Rozdział 8

213 11 36
                                    

Perspektywa Thomasa:

Nazajutrz wstałem koło godziny 7 rano. Przeciągnąłem się porządnie, a moje kości wydały charakterystyczny dźwięk.
Nie miałem zbytnio planów na dzień dzisiejszy. Najpierw pójść na swoje wykłady, a później do sklepu spożywczego. Być może uda mi się wieczorem wyciągnąć współlokatorkę do kina.

Postawiłem bose stopy na śnieżnobiałym dywanie. Powoli wstałem by nie zakręciło mi się w głowie, od szybkiego wstawania. Muszę zrobić jakieś szybkie śniadanie i się spakować na zajęcia. I z taką myślą żyłem przez następne dwie godziny. Zrobiłem parę domowych obowiązków i wreszcie mogłem odetchnąć powietrzem, gdy wyszedłem na dwór, w stronę uniwersytetu. Szczerze mówiąc to dawno mnie tam nie było.

Moje myśli wróciły do syna prezydenta. Jestem ciekaw czy spotkam go kiedyś jeszcze. Wydawał się całkiem spoko. Spędziłem z nim naprawdę przyjemny czas. Wszedłem do sklepu. Musiałem kupić sobie jakieś jedzenie na wykłady. Zdecydowałem się a dwa jabłka i dwie kanapki z lodówki. Może nie jest to jakieś najlepsze jedzenie, ale cóż. Wziąłem jeszcze do tego cole. Podszedłem do kasy i jak zawsze, stała za nią Caroline.

- Cześć. - Przywitałem się, a delikatny uśmiech wkradł mi się na twarz.

- No hej Tommy. - Odpowiedziała. - Widziałam już te wszystkie nagłówki na temat ciebie i syna prezydenta. - Zaśmiała się i zaczęła kasować moje produkty.

- A weź mi nawet nie przypominaj. To było tak żałosne. - Powiedziałem, pakując rzeczy skasowane.

- Każdy będzie cię teraz uważał, za chłopaka O'briena. - Mówi i wskazuje dłonią miejsce na kartę płatniczą.

- Oby nie. - Przybliżam kartę do terminala. Płatność potwierdzona. - Bo Spale się ze wstydu. - Dodaje i żegnam się z kobietą.

Idę prosto na uniwersytet. Muszę sobie zająć w sali wygodne miejsce, przed przybyciem wszystkich. Niby nie jest nas jakoś szczególnie dużo, bo to kryminalistyka, lecz jednak zazwyczaj te miejsca z tyłu są zajmowane. Chyba, że William i reszta przytrzymają miejsce dla mnie.

Gdy docieram do sali, jest sporo osób. Krzywie się. Co tutaj tak tłoczono? Przesuwam wzrok po twarzach. Większość osób nie jest z kryminalistyki. Widzę znajome twarze. Idę prosto do Williama i Chrisa. Zajęli mi miejsce. To dobrze, bo chyba bym na podłodze siedział.

Witam się z nimi, przybijając piątkę i siadam. Wyjmuję zeszyt A4 i swoje kanapki. Jestem głodny całe życie. Pytam chłopaków czy mają wodę. Podają mi butelkę, a w tym samym czasie wchodzi do sali wykładowca z jakimś człowiekiem. Nie zwracałem zbytnio uwagi na osobę, która szła za nim bo podejrzewam, że to jakaś spóźniona osoba. Piłem wodę ciągiem. Serio muszę zacząć kupować wodę, a nie rzeczy słodkie.

- Przedstawiam wam syna prezydenta, który będzie z nami uczęszczał na zajęcia z kryminalistyki oraz prawa. - Oznajmił wykładowca.

Tak szybko jak piłem tą wodę, tak szybko ją wyplułem, na osoby przede mną. Szybko zakryłem usta dłonią i przeprosiłem osoby z przodu. Kurwa. To kara czy zbawienie? Wykładowca powiedział, żeby usiadł na wolnym miejscu, a klasa jak widać prawa mogła już wyjść. Najwidoczniej przywitanie syna prezydenta, było tym koniecznym.

W sali zostaje koło 20 osób, większość dziewczyn specjalnie się przesuwa, by ten sławny człowiek usiadł obok nich. Przewracam oczami. Oczywiście, że Dylan nawet nie spojrzał na nie. Nie są godne tego, by ten przystojniaczek się na nie patrzył. Muszę go potem wziąć na stronę i zapytać co tutaj robi. Mimowolnie śledzę go wzrokiem. Idzie wprost na miejsce obok mnie.

- Cześć Tommy. - Mówi i uśmiecha się lekko, zasiadając wygodnie obok mnie.

- Cześć Dyl. - Mówię z lekkim uśmiechem i od razu spoglądam na niego.

William szturcha mnie. A ja od niechcenia odwracam się, do niego przodem. Jego wyraz twarzy zdradza, że ma brudne myśli.

- Co? - Szepcze.

- Coś chyba iskrzy miedzy wami. - Śmieje się cicho.

- Zamknij się Will, bo ci nie dam korków z zajęć w laboratorium. - Zagroziłem.

Will z głupawym uśmiechem, zamilkł. Czułem jak Dylan wierci we mnie dziurę, samym przyglądaniem się. Nie mam pojęcia co on tu robi, przecież to nie jest prestiżowy uniwersytet. Ma poziom przecięty raczej. Tym razem spoglądam na niego kątem oka. Był ubrany w czarną koszulę i zwykle dżinsy z dziurami na kolanach. Wyglądał schludnie, aczkolwiek seksownie.

STOP.

Zaczęły się zajęcie teoretyczne. Nie słuchałem zbytnio, Will robił zdjęcia prezentacji, a ja robiłem estetyczne notatki. Ciągle kątem oka spoglądałem na O'bierna. Notował wszystko na swoim laptopie. Minęła pierwsza pełna godzina, wykładowca zarządził przerwę. Nie dziwię się mu. Zajęcia teoretyczne są męczące. Wstałem i przeciągnąłem się porządnie. Will i Chris poszli do automatów, a ja zostałem z Dylanem.

- Trzeba to jeszcze kiedyś powtórzyć. - Powiedział nagle.

- Oj tak. - Mimowolnie się uśmiechnąłem. - Co ty robisz na tym uniwerku? Przecież to nie jest jakiś prestiż, poziom raczej przeciętny. 

- Po prostu, w każdym innym byłbym traktowany, jak syn prezydenta, a tutaj jesteś ty, który traktuje mnie jak zwykłego człowieka. - Powiedział, gestykulując ręką.

Moje policzki zapiekły, przez co odwróciłem wzrok z lekkim uśmiechem. Jego słowa wywołały mnie dziwny odruch. Żeby wywalić z głowy zawadzające mi myśli, wyciągnąłem dwie puszki coli. Jedną z nich podałem Dylanowi, a ten przyjął ją z uśmiechem. Przejmując ode mnie puszkę, przejechał opuszkami po mojej ręce, co wywołało u mnie przyjemny dreszcz. 

Miałem już zapytać skąd wie, na jakim uniwersytecie się uczę, lecz przecież sam się chwaliłem mu, że chodzę na kryminalistykę, wtedy gdy poszliśmy do parku pić piwo. 

- To powiedz mi jakie mamy lekcje dziś? - Zapytał otwierając puszkę. 

- Aa, no tak. - Wyciągnąłem z końca zeszytu plan zajęć, który sam zrobiłem i wydrukowałem. - O to nasze zajęcia wszystkie. - Podałem mu kartkę.

- Mogę sobie zrobić zdjęcie? - Zapytał, a ja przytaknąłem. - Sam to zrobiłeś? Mega ładnie i przejrzyście. - Skomplementował.

- Miałem potrzebę zrobienia tego planu samemu, bo to co dali nam, to był jakiś żart. - Powiedziałem śmiertelnie poważnie.

 Dylan zaśmiał się i zgodził się ze mną. Zrobił zdjęcie i zaczęliśmy gadać. Popijaliśmy cole, raz po raz. Dobrze nam się gadało. 

- Naprawdę zamknęliście babcie na balkonie? - Parsknąłem śmiechem, zwracając tym samym uwagę dziewczyn, które z zazdrością mi się przyglądały.

- Byliśmy dziećmi. - Powiedział powstrzymując śmiech.

Will i Chris wrócili, przedstawiłem im Dylana, jako normalnego człowieka. Oni przyjęli go całkiem chętnie, byle by nie zachowywał się, jak rozpieszczony dzieciak, na co wszyscy się zaśmiali. Wykładowca wrócił z kawą w ręku i kontynuował wykłady. Te wykłady zleciały mi szybciej, przez to, że Dylan zaczął mnie zasypywać kartkami.

Kiedy odpisał mi na moją jedną odpowiedź, skrzywiłem się. Napisał rzecz, o której nigdy mu nie mówiłem. Chyba, że nie pamiętam jak to mówiłem. Wszystko może być możliwe. Nie odpisałem już na to tylko zająłem się notatkami, ale do końca wykładów, zostałem z myślami, krążącymi wokół tej karteczki.


«﹣﹣﹣❁ ❁ ❁﹣﹣﹣»

jakoś tak zapomniałem o tej książce i nie miałem na nią weny 


Się Poznali | DylmasOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz