Rozdział 29# O nie

36 5 1
                                    

Ruszyłam przed siebie, truchtem dotarłam na polanę w głębi lasu. Siadłam i wyostrzyłam zmysły. Przebadałam cały teren w promieniu kilku kilometrów. Obraz, dźwięk, bodźce, nic do mnie nie docierało. Postanowiłam zrobić coś głupiego.

Udałam się do mojej ulubionej skały, duża, wysoka i pełna dziur oraz tuneli. Wspięłam się na sam szczyt i znalazłam najwyżej usytuowaną dziurę. Całą skałę można było porównać do saksofonu. Podeszłam do dziury, wsadziłam w nią pysk, nabrałam tak dużo powietrza, że aż mnie coś zabolało. 

Zawyłam

Dźwięk rozszedł się po tunelach i wyszedł wszystkimi otworami. Mimo, że to wystarczyło, a tlen mi się już kończył to i tak wydawałam z siebie dźwięk. Wyłam już bez powietrza w płucach, robiłam się słaba, a obraz mi się zamazywał.

Zemdlałabym, gdybym nie usłyszała ryku, który wywołał u mnie ciarki. 

Zamilkłam od razu i wciągnęłam wargi z przerażenia. Słyszałam powarkiwanie, drapanie pazurami, szeleszczenie liści, łamanie gałęzi oraz obsypujące się kamienie. Na to ostatnie aż się wzdrygnęłam. 

Spojrzałam w dół na miejsce z którego dochodziły dźwięki i zamarłam. To co stało u podnóża góry wcale nie przypominało niedźwiedzia z rana. Był o minimum kilka metrów większy. Już nie był wysokości drzewa, teraz jego pysk unosił się ponad lasem. 

Długi czas się wahałam, ale ostatecznie postanowiłam działać sama. Kiwnęłam głową do siebie będąc pewną swoich poczynań. 

W jednej chwili połamałam sobie wszystkie kości i posklejałam je na nowo. Wilk którym teraz byłam miał lekko szarą sierść, czerwone błyszczące oczy i prawie dwa i pół metry wysokości.

Moje oczy przygasły przez brak mocy, nie byłam na tyle silna by móc się tak przemieniać, ale musiałam się stać. Musiałam stać się silniejsza, a najlepszy i najszybszy sposób to przetrenowywanie się.

Ustawiłam się w stabilnej postawie i wzięłam kilka głębokich wdechów. Moje oczy znów zapłonęły czerwienią, a ja odzyskałam wizurę. 

Spojrzałam w dół na rozwścieczonego niedźwiedzia, już się aż tak nie bałam, czułam że mam jakieś szanse.

Dam radę, teraz też jestem duża. Długo tu nie zabawisz.

Rozprostowałam skrzydła i opadłam lekko po zboczu. Wylądowałam w koronie jednego z drzew za niedźwiedziem. Warknęłam głośno zwracając na siebie uwagę bestii. Gdy się do mnie odwrócił, spanikowałam. Błagałam w myślach żeby ktoś się pojawił, ale życie to nie film w którym pojawia się rycerz na białym koniu. Tutaj damą w opałach była moja psychika zagrożona depresją, rycerzem byłam ja, zbroją było futro i wielkość, mieczem pazury i kły, a koniem moja indywidualność.

Przełknęłam głośno ślinę i wpatrywałam się w ogromne żółte ślepia. Chciałam walczyć, ale się... bałam? ... Nagle przypomniałam sobie dzisiejsze popołudnie i słowa Eijiro. Przypomniałam sobie jak pochwalił mnie za moją odwagę mimo, że trzęsłam się ze strachu, jak objął mnie ramieniem i jak pocałował mnie w policzek.

Zaczęłam emanować szczęściem i energią. Ku zdziwieniu bestii zaczęłam machać ogonem i kręcić się w okuł własnej osi. Potem skakałam z drzewa na drzewo przed nosem niedźwiedzia. Gdy go otoczyłam, skończyła mu na grzbiet i złapałam się zębami za fałdkę na jego szyi.

Po wilczemu Eijiro Kirishima x OcOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz