Rozdział 21

420 35 20
                                    

Pov: Czkawka

Z Dorianem jest coraz gorzej, zaczął majaczyć i ma trudności z oddychaniem, mam nadzieję że nie zaciągnął się ogniem, mogłoby to poparzyć płuca a na to nawet Zofia nic nie zrobi.

Od ostatnich dwudziestu czterech godziny żeglujemy w stronę Erlend, tamtejszy Znachor jest ostatnią nadzieją dla Doriana, jeżeli on nie da rady mu pomóc płyniemy prosto na Berk, z pewnością tam zabrali Zofię.

- Kapitanie

D-Dagur? Kiedy on wszedł do środka? Byłem tak skupiony że nawet nie usłyszałem kiedy wszedł.

- Widać już Erlend?

- Tak, właśnie o tym chciałem cię powiadomić

- Przygotujcie nosze, gdy tylko zacumujemy idziecie prosto do chaty znachora, ja udam się do wodza i rodziców Doriana

- Nigdy nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo jest utalentowana Zofia, gdyby z nami była to Dorian mógłby już pewnie chodzić i mówić, bez niej może umrze-

- Nie umrze, jeśli tutaj nie otrzymamy pomocy to udamy się na Berk, siłą wejdziemy do osady i znajdziemy Zofię

- Berk jest daleko, dwa tygodnie drogi

- Wiem, powiadom pozostałych

Dagur opuszcza moją kajutę.
Co ja kurwa powiem Branowi? Dorian jest na łożu śmierci i nie jest pewne czy się z niego podniesie, Bran chciał aby syn nauczył się polować na smoki i walczyć, dlatego wysłał go do mnie, rok jest nami a prawie nie żyje.

Nie mogę nic z tym zrobić, nie mogę uleczyć Doriana tylko muszę mieć nadzieję że innym się uda, denerwuje mnie to, gdyby Zofia sie nim zajmowała miałbym pewność że przeżyje i wróci do zdrowia, nie znoszę polegać na ludziach których nie znam, mogę się tylko modlić że przeżyje.

Podnoszę się z krzesła, opierając się o biurko spoglądam na mapę znajdującą się na biurku.
"Berk jest daleko, dwa tygodnie drogi" Zgadza się Dagur, otwartym morzem zajmie to dwa tygodnie, ale gdybyśmy popłynęli prądem morskim? 

- Arno za chwilę dobijamy do brzegu!

- Idę!

Później się tym zajmę

Otwieram drzwi prowadzące na korytarz, idę wzdłuż niego w stronę wyjścia na pokład. Na ścianach wciąż są ślady po tym co tutaj zaszło wczorajszego dnia, strzeliłem w stronę Śmiertnika, czy udało mi się go trafić? Może nawet trafiłem w Astrid? Czas pokaże, teraz muszę porozmawiać z Branem.

Wychodzę na pokład, za chwilę cumujemy, Maki i Avor niosą nosze w których leży Dorian, Sven z Dagurem zwijają żagle, w porcie czeka już na nas zbiegowisko ludzi, byliśmy tutaj kilka razy, lubią nas. Gdy byliśmy tutaj cztery miesiące temu, wyprawiono na nasze przybycie ucztę, w trakcie uczy w sali biesiadnej Dorian opowiadał o naszych przygodach, chwaląc nasze czyny, widać że bardzo polubił życie najemnika, jest bardzo trudno zacząć, ale gdy już zdobędziesz pewną sławę to ludzie sami będą przychodzili do ciebie aby zaoferować pracę, mnie i moją załogę znają wszyscy w Klanie Wilka i wszystkich wyspach wokół, dlatego przez większość czasu mamy oferty pracy a gdy żadnych nie ma to polujemy na smoki, trudne to życie ale podoba mi się, mojej załodze też,  ale kto sieje wiatr ten zbiera burze, więc teraz muszę zbierać burze, w tym przypadku Brana.

- Arno! Przyjacielu, jak dobrze cię widzieć

Bran wchodzi na pokład aby przywitać całą załogę.

- Dagur! Sven! Avor! Maki! Dawno się nie widzieliśmy, zapewne macie tyle powieści do powiedzenia, ale nie widzę dwóch osób, gdzie Panna Zofia i mój syn?

NiedocenionyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz