IX

104 7 5
                                    


Są dwie opcje czekam aż idioci skończą się naparzać lub postaram się przemknąć aby złośliwy uciekinier nie zwiał. Spojrzałam jeszcze raz na walki , tak ewidentnie wolę poczekać.

Spojrzałam na mojego uciekiniera i usłyszałam dźwięk załadowania broni za moimi plecami.

- odwróć się i rączki na widoku!- krzyknął mężczyzna. Powoli się odwróciłam, i zobaczyłam że gość ma złamany nos a tak poza tym był już delikatnie ukorzony prawdopodobne przez walkę.

-idź- rozkazał mi  agencik wskazując kierunek i na moją nie korzyść szliśmy w kierunku w którym walczyły te dwa ‘’ cluby „  weszliśmy miedzy ogień w taki sposób że nie możliwe było nie zauważyć nas. Ogień na chwilę ucichł a agent stanął celując mi w głowę.

-poddajcie się albo rozwalę dziewczynie łeb!- ta mam tego dość. Gość dostał łokciem w już i tak złamany nos. Wyjęłam katany z za pleców i przecięłam na pół w sposób że korpus leżał z pół metra od reszt ciała, jego koledzy nie zabardzo wiedzieli co zrobić. I jak gdyby nigdy nic zaczęłam kierować się w stronę mojego zwierzaka. Agenci hydry jak i Avengersi podążali za mną wzrokiem.

Aż zniknęłam za drzewami ponownie usłyszałam strzały i odgłosy walki jednak słyszałam też w miarę ciche kroki i zobaczyłam Wandę. Szczerze w porównaniu do innych bohaterów ją lubię najbardziej, była ubrana w bardzo ładny płaszczyk, w kolorze głębokiej czerwieni i czarne opinające koszulkę i spodnie. 

-hej poczekaj- odwróciłam się do niej na pięcie

- tak?-

- em, kim jesteś?-

- Spacerującym cywilem - w tej chwili poczułam pieczenie  obrębie płatu skroniowego. Zaczęło mi się kręcić w głowie więc cofnęłam się o krok łapiąc jednocześnie za głowę. Co do cholery, sięgałam już do kieszeni po różdżkę. Ale zaczęłam mieć mroczki przed oczami i odleciałam.

Skip time~

Uchyliłam oczy o dziwo światło nie sprawiło że musiałam zamknąć powieki. Przypomniałam sobie co zaszło wczorajszego dnia. Chyba wczorajszego. Teraz już pewności nie mam. Delikatnie wstałam i rozejrzałam się po pomieszczeniu w którym się znajdowałam. Zwykła sala szpitalna, wszystko białe tylko zasłony były pomarańczowe. Chciałam wstać i się rozejrzeć jedyną rzeczą która mi w tym przeszkadzała były kajdanki którymi byłam przykuta do łóżka.

Czy oni serio myślą że 325 letnią czarownice powstrzymają zwykłe kajdanki. Wyłamałam sobie kciuka i wyjęłam rękę. Szybko nastawiłam palec i podeszłam do zasłoniętego okna, wyjrzałam za zasłonę i ujrzałam nocną panoramę miasta, wyglądała bardzo ładnie.

Trzeba się zwijać zanim któryś z bohaterów się obudzi i narobi hałasu. Skierowałam się w kierunku drzwi po drodze zabierając płaszcz z wieszaka i po prostu wyszłam. Żadnego alarmu? Nic? A myślałam że są mądrzejsi, no cóż weszłam do windy przeszukując ubranie znalazłam nadajnik który przyczepiłam do lustra, miłego czyszczenia. Nawet różdżki nie wyjęli, jestem zawiedziona.

Wyszłam na ulicę weszłam w pierwszą lepszą ciemną uliczkę i przeteleportowałam się do mojego mieszkania. Trochę mi porozwalali, ale tragedii nie ma. Machnęłam różdżką i już czysto. Tak ewidentnie trzeba ty przewietrzyć.

Otworzyłam okno a przez nie wleciał mój świergotnik. Ja pierdolę tę robotę! Serio? Ryzykowałam dla niego życie a on teraz tu wlatuje jakby nigdy nic się nie stało. Szybko rzuciłam zaklęcie wyciszające i zabrałam tego przeklętego ptaka i poszłam do walizki zostawiłam tam uciekiniera i poszłam do łazienki. Czułam od teleportacji coś dziwnego na wewnętrznej części przedramienia, zdjęłam płaszcz i zobaczyłam cieniutką strużkę krwi cieknącą z pod koszulki, podwinęłam rękaw i zobaczyłam że coś mi wszyli, najwyraźniej w trakcie teleportacji szwy musiały się rozerwać, podeszłam do szafki i szukałam podręcznej apteczki której zawartością rozprułam resztę szwów i wyciągnęłam nadajnik. Spojrzałam w lustro i zauważyłam że jestem strasznie blada, to dość dziwne że nie bolało mnie zbytnio wyciąganie nadajnika, musieli mi podać jakieś naprawdę mocne leki.

Mam nadzieję że rozdział się podobał miłego dnia kaczuszki ❤️

Walizka Scamanderów Avengers Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz