- To ja zaśpiewałem.. - Odezwał się Liam.
Moje oczy wyrażały, więcej niż samo słowo "SŁUCHAM?". Liam naprawdę czasem, najpierw robi, potem myśli. Położyłem rękę na ramieniu przyjaciela i z wyrzutami sumienia spojrzałem na niego. Chłopak odpowiedział mi tylko, wymuszonym uśmiechem.
- Dyrektorze to byłem ja. - Palnąłem, bez pomyślenia.
Dyrektor spojrzał na nas krzywo. Dobra, to było nieprzemyślane zagranie. I pewnie skończymy źle, ale za przyjacielem w ogień.
Wyprostowałem się i spojrzałem już pewnym wzrokiem na dyrektora. W pierwszej chwili, mężczyzna nie zrozumiał co właściwie powiedziałem. Z 5 minutowym opóźnieniem, spojrzał na nas z szokiem. A szczególnie na mnie.
- Thomas, ja wiem.. że chcesz bronić przyjaciela, ale Liam nie potrzebuje twojej pomocy. - Rzekł z już kamienną twarzą.
- Ale to prawda. - Liam ściszając głos.
Dyrektor przeskakiwał wzrokiem, to na mnie, to na Liama. W końcu przystanął wzrokiem na mojej osobie. Pewnie jak ja, był w szoku, że umiem śpiewać. Podszedłem do mężczyzny i spojrzałem na niego z pewnością. Naprawdę nie mam pojęcia co Liamowi strzeliło do głowy, ale wyjaśnię to z nim, po tym jak dostanę opierdol. Dyrektor westchnął głośno i spuścił głowę w dół, łapiąc się za skroń i przejeżdżając ręką po całej długości twarzy.
- Thomas.. - Warknął. - Ja wiem, że chcesz bronić kumpla, ale to nic ci nie da. - Spojrzał znów na mnie.
Posmutniałem lekko. Przeniosłem swój wzrok na chłopaka stojącego tuż za mną. Wtem mnie olśniło. Przybrałem głupkowaty wyraz twarzy, a Liam już wiedział co się święci, przez co pacnął se ręką w twarz. Odwróciłem się na piętach w stronę starszego mężczyzny. I uśmiechnąłem się.
- Odpuszczę kłótni, jak pan powie to przy nas wszystkich, co sądzi na ten temat. - Mówię.
Liam natychmiast podbiega do mnie i zatyka mi usta ręką. Uśmiecha się nerwowo w stronę dyrektora. Po chwili mówi, że chce porozmawiać ze mną na osobności. Chłopak ciągnie mnie gdzieś przed salę operową. Muszę przyznać, że Liam jest niski, ale ma siłę chyba lepszą ode mnie.
- Słuchaj mnie kurwa. - Zaczyna wkurzony, co w jego wykonaniu wygląda jakby uroczy kot zaczął cię drapać i gryźć. - Czy ty naprawdę chcesz stracić głowę?! Czy masz pojęcie co on nam może zrobić?! - Próbował nie krzyczeć.
- Ale co ja robię? Przecież wszystko mam pod kontrolą. - Mówię pewnym głosem.
Mój telefon nagle zawibrował. Wyciągnąłem go kieszeni spodni. Odblokowałem ekran i po przeczytaniu wiadomości i zobaczeniu kto to jest, dopiero zdałem sobie sprawę z powagi sytuacji.
Momentalnie zaczęły mnie piec policzki. Gapiłem się w ekran telefonu, jak zakochana 15-latka. Liam zaczął mi macha mi ręką przed oczami. Z trudem ucinam kontakt wzrokowy z ekranem telefonu.
- Co. - Mówię trochę agresywnie, przez co gryzę się w język.
- Kto do ciebie napisał, że się tak szczerzysz? - Pyta patrząc na mnie typ swoim wzrokiem wkurzonego kota.
Dziwne mam skojarzenia. Teraz pytanie czy mam go okłamać? Czy brnąć w kłamstwo? Liam jest dobrym w węszeniu. Na pewno zgadnie prędzej czy później kto to. Po chwili nie czuję telefonu w dłoni. Albo sam sprawdzi kto to..
- No no, synek prezydenta, Dylan O'brien. - Mówi zaciekawionym głosem. - Chyba mu wpadłeś w oko. - Rzekł, podając mi telefon.
- Tak, dokładnie, a ja jestem kucharz - Rzekłem, tym przypominając mu jak wybuchła mi pizza w piekarniku.
- To tylko szczegół. Niezłe ziółko z niego, co nie? - Wykonuje dwuznaczny gest brwiami.
- Liam! To, że wiesz o mojej orientacji jako jedyny, nie znaczy, że masz mnie zawstydzać za każdym razem. - Mówię, lekko speszony. Zakrywam twarz dłońmi.
Opieram się o ścianę. Po co on do mnie napisał? I dlaczego proponuje mi spotkanie w nocy? No dobra, może dlatego, że jego rodzice śpią? Ciekawe czy on zawsze się tak wymyka.
- Ej a przypadkiem ten twój przyjaciel i internetowy nie nazywa się przypadkiem Dylan? - pyta chłopak i spogląda pytającym wzrokiem.
- A ty zdajesz sobie z tego sprawę, że nie istnieje tylko jedna osoba na świecie o imieniu Dylan? - Mówię i spoglądam na niego spod byka.
- Czemu my rozmawiamy o dylanach? - Zaśmiał się.
- A bo ja wiem? - Wtórował śmiechem.
- A idź pan w chuj. - Liam idzie w kierunku baru.
- Ej, a nie mieliśmy wracać na salę operową? - Drapie się po karku z niezrozumienia postawy Liama.
- Jak chcesz to se wracaj. - Odparł.
- Ej no poczekaj.
Przyśpieszam i doganiam chłopaka. Podczas tej super długiej podróży pod bar Teresy zamieniliśmy równe zero słów. Stajemy przed ladą. Liam prosi o herbatę, a ja o mojego ulubionego rogalika. Usiedliśmy przy ulubionym stoliku Liama. Chłopak przez chwilę milczał, lecz w końcu się odezwał.
- To co jest między tobą, a synkiem prezydenta? - Pyta na luzie.
- Mur. - Odpowiadam i biorę kęs rogalika.
- Ha ha ha, jak już się pośmialiśmy to, może tak na poważnie? - Po wypowiedzianym zdaniu, upija łyk herbaty.
- Mówię ci że mur. - Trzymam swoje.
Chłopak wzdycha i spogląda najpierw na mnie, a potem w dno kubka z herbatą. Nie mam pojęcia co siedzi mu w głowie, albowiem Liam jest do wszystkiego zdolny. Ostatnio gdy nie było mnie na zajęciach, myślał, że się najebałem i sram po krzakach. A ja po prostu pojechałem do lekarza.
Sekundę później, skrzywił się i krzyknął do Teresy, że nie posłodziła mu herbaty. Parsknąłem krótkim śmiechem, na jego wymogi. Teresa przynosi mu cukier i odchodzi w stronę głównej hali mówiąc, że zaraz wraca.
- Wracając do tematu dylana.. - Mówi powoli.
- Daj se siana, co? - Mówię z pełną buzią.
Chłopak parska krótkim śmiechem i odkłada szklankę z herbatą, a ta wydaje dźwięk gdy styka się ze stolikiem. Nie wiem co mam sądzić. Liam chciałby wszystko wiedzieć, nie dość, że jest totalnie zazdrosny o wszystko, to jeszcze nadopiekuńczy. Ale szanuje to. Jest moim przyjacielem i to raczej jedynym prawdziwym. No dobra może drugim.
«﹣﹣﹣❁ ❁ ❁﹣﹣﹣»
edit: nie wiem już co mam tu pisać
CZYTASZ
Się Poznali | Dylmas
FanfictionDylan O'Brien jako syn prezydenta. Thomas Brodie-Sangster, pianista przeróżnych stylów muzycznych wykonywanych na fortepianie w narodowej filharmonii. Prezydent państwa, jak i też ojciec Dylana, każe mu odwiedzić filharmonię narodową. Jeden z najmł...