Rozdział 37

239 22 2
                                    

Pov: Czkawka

- Wracaj na Furię, ja z nim pójdę, muszę się dowiedzieć czy mówi prawdę ale nie chcę cię narażać

- Nie puszczę cię samego

- Tak, lepiej żebyśmy obydwoje dali się złapać jeżeli rzeczywiście nas okłamuje

- Czkawka proszę cię, nie dalej jak kilka godzin temu obiecałeś mi że przestaniesz się nie potrzebnie narażać, a już idziesz prosto w możliwą pułapkę

- Zofio, posłuchaj mnie, nawet jeśli teraz wrócimy na Furię i odpłyniemy to Grimmel będzie nas ścigał nie zależnie czy jego plan się powiedzie czy nie, on mnie nienawidzi, zrobi wszystko by mnie dręczyć i w końcu zabić, mam wreszcie okazję pozbyć się go na zawsze może ci się to nie spodobać ale zamierzam tę szansę wykorzystać

- Dobra, ale masz uważać

- Ja zawsze uważam

Zofia obejmuje mnie na pożegnanie i po chwili odchodzi, schodzi w dół góry a ja wracam do "Brana" mam nadzieję że nie kłamie naprawa, mam dosyć niespodzianek.

Otwieram drzwi, Bran zakłada futro na plecy i stoi gotowy z toporem w ręku.

- Gdzie ta dziewczyna?

- Wraca obejrzeć ciało Niedźwiedzia, po tym nie mówiła co zrobi

- Mhh, ale nie czekamy nią?

- Nie, jedziemy, prowadź

Schodzimy z góry i na dole w ukrytej szczelinie Bran pokazuje mi mała stajnie w której trzyma konie i zwierzęta, dosiadamy koni i wyjeżdżamy, po Zofii ani śladu, mam nadzieję że na nic nie wpadnie w drodze powrotnej, powoli zapada zmrok, na pieszo wróci po zmierzchu, ale wtedy będzie już dosyć blisko miasta więc raczej nic ją nie zaatakuje.

///W tym samym czasie///

Pov:Dagur

- Słuchaj no kretynie, jeśli w tej chwili nie oddasz mi pieniędzy za tą chujową sztuczkę która miała "zmienić moje życie" to ci nogi powyrywam i wsadzę w Rżyć

- Problem masz gnido? Zwrotów nie uwzględniamy

- Hohoho, zaraz uwzględnisz po tym gdy zbierzesz swoje zęby z podłogi

- Panowie potrzebuje pomocy! Jakiś menel szuka guza

Zza ścianki o którą się opiera wychodzi czterech zbójów, dam im radę na łatwości.

- No co? Problem jakiś? Wynocha zanim wpierdol dostaniesz

Próbuje mnie popchnąć ale łapie go za rękę i wykręcam w drugim kierunku, łamiąc ją, sukinsyn upada na ziemię i drze się jak szeptozgon.

- Kurwa mać, chłopaki! Naszych biją! Dawać tutaj!

W mgnieniu oka za nimi pojawia się kolejnych dwudziestu, uzbrojonych w pałki i maczugi.

- Panie Dagur powinniśmy chyba się stąd wynosić

- Co? A Dorian zapomniałem o tobie, idź jeśli chcesz ja, od Berk czekam na dobrą bitkę

Pierwszy rzuca się na mnie, łapę go za pałkę i kopę w brzuch przez co puszcza broń roztrzaskuje pałkę na jego łbie, podnoszę go i rzucam przed siebie, nie czekając wbiegam w resztę tłumu i zaczyna wydawać lewe sierpowe za prawymi, tu dostaje pałkę w głowę ale  nic się nie stało bo mam łeb jak skała, tu jakiś gnój dostaje w pysk od Doriana, oh jednak mnie nie zostawił, jeden z nich unosi próbuje uderzyć mnie zamachem maczugą znad głowy, unikam uderzenia po czym silnym depnieciem w jego rękę trzymającą wbitą w zimie maczugę miażdze dłoń, z łokcia trafiam go w brzuch i szybko znajduje się za nim, suplesem przerzucam na ziemię, dostaje czymś w plecy i szybko się odwracam by idealnie nadgarstkiem zablokować kolejny cios i skontrować uderzając go z pięści w gardło, upuszcza broń i łapie się za szyję próbując złapać oddech, w locie łapę jego pałkę, rękojeścią uderzam w brzuch by się skulił po czym odchodzę kilka kroków i skokiem odbijam się od ściany i uderzeniem z łokcia ląduje na nim powodując najprawdopodobniej obrażenia mózgu.

NiedocenionyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz