Rozdział 5# Przeprowadzka

64 4 5
                                    

Gdy zakończyłam jeść poszłam do pokoju się zapakować. Na dworzec było około 10 minut drogi autem, licząc dokładniej to można dodać jeszcze 5 minut na korki i stanie na światłach. Czyli musieliśmy wyjść z domu najpóźniej o 7:45, najlepiej zostawiając sobie jeszcze 5 minut na wszelkie W to o 7:40.

Spojrzałam na godzinę i była7:10 czyli miałam jeszcze pół godziny dla siebie i na sprawdzenie czy wszystko wzięłam.

Zaczęłam chodzić po domu i zaglądając w każdy wolny kąt czy nie ma tam czegoś co mogłoby mi się przydać. W ten oto sposób uzbierałam jeszcze poza dwiema walizkami i plecakiem wypchanymi po brzegi kolejną torbę na wpół potrzebnych mi rzeczy.

Gdy zakończyłam przeszukiwanie domu zaniosłam wszystkie torby do samochodu i włożyłam je do bagażnika. Zostało nam jakieś, niecałe 10 minut do odjazdu. Więc postanowiłam pójść po wujka.

Zastałam go w kuchni pijącego kawę z moimi rodzicami i wujkiem Wiktorem.

- Wujek pośpiesz się, dopijaj kawę i jedziemy - powiedziałam szczęśliwa jak nigdy

- Już, już, daj chwilę przecież się nie pali. Tylko dopiję - powiedział wujek

6 minut później siedzieliście wszyscy w samochodzie czekając na mamę która musiała sprawdzić czy nic nie zapomniałam. Nagle wyszła z domu z jakimś pudełkiem i mi je dała.

- Co to ? - zapytałam

- Niespodzianka, a a a nie otwieraj dopiero jak będziesz na miejscu - powiedziała mama

- Dobrze , dziękuję - uśmiechnęłam się

Tak jak przewidywałam droga zajęła nam 15 minut. Na szczęście mieliśmy jeszcze 5 minut w zapasie. No cóż za ironia, to był sarkazm jakby ktoś nie wiedział.

Moi rodzice nie mogli się ode mnie odkleić gdy zobaczyli pociąg. Prawie nam uciekł bo mama nie chciała mnie puścić. Ale ostatecznie się udało zdążyć.

- PAAAAAAAAAAAAAAAA - machałam im przez okno w pociągu

- Nie wychylaj się jeszcze wypadniesz, a wtedy Morgana by mnie zabiła - powiedział wujek

- Ha ha ha, a tego byśmy nie chcieli - zaśmiałam się

- Dokładnie - uśmiechną się do mnie Takami

Jechaliśmy w kompletnym milczeniu przez około pół godziny, aż postanowiłam przerwać tą wnerwiającą ciszę.

- Zagramy w karty

- Z ust mi to wyjęłaś

Zaczęliśmy grać w pana. Bardzo nam to umiliło podróż. Najzabawniejsze było to, że gdy konduktor przyszedł sprawdzić nasze bilety my siedzieliśmy na podłodze. No tak dokładniej to ja siedziałam, bo wujek leżał załamany swoją przegraną, a ja się śmiałam jak pojebana z niego bo wygrałam wszystkie 4 tury, a on żadnej.

Konduktor już miał wyjść i nas zostawić w spokoju, bo chyba uznał nas za psychicznie chorych.

- Niech pan poczeka - wystawiłam nasze bilety w jego stronę - może pan z nami zagra

Po wilczemu Eijiro Kirishima x OcOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz