VI

132 5 4
                                    

Lucy pov

Już miałam odpowiedzieć kiedy usłyszałam krzyk. Po tym jak przeraźliwy był wszyscy stojący w tym pomieszczeniu wywnioskowali że nie oznacza on nic dobrego.

Biegnąc tam wiedziałam że nie będzie łatwo widząc chimerę. I ledwo uchodzącego z życiem nastolatka. Gdy chłopak odwrócił się w naszym kierunku przerażonym głosem wykrzyczał.

- panie Stark, pomocy!- a Tony jak ostatni idiota postanowił sprintem pobiec w jego stronę, w ostatnim momencie Loki złapał go za rękę. W duchu byłam mu za to wdzięczna.

- jak on ma na imię?- skierowałam to pytanie do tyłu.

- Peter - odpowiedział z przerażeniem Stark na co delikatne przytaknęłam.

Powoli zaczęłam podchodzić do nastolatka który podczas ucieczki wspiął się na skałę dzięki temu że jego dłonie dziwnie się do niej przyklejały. Na szczęście chimera nie była w stanie na nią wskoczyć.

Wtedy zobaczyłam małe znamię na łapie zwierzęcia w kształcie W. Wtedy przypomniałam sobie że jakieś 10lat temu wykluła się jedna z tych wredot, i zawsze jak się piekliła wygwizdywałam piosenkę, tylko jaką?

Podchodziłam coraz bliżej bestii. Kiedy stałam już wystarczająco blisko usłyszałam warczenie chimery i oświeciło mnie. Jak mogłam zapomnieć przecież ja wygwizdywałam jej piątą symfonie Betovena. Wzięłam głęboki wdech i wydałam z siebie pierwsze gwizdnięcie. Zwierzę się do mnie odwróciło i wydało głośne warknięcie nie zadowolenia ale ja kontynuowałam melodie. Wciąż zbliżając się do mutanta gwizdałam starając się brzmieć jak kiedyś.

Zwierzak zaczął zbliżać się do mnie w bardzo agresywny sposób, kiedy ja zbliżałam się do końca. Koniec który wygwizdałam w momencie kiedy zwierzę nagle zahamowało jakby sobie przypomniała

Wymieniłam z nią głębokie spojrzenie po czym nachyliła głowę tak abym mogła dotknąć jej głowy.

O dziwo dała się zaprowadzić w miejsce w którym mieszka. Po tym niestety musiałam wrócić do avengersów i tego chłopaka. Teraz już wszyscy dostaną po głowach. Nie oszczędzę im zjebki za wszystko, są dwie rzeczy które mnie przed tym powstrzymają. Śmierć moja albo ich.

Jestem już kilka metrów od tych idiotów. W pomięcie w którym nastolatek którego uratowałam zauważył mnie wyrwał się z objęć Tonego. I zaczął sprintem biec w moim kierunku. Okej teraz już nie wiem kompletnie co się dzieje.

- dziękuje, dziękuje, dziękuje!- zaczął mówić przez łzy w zawrotnym tępię przytulając się do mnie w bardzo szczelny sposób. Po tym jak Barton próbował potajemnie wyjąć telefon i robiąc temu zdjęcie.

- to co pani zrobiła z tym dziwnym lwem było superowe!- wykrzyczał odrywając się ode mnie i ocierając łzy. Ok ten chłopiec trochę mnie rozczulił.

- dzięki...- odpowiedziałam trochę nie pewnie.

- nauczy mnie tak pani, proszę, proszę, proszę!- znów zaczął wykrzykiwać z wielkim entuzjazmem. Po połowie sekundy stanął przy nim Loki.

- tak to i ja chcę.

- nie ma mowy, w ogóle nie powinno was tu być. Już wychodzimy.

Dzisiaj trochę krótszy rozdział. ( przepraszam) I pytanko co mogłabym zmienić aby książka była lepsza? Jestem otwarta na sugestie dotyczące fabuły. <3

Walizka Scamanderów Avengers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz