Rozdział 13

164 11 21
                                    

Perspektywa Dylana:

Wyszedłem z bloku, w którym mieszka blondyn. Od razu naciągnąłem mocno kaptur. Szczerze mówiąc mógłbym zostać tam u niego, ale nie wiem czy by sobie życzył. Chciałbym przytulić się do niego, ale nic przecież nie może trwać wiecznie. Nie dzwoniłem po szofera. Chciałem się przejść. Odciszyłem wreszcie telefon, a do moich uszu dotarł dźwięk kolejnego połączenia. Od razu je odrzuciłem.

Skręciłem w uliczkę, którą zawsze wracałem od blondyna. Była to szemrana okolica. Głównie przesiadują tu ćpuny i bezdomni, ale mam też swoje powody. 

- Paczcie kto do nas zawitał. - krzyknął głos gdzieś za moimi plecami, przez co zatrzymałem się.

- Ile ci jeszcze trzeba tych pieniędzy? - odezwałem się, ale nie miałem zamiaru się odwracać. Spojrzałem w dół na swoje buty.

- Oj no nie bądź taki skromny. Pamiętaj, że od tego zależy życie twojego blondaska. - przeszedł obok mnie, a przed moimi stopami wylądowało zdjęcie.

Zdjęcie widocznie przedstawiało mnie i Thomasa oraz nawet Lydia się załapała. Był to moment w którym wychodziliśmy z galerii. Cholery szpiegują mnie. Wyciągnąłem z tylnej kieszeni spodni plik banknotów i rzuciłem go przed siebie.

- Tyle wystarczy?? - zapytałem. - Dajcie mu spokój.

- Spokojnie. Po co te nerwy? - wyłonił się z cienia i podniósł pieniądze. - Trochę mało. - pomachał nimi, jakby były co najmniej zabawką. - Tik Tak drogi synu prezydenta. - powiedział i przeszedł obok mnie, trącając mnie ramieniem.

Nienawidzę tego, jak ktoś wywiera na mnie presję czasu. Gdy zorientowałem się, że stoję tam o sekundę za długo, chciałem się ruszyć, ale przed pójściem, wziąłem zdjęcie i podarłem je na małe kawałeczki. Gdy wyszedłem na właściwą ulicę prowadzącą do domu, wyrzuciłem ścinki do pierwszego lepszego kosza.

Przetarłem twarz dłonią. Dlaczego nie mogłem się urodzić, jak ten, którego gram w internecie? Czemu mam tak badziewne życie? Stanąłem przy jednym z przejść i czekałem na zielone światło. Muszę się jutro spotkać z Thomasem, choćby miała być burza, muszę. Muszę mu wszystko powiedzieć, za nim będzie za późno, albo może spróbuję ich wydać na policję? Oni się w sumie tego nie spodziewają.

Zapaliło się zielone i mogłem wreszcie pójść prostą drogą do domu. Miasta nocą są naprawdę piękne, ale też i niebezpieczne. Szczególnie dla mnie. Jestem klasycznym celem w tłumie. Chciałbym się czasami zabić, by móc to życie powtórzyć, lecz na razie będę czekać, aż Tommy mnie pokocha.

Podchodzę do wysokiego płotu. Stukam parę razy i już słyszę Dizzy i Bucky oraz jednego z ochroniarzy.

- Hej! Kto tam jest? Życie ci nie miłe? - parska od razu, nie wiedząc, że odzywa się tak do mnie.

- Jak zaraz nie otworzysz, to tobie będzie nie miłe. - zdejmuję kaptur i ukazuję swoją piękną buźkę.

Widzę jego szok w blasku latarni, które niedawno zamontowali, by ludzie pod bramą byli lepiej widoczni. Od razu biegnie by otworzyć bramkę, a ja wchodzę na posesję z cwanym uśmiechem. Dwójka psów, od razu do mnie podbiega. Głaszczę je za uchem i kieruję się do drzwi. Wchodzę i zamykam je od razu. 

- jeden... dwa.. trzy.. - zaczynam liczyć, ale na czterech zostaje mi to już przerwane.

- Gdzieś ty kurwa był! - podnosi głos mój ojciec.

- Wow. Cztery sekundy. To twój rekord.

- Nie pyskuj gówniarzu. Zdajesz sobie sprawę z takiego chodzenia po nocach? - mówi widocznie wkurzony do granic możliwości.

Przewracam oczami i kieruję się do pokoju. Najlepszy sposób, to zignorowanie osoby drugiej. Wtedy szybciej się uspokoi. Przynajmniej mi się tak wydaje. Po krzyczy sobie, po krzyczy i przestanie.

- A może wychowałem syna ćpuna, czy bóg wie kim tam jesteś! - krzyczy swoim nieznośnym głosem, który mógłbym sprowokować nawet najspokojniejszą osobę na świecie.

- Słucham? - odzywam się. - Wiesz co? Może w przeciwieństwie do ciebie mam przyjaciół. - mówię śmiertelnie poważnym tonem.

Był to błąd, że się odezwałem. Nie powinienem dać się sprowokować. Nie chciałem się odwracać w jego stronę.

- Ty nie masz przyjaciół! - wykrzyczał, a ja czułem jak pękło mi serce.

Od razu zerwałem się w jego stronę. Nie wiem czy kierowała mną złość, czy chęć zemsty. Popchnąłem go, ale nie na tyle, by się przewrócił. Patrzyłem na niego z nienawiścią. Gdyby nie było żadnych konsekwencji za morderstwo..

- Mam przyjaciół. A to, że ty nikogo nie potrafisz tak nazwać, to już twój problem! - wykrzyczałem.

- Jak śmiesz podnieść rękę na ojca! - przekrzyknął mnie.

- Co się tu dzieje? - zapytała moja matka, przybiegając razem z Julią.

Zacisnąłem ręce w pięści i zamknąłem oczy. Dasz radę się powstrzymać. Dasz radę. DASZ. Odwróciłem się i poszedłem po marmurowych schodach do góry. Szybkim krokiem i znalazłem się w pokoju. Trzasnąłem drzwiami. Od razu poszedłem do łazienki. Oparłem ręce o umywalkę. Nie miałem odwagi spojrzeć w lustro. Zachowałem się jak potwór..

Pojedyncza łza zleciała po moim policzku, którą od razu starłem, przez pukanie do moich drzwi. Przemyłem szybko twarz wodą i wyszedłem z łazienki, przymykając drzwi.

- Wynoś się. - powiedziałem, nie zważając uwagi na to, kto za nimi był.

Padłem na łóżko, jakbym był po jakimś maratonie. Co ja robię ze swoim życiem? Dlaczego tak właściwie popchnąłem własnego ojca. Prezydenta do cholery..

- Nie skorzystam z tej propozycji. - powiedziała moja siostra, po czym, weszła do pomieszczenia.

Spojrzałem na nią. Nie chciało mi się jej wyganiać, poza tym było by to trudne, bo ona jest strasznie uparta. Podniosłem się do siadu i ponownie spojrzałem na dziewczynę.

- Co się z tobą dzieje? Jeszcze się tak nie zachowywałeś. Weź, martwię się. - ostrożnie usiadła obok mnie.

Szczerze? Sam nie mam pojęcia co się ze mną dzieje. Przechodzę jakiś rodzaj buntu czy co? Nigdy taki nie byłem i naprawdę nie mam pojęcia co mnie zmienia. Dziewczyna objęła mnie, ale ja dalej po prostu siedziałem.

- Miałaś kiedyś przyjaciół internetowych? - pytam i przecieram oczy, przez gromadzące się łzy.

- I to nie jednych. - odpowiada.

- A miałaś kiedyś sytuację, że musiałaś  udawać kogoś kim nie jesteś? - schowałem twarz w dłoniach.

Z każdym dniem brzmi to coraz bardziej śmiesznie. Muszę mu to jutro powiedzieć i nie mogę się wymigać, przez ten głupi stres. Jutro jest sobota, więc tym lepiej, bo nie mamy wykładów. Gdy dziewczyna wyszła, poszedłem pod prysznic. Muszę się zastanowić nad tym, co mu jutro powiem. Przebrałem się w piżamę i wskoczyłem pod kołdrę. Wziąłem telefon, by napisać jedną wiadomość i odłożyłem go.

- Oby jutro było lepiej.. - powiedziałem do siebie i zamknąłem oczy, by odpłynąć w krainę spokoju.

﹒﹒﹒﹛♡﹜﹒﹒﹒

Się Poznali | DylmasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz