(Deku)
Siedzieliśmy w naszej bazie o której wiedziała tylko nasza szóstka i nikt więcej, mieliśmy spokuj, cisze i dobrą zabawe, świętowaliśmy moje urodziny, oczywiście alkocholu nie zabrakło jak i barmana o imieniu Terrenc, bawiliśmy sie na całego bo czemu nie? W końcu to moje urodziny i nie ma co sie oszczędzać, jestem szczęśliwy mając takich przyjaciół i rodzeństwo. Usiadłem sobie na blacie już troche podpity tak jak wszyscy ale i tak nie ważne jak dużo wypiłem ja byłem najbardziej trzeźwy...narazie
-podkręć muzyke Terry- odchyliłem głowe do tyłu patrząc na brata
-robi sie- odpowiedział robiąc z palców pistoleciki, cicho zachichotałem a muzyka została podgłośniona. Mark zdjął koszulke i stanął na stole wymachując nią
-Twerkuj! Twerkuj! Twerkuj!- dopingowałem go śmiejąc sie a on oczywiście zaczął twerkować na stole, Michael wił sie ze śmiechu a ja śmiejąc sie klaskałem
-Brawoooo!!!- leciały pochwały a po chwili trójka chłopaków a mianowicie Mark, Fredrick i Simon spojrzeli po sobie porozumiewawczo i przenieśli wzrok na mnie, zastanawiałem sie o co może im chodzić, wtedy Simon wyciągnął z plecaka sukienke i mi ją podał, troche sie zaczerwieniłem ale nie dam fanom czekać, poszedłem do innego pomieszczenia i ubrałem sie w tą króciutką sukienke. Wyszedłem czerwieniąc sie i ściskając dół sukienki. Chłopaki stali jak wryci na mój widok, bracia nie ruszali sie ale obserwowali jak zawsze, usiadłem na fotelu biorąc drinka i pijąc go przez słomke, trzy twarze pojawiły sie dookoła mnie, wszyscy siedzą na ziemi jak w przeczkolu gdy przedszkolanka czyta bajke, cicho sie zaśmiałem i poczochrałem ich głowy zakładając noga na nodze
-anioł nas olśnił- odezwał sie mark a ja lekko sie zaczerwieniłem
-bolą cie nogi?- zapytał simon
-nie- zaśmiałem sie i spojrzałem na niego myśląc co teraz
-naprawde? Bo cały dzień chodzisz mi po głowie- pocałował moją dłoń a Michael wziął mnie na ręce w stylu panny młodej
-koniec flirtów z moim bratem barany- mówiąc to poszedł na kanape
-dobra, czas sie zbierać, już północ, jutro do budy trzeba iść- powiedział Terrenc zbierając alkochol, troche szkoda że już koniec ale trzeba to trzeba. Wstałem i nie przebierając sie nawet gdyż nie miałem chęci i byłem zbyt leniwy, wskoczyłem na plecy Fredricka
-wio koniku!- nakazałem a Fred zarżał i zaczął iść w strone wyjścia, po drodze dwoje zazdrośników kłuciło sie o mnie, takie słodkie a takie groźne, Michael musiał ich oddzielać by sie nie pozabijali, wszyscy wszedliśmy do domu i poszliśmy do mojego pokoju gdzie jako że nie byliśmy śpiący, graliśmy w planszówki, uwielbiam takie chwile, z uśmiechem oparłem głowe o Michaela i zasnąłem wtulony~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Oto kolejny rozdział, postaram sie pisać gdy będe miała czas
Słów: 431