XIV - album

41 2 1
                                    

- Naprawdę? - Spytałem.
- Naprawdę.
- Miło mi to słyszeć. - Zarumieniłem się, ale dziewczyna również.
- Nie jesteś taki jak inni. - Powiedziała.
- Czyli? - Spytałem nie rozumiejąc o co jej tak właściwie chodzi.
- Jesteś wyjątkowy. - Stwierdziła. - Nie masz czarnych, brązowych czy blond włosów, masz piękne ogniste włosy, które podkreślają twoje śliczne niebieskie oczy. - Prawiła mi komplementy, a ja czułem, że to ja powinienem teraz to robić, bo przy niej nie czułem się zbyt atrakcyjny.
- Hermiono... - Przeciągnąłem przewracając oczami. - O kim ty mówisz?
- O tobie, rzecz jasna. - Odpowiedziała.
- Więc chyba nie zauważyłaś, że gdy tylko na ciebie patrzę to topie się w twoich czekoladowych oczach. - Powiedziałem na co ta zdziwiła się i ponownie zarumieniła. - Nigdy nie widziałem tak pięknych i puszstych loków, jak twoje. - Stwierdziłem.
- Blefujesz! - Krzyknęła. - Twoja dziewczyna, która jest na dole też ma loki i też są całkiem niezłe.
- Nie są tak piękne jak twoje. - Powiedziałem.
- Schlebiasz mi. - Zaśmiała się.
- Fakty. - Odpowiedziałem. - Ma pani ochotę na Pumpkin Spice Latte? - Spytałem, a ta roześmiała się jeszcze bardziej.

Nigdy w sumie nie mieliśmy tak długiej rozmowy, bez żadnego powodu. Po prostu siedzieliśmy i rozmawialiśmy świetnie się przy tym bawiąc.
Akurat w tym pokoju Ginny położyła prezenty, które dostała, a mój album leżał na półce.
- O mój album! - Powiedziałem. - dałem go dziś Ginny.
- Możemy go obejrzeć? - Spytała podekscytowana.
- Jasne. - Odpowiedziałem wstając i kierując się w stronę półki.

Oglądaliśmy zdjęcia, pokazywałem jej wskazując palcem dokładnie kto jest kim.

- To Fred, George, Percy, Bill, Ginny, zobacz, nawet Charlie! I tu jestem ja. - mówiłem, a dziewczyna spoglądała raz na zdjęcia, a raz na mnie, słuchając.

- Byłeś naprawdę uroczy. - stwierdziła szatynka.
- To oznacza, że już nie jestem? - Spojrzałem ponownie w jej piękne czekoladowe oczy.
- Tego nie powiedziałam. - Uśmiechnęła się.
Patrzeliśmy się na siebie dłuższą chwilę.
Niekontrolowanie spojrzałem najpierw na jej lewe oko, potem na usta i na końcu na prawe oko. Dziewczyna lekko uśmiechnęła się, co zrozumiałem jako pozwolenie na pocałunek, więc to też uczyniłem.

Pocałowałem ją.

Gdy już się od siebie oderwaliśmy, dziewczyna zaczęła:
- Boże, Ronald tak bardzo Cię przepraszam! - widać było, że strasznie spanikowała.
- Hej, spokojnie. - Powiedziałem nieco ciszej.
- Spokojnie?! - krzyknęła. - Masz dziewczynę, nie powinnam!
- To ja cię pocałowałem, to moja wina. - Przyznałem. - Co nie znaczy, że tego nie chciałem.
- Masz dziewczynę... - powtórzyła stanowczym tonem.
- Teraz, dla mnie stało się to mało ważne. - Powiedziałem.
- Idziemy na dół. - Stwierdziła zarumieniona dziewczyna.

Zeszliśmy na dół i podleciała do mnie Lavender.
- Ron, gdzie Ty byłeś? - Spytała po czym pocałowała mnie w policzek.
Hermiona parsknęła śmiechem, chcąc odejść.
- Co cię tak rozśmieszyło? - Odezwała się Lavender.
Hermiona spojrzała na mnie po czym powiedziała:
- Ty.
- Ja? Niby dlaczego? - Spytała wrednie.
- Dalej jesteś zazdrosna o swojego chłopaka czy już nie tak bardzo? - uśmiechnęła się chytrze.
- Radzę ci sie zamknąć. - Powiedziała przez zęby.
- Jasneee. - Przeciągnęła.
- Hermiona! - usłyszeliśmy krzyk mojej siostry. - o hejka, jak się bawicie?
- Znakomicie. - odpowiedziała jej szatynka sarkastycznie przez co Ginny wiedziała, że muszą iść pogadać.
- A ty Ron? Lavender? - Zapytała z uśmiechem.
- Świetnie. - Odpowiedzieliśmy w tym samym czasie.
- To się cieszę, chodź Hermiona. - Złapała ją za ramię i poszły.

Lavender spojrzała na mnie wrogo.
- Co to miało być?! - wykrzyczała.
- W sensie? - Udawałem jeszcze głupszego, niż byłem.
- Nie udawaj, Ron! - krzyknęła. - Ona jest nienormalna!
- Przesadzasz. - Przekręciłem oczami.
- Jasne. - Syknęła. - Gdzie byłeś? - Zapytała bardziej spokojnie.
- Na górze. - Odpowiedziałem zgodnie z prawdą.
- Dobrze. - Na moje szczęście nie pytała z kim. - Napijemy się czegoś? - Spytała.
- Niee, strasznie boli mnie głowa. - Oświadczyłem.
- Jasne, rozumiem. - Uśmiechnęła się. - Ja idę do Freda i George'a. - Powiedziała.
- Do Freda i George'a? - Zmarszczyłem brwi.
- Tak, bardzo się polubiliśmy.
- Cieszę się. - Odpowiedziałem.
- To do zobaczenia. - Odrzekła dając mi buziaka w policzek na pożegnanie.

Siedziałem na fotelu, spoglądając co jakiś czas na ludzi bawiących się w rytm muzyki.
Nagle usłyszałem głośne "RON!", a z tłumu wyskoczyła moja siostra. Biegła w moją stronę poddenerwowana.
Wstałem z fotela i patrzyłem na nią czekając co właściwie zamierza zrobić.
- Ron! - Krzyknęła.
- Co się stało? - Też krzyczałem, tak aby słyszała co mówię nad grającą głośno muzyką.
- Musimy pogadać!
- O czym? - Spytałem.
- Nie pytaj, tylko chodź natychmiast! - Krzyknęła stanowczo.
Chwyciła mnie za rękę i pociągnęła za sobą.

O co może jej chodzić?

Kawiarnia Gryfonów - Romione, Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz