny, trochę rozwalony warkocz. Zielone oczy, które przewiercały człowieka na wylot jednym spojrzeniem, otoczone gęsto ciemnymi rzęsami. Na dodatek bardzo wyraziste brwi, które nadawały całej twarzy groźnego, ale jednak intrygującego wyrazu. Była również dość wysoka.

Za to jej styl ubierania... No pozostawiał wiele do życzenia. Za mała i rozciągnięta bluzka, miejscami nawet brudna nie wyglądała zachęcająco. Spodnie za to dla kontrastu ledwo się na niej trzymały, przewiązane w pasie czymś w rodzaju sznurka zamiast paska. W porównaniu z jej całkiem niebrzydką urodą, reszta wizerunku wyglądała po prostu komicznie.

- Czyli mówisz, że nie wiesz nic o tej bandzie idiotów? – spytała kąśliwie Adelle. Co prawda nie miała na celu brzmieć nieprzyjemnie, ale to samo z siebie jakoś wyszło.

- Nie, ile razy mam ci to jeszcze powtarzać. Bladego pojęcia nie mam – odburknęła Marinette, ponownie wgryzając się z kanapkę. Nie dość, że obecność drugiej dziewczyny i sama jej postawa cały czas wpływała jej na nerwy, to nastolatka notorycznie czuła na swoich plecach wzrok czerwonej kwami.

No właśnie... Tikki siedziała w kącie pomieszczenia, w szczelinie tuż przy suficie i uważnie obserwowała dziewczyny. Gdy tylko jednak zauważała, że granatowowłosa odwraca się w jej kierunku natychmiast chowała się za pękniętą deską.

Mała biedronka skłamałaby mówiąc, że nie wyczuła żadnej więzi, między nią a Marinette. Nie miała wątpliwości, że ta będzie kiedyś posiadaczką miraculum biedronki. Niby miało się to dopiero wydarzyć, ale magii nic nie jest w stanie pojąć w całości. I jeszcze te kolczyki... Tak, to na pewno te.

Bardzo ciekawiła ją obecność dziewczyny w tym miejscu i jej znajomość świata magicznego, która aż od niej biła. Nie mogła jednak się przemóc i z nią porozmawiać. Z jednej strony była bardzo nieśmiała oraz wyuczona przez wieki, że nie może pokazywać się obcym, a z drugiej rozmawiając z dziewczyną o swoim miraculum... czułaby się jakby zdradzała Adelle. Ograniczyła się więc tylko do obserwacji z daleka.

Natomiast aktualna właścicielka kolczyków, gniotła w ręku materiał swojej wymiętej bluzki, mierząc zdystansowanym spojrzeniem granatowowłosą. Pomogła jej i nawet poświęciła swój czas i prywatne miejsce, żeby Marinette w spokoju mogła dojść do siebie, a ta zachowuje się jakby bujała głową w obłokach, jednocześnie pałając niczym nieuzasadnioną wrogością w stosunku do brunetki. Okej, może i niesłusznie ją oskarżyła, ale to nie powód by wściekać się na cały świat.

Pętla czasu: Ostatnia Wola MistrzaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz