XXV - wybór

45 0 0
                                    

- No właśnie chciałem cię zaprosić na moje urodziny. - Powiedziałem dość zestresowany.
- Naprawdę? - Uśmiechnęła się. - Kiedy?
- Tak się składa, że za trzy dni. - Odrzekłem.
- Chyba sobie żartujesz! - Krzyknęła zdziwiona.
- Miałem przyjechać wcześniej, ale Ginny... - Westchnąłem.
- Taa, rozumiem. - Przewróciła oczami. - Nie chce jej obgadywać Ronald. - Oznajmiła chowając pasmo sterczących włosów za ucho.
- Tak, wiem. - Prychnąłem śmiechem. - To do Ciebie nie podobne.

- A co u niej? - Spytała.
- Raczej wszystko dobrze, ma chłopaka. - Oświadczyłem.
- Blefujesz! - Krzyknęła podekscytowana.
- Nieee. - Przeciągnąłem. - Od kilku dni jest z Harrym.
- Długo na to czekała... - Pokręciła głową. - Szkoda, że mnie przy niej nie było. - Uśmiech zszedł jej z twarzy.
- Hej, spokojnie. - Położyłem dłoń na jej dłoni. - Nie przejmuj się, moim zdaniem ta cała kłótnia to jej wina. - Uśmiechnąłem się.
- Nie chce o tym rozmawiać, Ronald. - Oznajmiła po czym posłała mi niezwykle ciepły uśmiech.
- Dobrze. - Pokiwałem głową. - Więc przyjdziesz? - Podrapałem się po karku.
- Co to za pytanie? - Zmarszczyła brwi. - Oczywiście, że tak, ale tylko wtedy kiedy pomożesz mi wybrać sukienkę. - Zaśmiała się po czym zwlokła mnie z kanapy prowadząc do sypialni.

Popchnęła mnie na łóżko tak, abym siedział na przeciwko szafy.
- Doobra. - Przeciągnęła otwierając szafę. - Jaki kolor? - Spytała.
Nic nie odpowiadałem wpatrując się w nią jak głupi.
- Ronald! - krzyknęła odwracając się w moją stronę.
- Różowy! - Odkrzyknąłem szybko pierwszy kolor, który przyszedł mi do głowy.
- No jasne. - Przewróciła oczami. - Może granatowy? - Odwróciła się w powrotem w stronę szafy.
- Hermiono, ja naprawdę nie mam pojęcia... - Westchnąłem.
- Oj daj spokój, musisz mi pomóc! - Powiedziała zawiedziona.
- Nie możesz się ubrać tak jak na urodziny Ginny? - Spytałem.
- Chyba sobie żartujesz, tam będzie cała twoja rodzina! - Krzyknęła.
- I? - Zmarszczyłem brwi. - Chcesz poderwać któregoś z moich braci? - Zaśmiałem się.
- Nie, kretynie. - Westchnęła ciężko. - Nie założę tej samej sukienki drugi raz. - Oświadczyła.
- Nie będę wnikać. - Stwierdziłem patrząc jak dziewczyna wpatruje się w szafę.

Po jakichś trzydziestu minutach dalej siedziałem w tym samym miejscu czekając aż Hermiona zdecyduję się na którąś z sukienek.
- A może ta, spójrz. - Odwróciła się w moją stronę z ciemnofioletową sukienkę.
- Przymierz. - Zaproponowałem na co dziewczyna pokiwała znacząco głową i wyszła z pokoju.
Gdy wróciła, wyglądała wprost obłędnie.
Sukienka była przylegająca i sięgała jej do połowy uda.
- Myślę, że ta jest w porządku. - Uśmiechnąłem się na jej widok.
- "W porządku"? - Zmarszczyła brwi. - W takim razie wybieramy inną. - Przewróciła oczami.
- Co? - Patrzyłem na nią ze zdziwieniem.
- Ona nie ma być "w porządku", ona ma być idealna Ronald. - Uśmiechnęła się.
- Hermiono, ta jest idealna. - Przyznałem.
- Naprawdę tak sądzisz czy mówisz tak dlatego, że nie chce Ci się ze mną tu już siedzieć? - Prychnęła śmiechem.
- Naprawdę tak sądzę, ale przyznaję, że nie bardzo mi się chce siedzieć tu dłużej. - Zaśmiałem się.
- Dobra, dobra. - Ponownie przewróciła oczami. - Czyli ta?
- Tak, zdecydowanie.

Szatynka ponownie wyszła z pokoju zapewne chcąc się przebrać.
Wróciła znowu w tym samym co wcześniej.
- W ogóle, mam twoją koszulkę, nie wiem czy zauważyłeś. - Oznajmiła.
- Zauważyłem. - Przyznałem.
- Mam ci ją oddać? - Zapytała.
- Zatrzymaj ją. - Powiedziałem wstając z łóżka i idąc za dziewczyną w stronę salonu.
Ta tylko odwróciła się do mnie i posłała mi uśmiech.

- A jak u Harry'ego? - Spytała siadając z powrotem na kanapę.
- Raczej wszystko dobrze. - Odrzekłem opierając swoją twarz na łokciach.
- To dobrze. - Uśmiechnęła się.
- A jak u Ciebie? - Zmarszczyłem brwi przypominając sobie, że przecież nic o sobie praktycznie nie powiedziała.
- Nudno. - Westchnęła. - Cały czas siedzę w domu.
- Nie pracujesz? - Wypytałem.
- Nie. - Rzuciła szybko. - Prawdę mówiąc to jestem na utrzymaniu rodziców. - Wyznała.
Zauważyłem, że się zestresowała, ponieważ urwała kontakt wzrokowy i zaczęła bawić się palcami.
- Dlaczego z nimi nie mieszkasz? - Dalej pytałem.
- Sama nie wiem. - Pokręciła głową. - Wyprowadziłam się od nich i zamieszkałam tutaj, a oni wysyłają mi kilka złoty miesięcznie. - Oświadczyła.
- Rozumiem. - Wpatrywałem się w nią przez cały czas.
- Nie myśl o mnie źle, Ronald. - Zwróciła swój wzrok na mnie. - Nie jestem jakimś pasożytem, który nie umie nawet pracować. - Zaczęła wymachiwać rękami jakby mi coś tłumaczyła.
- Ale ja doskonale o tym wiem. - Przerwałem jej. - A nawet jeśli byś była, nie obchodzi mnie to. - Dodałem.
- Ale ja naprawdę nie mam na to głowy, czytam dużo książek i nie mam jak... - Westchnęła. - Wiem, to głupi powód, ale ja naprawdę mam jakiś swój świat... To bardzo dziwne, ale nie zmieniaj o mnie zdania, ja...
- Hermiono. - Znowu jej przerwałem, a ta w końcu spojrzała mi prosto w oczy. - To czy pracujesz czy nie to twoja sprawa. - Dziewczyna wpatrywała się we mnie ze zdziwieniem.
- Dobrze. - Odetchnęła jakby z ulgą, a ja uśmiechnąłem się do niej co odwzajemniła.

Godzinę później musiałem wracać do domu, więc stałem już w przedpokoju zakładając na siebie swój płaszcz i buty.
Otworzyłem delikatnie drzwi od jej mieszkania i wyjrzałem za nie.
- Leje. - Powiedziałem zawiedziony. - Świetnie. - Przewróciłem oczami.
Dałem krok do przodu wychodząc z domu i nim się obejrzałem stałem już na dworze, całkiem mokry.

Odwróciłem się przodem do dziewczyny i zobaczyłem, że stoi oparta o szafkę na buty i wpatruje się we mnie z szerokim uśmiechem.

Mimo nieładu panującego na jej głowie dalej wyglądała cudownie.

Kawiarnia Gryfonów - Romione, Harry PotterOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz