Rozdział 7

61 11 3
                                    

– Konsekwencje –


Karetka nie jechała ani szybko, ani na sygnale. Nikt nie chciał budzić Eri, wiedząc jak wykończona psychiczne musi być. Z tego też powodu dojechali do szpitala nie w piętnaście minut, jak to początkowo zakładali, a w pół godziny. Gorączki Eri nie udało się zbić, ale nie przekraczała ona nawet trzydziestu dziewięciu stopni, więc położono jej jedynie chłodzący okład na kark i pozwolono spać.

Cecylia w tym czasie została wypytana o samopoczucie, jeszcze raz sprawdzono czy rany się faktycznie cofnęły, po czym pozwolono jej w ciszy patrzeć na Eri. Bała się, że jeśli spuści ją z oczu, ona zniknie. Wiedziała jakie to bezsensowne, a jednak ta myśl kręciła się po jej głowie, zmuszając Celę do chwycenia rączki dziewczynki. Nigdy wcześniej nie sądziła, że będzie się o kogoś tak martwić jak o nią teraz. Wiedziała, że z tego wyjdzie, a jednak serce kołatało jej na myśl, że coś mogło jej się stać. Że jej ingerencja mogła jakoś wpłynąć na jej stan zdrowia.

Gdy w końcu dojechali, odprowadziła Eri praktycznie pod drzwi izolatki, gdzie otoczyło ją grono lekarzy i pielęgniarek, rozpoczynając wszelkie możliwe badania. Dziewczynka zniknęła z rejestrów ponad trzy lata temu, więc nie wiadomo było praktycznie nic. 

Cecylia jeszcze przez chwilę stała, obserwując przez szybę działania lekarzy, aż w końcu podeszła do niej pielęgniarka. Młoda kobieta, z włosami związanymi w wygodnego koczka, w uniwersalnym mundurku pielęgniarki.

– Bidula. Tyle przeszła – westchnęła, widząc na co patrzy Cela.

Rozległe rany i blizny na nogach i rękach dziewczynki bardzo przypominały te, które nosiła Cela. Tylko, że te Eri były dowodem na przemoc jakiej doświadczyła. W przypadku szatynki, tylko jedna trzecia blizn sprawowała taki dowód. Większość miała jeszcze zanim pojawiła się pierwszy raz w Mustafu.

– Ma pani dzieci? – zapytała pielęgniarka.

– Nie mam. Ledwo się zaręczyłam – wyznała, nie rozumiejąc celu pytania. Pielęgniarka miała jedynie zaprowadzić ją do gabinetu. Nawet nie miała przy sobie karty.

– Patrzy pani na nią, jakby była pani córką. Rzadko widzi się takie spojrzenie u nie dzieciatych – przyznała. – No dobrze, muszę panią już zabrać na badanie, lekarz się niecierpliwi, a ona jest w dobrych rękach.

Cecylia rzuciła ostatni raz okiem na to, co dzieje się przy Eri, po czym ruszyła za pielęgniarką na badanie. Pielęgniarka zupełnym przypadkiem zasiała w jej myślach całkowicie głupi pomysł, z którego zapewne zrezygnuje. Ale najpierw sprawdzi wszystkie opcje.

Co gdyby adoptowała Eri? Miała dom, miała stałą płacę i partnera. A dziewczynce zawsze będzie lepiej, jeśli nie będzie wychowywana w szkole, przez nauczycieli. Choć i tak pewnie spędzałaby tam sporo czasu.

Cecylia odgoniła te myśli na tył umysłu, chcąc się skupić na badaniu. Była pewna, że lekarz nic nie znajdzie, ale zawsze ciekawiło ją jak będzie wyglądać na usg.

Weszła za pielęgniarką do gabinetu. Na krześle za biurkiem siedział lekarz w białym kitlu i stukał długopisem w blat.

– Zaczynałem się obawiać, czy tam pani nie porwano.

– Przepraszam, zasiedziałam się przy uratowanym dziecku – wyznała. – Co mam robić?

– Musimy zbadać jamę brzuszną, więc musi pani odsłonić obszar od końca żeber do linii bielizny. Potem proszę się położyć na leżance – poinstruował mężczyzna.

Cecylia skinęła głową, rozpinając zamek gorsetu; zdjęła go i odłożyła na krzesło. Potem rozpięła zamek sukienki i zsunęła górę na wysokość bioder. Podwinęła bluzkę i położyła się na leżance. Wtedy podszedł lekarz, przyciągając potrzebne urządzenie. Założył rękawiczki jednorazowe, rozsmarował na brzuchu dziewczyny jakiś żel i rozpoczął badanie. Cela z zaciekawieniem obserwowała to, co wyświetlało się na monitorze.

Moja bohaterka || DabiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz