I - książki

151 6 0
                                    

Zegar powieszony na ścianie wskazywał godzinę czternastą dwadzieścia siedem, a ja właśnie układałem książki, mimo że nie jest to mój obowiązek. Cóż, tak się zdarzyło, że mój współpracownik właśnie wziął sobie zwolnienie lekarskie, więc zostałem sam, bo nikogo na jego miejsce nie ma. Zwykle zajmowałem się robieniem i podawaniem kawy, ale musiałem przejąć jego obowiązki. Mój kolega miał na imię Seamus. Był zabawny, ale czasami potrafił być naprawdę irytujący, nie mówiąc już o jego lenistwie. Czy to takie trudne wypakować książki z pudeł i ułożyć na półkach? A nawet nie, ponieważ dostawy mamy co piątek, ale gdy nam czegoś braknie to możemy zamówić. Więc czy to naprawdę takie ciężkie? Oczywiście, że nie, ale Seamus musiał zostawić mnie z tym samego.

Dziś był właśnie dzień dostawy, a kartonów z literaturą przyjechało akurat bardzo dużo. Kto by się spodziewał?
Miałem naprawdę podły humor od momentu kiedy mój pracodawca zadzwonił do mnie rano z wieściami o Finniganie, a jeszcze bardziej zepsuł mi go sam Finnigan, kiedy gdy zadzwoniłem do niego spytać co się takiego stało, że znów jest na zwolnieniu lekarskim powiedział mi bezczelnie do słuchawki, że potrzebował wolnego po czym wybuchł śmiechem. 
Odkąd pamiętam nie był dość miły i dla klientów i zarazem też dla mnie, dlatego to właśnie ja jestem tym od interakcji z ludźmi, ponieważ gdyby to on się tym zajmował, prawdopodobnie nie mielibyśmy gości, a nasza ocena na stronie wynosiła by zapewne zero.
Ma duże znajomości z lekarzami, zwłaszcza z Dr. Nevillem Longbottomem, którego z resztą ja też znam, ale nie potrafiłbym wziąć sobie zwolnienia lekarskiego dosłownie bez powodu.
Jedno muszę mu przyznać, jest naprawdę kreatywny i pomysłowy.

Dochodziła piętnasta, a ja pierwszy raz cieszyłem się, że nie ma dzisiaj nikogo w kawiarni. Nie ukrywam trochę mnie to dziwiło, bo zawsze było tutaj naprawdę wielu klientów, ale dziś akurat sprzyjało mi to, bo gdybym miał latać w tą i z powrotem, raz składając zamówienie, drugi raz robić kawę, potem ją podawać do stolika kupującego, a potem jeszcze wracać do układania książek to chyba bym nie wyrobił, a przecież mogło się zdarzyć tak, że gość mógł chcieć zakupić jakieś dzieło literackie.

Gdy schylałem się, aby wyciągnąć kolejny produkt z pudła usłyszałem charakterystyczny odgłos dzwoneczka zza pleców, który zawsze dzwonił gdy ktoś otwierał drzwi kawiarni.

"Na Merlina" - powiedziałem pod nosem.

Kiedy tylko się odwróciłem zobaczyłem dość niskiego chłopaka o kruczoczarnych włosach w czarnych okrągłych okularach.
Oczywiście był to Harry, mój przyjaciel.
Poznaliśmy się, gdy pierwszy raz przyszedł na otwarcie naszej kawiarni. Wtedy jakoś zaczęliśmy rozmawiać i historia dalej sama się toczyła. Naprawdę zawdzięczam Harremu bardzo dużo, był przy mnie i zawsze znajdywał dla mnie czas. Mimo, że nie znaliśmy się długo, bo tylko dwa lata to czułem się jakbym znał go całe życie. Był dla mnie jak brat.

- Cześć Ron.
- No cześć. - odpowiedziałem dość markotnie.
- Co jest, Seamusa nie ma? - zapytał marszcząc brwi.
- Ta, znowu wziął sobie zwolnienie lekarskie, a na mnie zwalił wszystkie swoje obowiązki.
Harry rozejrzał się po kafejce po czym parsknął śmiechem.
- Ten to jest dobry. - Mówił śmiejąc się. - Który to już raz?
- Oj stary, nie potrafiłbym nawet tego zliczyć.
Oboje zaczęliśmy się śmiać.

Chwilę rozmawialiśmy, a ja dalej układałem tomy na półkach.

- Jestem wykończony. - sapnąłem siadając na małej kanapie przy stoliku obok mojego przyjaciela.
- Słabo, że tak cię zostawia. - pokręcił głową.
- Nie będę mówić, że nie masz racji, bo ją masz.
- Ile ci jeszcze zostało? - spojrzał w moją stronę.
- Człowieku, to pudło nie ma dna.
- Może ci pomóc?
- Nie, Harry to naprawdę miłe z twojej strony, ale nie mogę, nie pracujesz tu. - odrzekłem.
Chłopak wstał i zajrzał do pudła stojącego pod biblioteczką.
- Oj nie gadaj. - powiedział schylając się po książke. - Powiedz mi tylko, od czego zależy gdzie mam co układać.
- Widzisz te napisy na półkach, np. tutaj masz "horror"?
Brunet patrząc na napis pisany dość małymi literami pokiwał tylko głową.
- No to musisz zobaczyć jaki gatunek ma książka, no zobacz tam masz "romans" , "fantastyka" , "biografie" i po prostu jeżeli książka ma gatunek fantastyka to dajesz ją na półkę z fantastyką, rozumiesz? - starałem się jakoś logicznie to wytłumaczyć, ale Harry można powiedzieć, że patrzył na mnie z lekkim zakłopotaniem.
- Tak, powiedzmy. - Podrapał się po karku. - Dam radę.
Tylko uśmiechnąłem się w jego stronę i zacząłem rozpakowywać kolejne książki.

Szczerze powiedziawszy wizyta Harrego poprawiła mi znacznie humor. Praca nie była już taka monotonna, gdy przebijały się przez nią żarty i śmiechy.
- W końcu skończyliśmy. - oznajmiłem ocierając dłonie o nogawki spodni.
- Powiem ci, że nie łatwa ta twoja praca.
- Wiesz, dziś akurat było bardzo dużo kartonów, były też jakoś dziwnie większe niż zawsze.
- Aaa, chyba że tak [...]

Oboje spojrzeliśmy na zegarek. Dziewiętnasta pięćdziesiąt.

- Za dziesięć minut zamykamy. - oznajmiłem.
Harry nic nie odpowiedział tylko pokiwał głową.

Po kilku minutach staliśmy już przed lokalem zamykając drzwi wejściowe kluczem. Była jesień więc na dworze robiło się już pomału ciemno, a chodniki były jeszcze mokre od porannego deszczu.
Szliśmy w dwie różne strony, więc pożegnałem się z Harrym dziękując za pomoc i miły spędzony czas i zacząłem iść w strone swojego mieszkania.
Szczerze mówiąc to nie lubiłem wracać do domu przez drogę, którą musiałem przejść.
Musiałem iść przez jakieś ciemne uliczki, których dosłownie nienawidziłem. Zawsze stali tam jacyś podejrzani ludzie, którzy dziwnie się na mnie patrzyli.

I tym razem nie mogło być inaczej.

Kawiarnia Gryfonów - Romione, Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz