29. Mówił ktoś, że będzie fajnie? (part 2 tego z komputerowiec)

181 7 21
                                    

    Nika stała cała przerażona na ostatnim piętrze Silver Tower. Nie mogła się ruszać. Była sparaliżowana, ruszała oczami, oddychała. Próbowała coś z siebie wykrzesać, jakiś dźwięk, cokolwiek.
  — Długo zamierzasz tak stać? — zapytała w końcu.
  — Rozejrzyj się kobieto. Nikt Ci nie pomoże, twoi tak zwani przyjaciele Cię zostawili. Skoro nikt Cię nie obroni, to po co mam się wysilać? Prędzej czy później sama i tak stąd zlecisz. Pamiętaj, jestem tylko na czyiś usługach, a on mi solidnie płaci. Nie na darmo się produkowałem i szukałem Cię przez pół świata tylko po to by teraz nie patrzeć na twój żałosny widoczek. Aż prawie mi Ciebie szkoda. Prawie. Jesteś taka naiwna, nie dziwię się że nazywali cię kręgosłupem moralnym.

2 miesiące wcześniej.

    Nika wracała ze szkoły wraz z Aurelią, gdy nagle wyrósł przed nimi Net.
  — Jak się czuje moje słoneczko? — zapytał.
  — Tato, nie nazywaj mnie tak — mruknęła. — Mam trzynaście lat, w twoim wieku ktoś na ciebie mówił jak do dziecka?
  — Ale ty jesteś dzieckiem, słońce. — cmoknął by wkurzyć córkę jeszcze bardziej.
  — Święto macierzo dyskowa — jęknęła dziewczyna.
  — Nie wzywaj mi tutaj macierzy dyskowej, tego wyrażenia używamy w kryzysowych sytuacjach.

    Nika się tylko śmiała, doszli do samochodu obok zamkniętego budynku Zbędnych Kalorii.
  — Szkoda, że pani Basia zamknęła kawiarnię. Tyle miłych chwil tu spędziliśmy. — westchnęła z melancholią patrząc przez szybę na pozbawione światła pomieszczenie.
  — Jak myślisz, dało by się to od nowa otworzyć? — mruknął szatyn również rzucając tęskne spojrzenie na budynek.
  — Niby tak, ale to już nigdy niw będzie to samo. Tylko pani Basia robiła tak pyszną szarlotkę i gorącą czekoladę. A co? — zapytała patrząc w niebieskie oczy męża.
  — Może jakby ktoś wykupił lokal.
  — Net, ani o tym nie myśl.
  — Nie ja, ale mój znajomy — podrapał się za uchem.
  — Idziecie? Jak tak dalej pójdzie to nigdy nie pojedziemy do domu. Chce już nie patrzeć na to więzienie — mruknęła Aurelia, która siedziała w samochodzie.
  — Aurelio. Szkoła nie jest więzieniem, można z niej dużo wynieść. Nie chodzi koniecznie o naukę, tylko o przyjaźń, przygody. — upomniała ją matka.
  — Tak, tak a nauczyciele to anioły. Jedźmy już, a właśnie. Mieliśmy kupić coś do jedzenia, bo nic z lodówki się nie nadaje i może chcecie mi kupić nowy komputer?
  — Nie kupimy Ci kolejnego komputera — powiedział spokojnie Net wyjeżdżając z parkingu.
  — Czemu?! — jęknęła dziewczyna.
  — Bo masz już jeden.
  — To chociaż monitor — nie dawała za wygraną.
  — Masz trzy.
  — Ale za małe! Nienawidzę was. — założyła ręce na piersi i spojrzała na popołudniową Warszawę.
  — Aurelio — zaczęła Nika.
  — Wiem, co chesz powiedzieć. Oszczędź sobie tego mamo.
  — To dobrze, że wiesz.

***

    Po wizycie w supermarkecie i kupieniu składników na obiad, Aurelia zamknęła się w pokoju.
  — Co jest z tym dzieckiem? — zapytała sama siebie rudowłosa, gdy smażyła mięso.
  — Nie wiem — westchnął szatyn wchodząc do kuchni.
  — Pamiętasz, że Felix miał przyjść z Laurą na obiad nie? — zapytała z uśmiechem.
  — C-Co?
  — Net.
  — Już, miałem dzwonić prawda?
  — Miałeś.
  — Eh.
  — A teraz wyjdź mi stąd, bo znając ciebie to zaraz zaczniesz podjadać — mruknęła siłą wypychając go z kuchni.
  — Ale Nika.
  — Nie ma żadnego ale, idziesz zadzwonić do Felixa że za godzinę mogą przyjść. 
  — Nie odpuścisz co? — zapytał z uśmiechem obejmując ją ramionami.
  — Nie — odparła również z uśmiechem. — No już puść mnie, bo mięso się zaraz przypali.

    Godzinę później zadzwonił dzwonek do drzwi. 
  — Aurelio otworzysz? — zapytała jej mama szykując wszystko na stole w jadalni.
  — No — westchnęła niechętnie.
  — Hej! — głos Laury rozniósł się echem po przedpokoju.
  — Cześć, wchodźcie! — krzyknęła niepotrzebnie Nika, bo już i tak byli w mieszkaniu.
  — Co tam u was? — zapytał szatyn materializując się znikąd w jadalni.
  — A nic, pełno roboty jak zwykle — blondyn wzruszył ramionami.
  — Siadajcie, co chcecie do picia? — spytała zielonooka.
  — Sok — mruknęła kasztanowo włosa.
  — Wodę — odpowiedział blondyn przejeżdżając ręką po zmęczonej twarzy.
  — Jak bardzo jest źle w Instytucie? — zagaił szatyn widząc kilkudniowe wory pod oczami przyjaciela.
  — Wystarczy odpowiedź, że wszystko się wali? Każdy nowy projekt nie wypala, są problemy z siecią, prąd przestaje działać. Szkoda gadać, miejmy nadzieję, że generatory starczą na tyle długo by utrzymać nasz najnowszy projekt. A co tam u ciebie? — mruknął ponuro wsadzając palce między swoje blond pukle.
  — Dobrze, jutro wracam. Będzie piekło, już to widzę. Nasi  ojcowie nie będą zadowoleni — skrzywił się na tą myśl. — Mam co najmniej dwa rozwiązania problemów z siecią i prądem. Nie będą zachwyceni — zaśmiał się ponuro.
  — Co obstawiasz?
  — Ktoś zhakował system i odciął dostęp do prądu i sieci to pierwsze, a drugie że linie energetyczne ktoś magicznie przeciął. Jak to się stało, że my musimy rozwiązywać takie problemy? — jęknął.

***

    Całe popołudnie minęło im na rozmowach bardziej, lub mniej ciekawych. Były też mało przyjemne tematy jak praca. Gdy wybiła osiemnasta Felix wraz z Laurą opuścili mieszkanie Bieleckich. Tłumaczyli się tym, że muszą coś jeszcze załatwić na mieście. Zaraz po tym jak wyszli szatyn zamknął się w pracowni po telefonie z Instytutu. Nika posprzątała ze stołu i zaczęła czytać książkę, bo co innego miała zrobić?
    Po jakieś godzinie z świata fabuły wyrwał ją głos Neta, który był zdenerwowany i wkurzony. Wystarczyła chwila, by usłyszała znowu jego sfrustrowany głos.
  — Kurwa! 
  — Net, co się dzieje? — zapytała miękko kładąc rękę na jego ramieniu.
  — Cały program skasowało, ktoś się włamał do naszej sieci. I to nie pierwszy raz. Zaczęło się w połowie tworzenia Belli. Owszem był to Morten, ale nie miał dostępu do mojej sieci. Specjalnie założyłem osobny router Aureli, by takie rzeczy się nie działy! — walnął pięścią w biurko.
  — Nie da się go odzyskać? 
  — Musiałbym wtedy... Nie, to nie wyjdzie. Dobrze, że chociaż wersja na pendrive została. Wiesz czemu to takie ważne? Bo to naprawi problemy w Instytucie. Nie będziemy szli na żadne kompromisy. Mój program powinien skasować większość, jak nie całość złośliwego oprogramowania naszego sprytnego hakera. Podziwiam, że wszystkie zapory pokonał lub pokonała w zaledwie trzy dni. Musi mieć niezły sprzęt do tego.

    Nazajutrz szatyn poszedł do pracy i jakimś cudem udało się naprawić program. Jak tylko to zrobił uruchomił go, czekając na cud. Po jakiś dziesięciu minutach wróciło światło.
  — Jest! — wykrzyknął ciesząc się i szczerząc jak głupi.
  — Dobra robota Net — powiedział jego ojciec materializując się znikąd i klepnął go po ramieniu.
    Nika chodziła po supermarkecie zastanawiając się, co jeszcze musi kupić. Nagle znikąd podszedł ktoś. Jakby znajoma twarz, ale jednocześnie jej nie kojarzyła.
  — Cześć Niko — powiedział, a ona sobie przypomniała Giuseppe.
  — Hej, Giuseppe?
  — Owszem, co u ciebie?
  — Dobrze, jak mnie znalazłeś? A u ciebie? Szmat czasu minął.
  — Nie musiałem cię szukać belissima. U mnie jak zawsze, raz tu raz tam. Teraz jestem w Polsce, za tydzień mogą być w Hiszpanii — wzruszył ramionami — To zależy co mi wymyśli los — puścił do niej oczko. 
  — To miłego pobytu w Polsce — uśmiechnęła się przyjaźnie.
  — Dzięki, belissima.

Teraz

    — Twój przyjazd do Polski nie był przypadkowy, prawda? 
  — Nie, już mówiłem. Działam na czyjś usługach belissima. Ciekawe, że tak łatwo jest tobą manipulować. Aż za łatwo poszło to zadanie od Mortena. Został już tylko jeden punkt do odhaczenia na liście. — Zabójstwo.
  — I co przez to osiągniesz?! — wykrzyczała i zaczął padać deszcz.
  — Pieniądze, kochana. Pieniądze — powiedział nie wzruszenie idąc w jej kierunku, tak że po chwili była trzy kroki od krawędzi.
  — Naprawdę pieniądze są ważniejsze od czyjegoś życia?! — krzyknęła, ledwo zauważalnie odsunęła się do krawędzi. Kątem oka spojrzała za siebie.
  — Nie masz dokąd uciec. 
  — Na twoim miejscu nie byłabym taka pewna — skoczyła za siebie. Wylądowała na dachu czegoś między helikopterem, a latatalerzem  — Jesteś cała przemoczona — mruknął do jej ucha szatyn przez słuchawkę, gdy wsiadła przez górny właz. 

    Po chwili poczuła znajomy zapach. Lekko spalony*, pizzy i męskich perfum. 
  — Net!
  — Ja, wiem miało mnie tu nie być. Bałem się o ciebie słoneczko. — uśmiechnął się z ulgą. — Wracajmy do domu, póki Instytut nie wie że projekt Felixa jest poza murami.
  — Net, dalej. Siadaj no chyba, że chcesz latać po pokładzie jak narzędzia. — mruknął Felix przez słuchawkę do uszu obojga.
  — Tak jest kapitanie — zaśmiał się i wrócił na miejsce.

***

Siemka kochani, obiecuję że o każdej dłuższej przerwie będę was informować. Bardzo was przepraszam, minęło 5 tygodni i dzień od ostatniego rozdziału. ( bynajmniej mi tak pokazuje, że 5 marca było aktualizowane) Macie rozdział, trochę dupny i możecie pytać co ja robiłam przez ponad miesiąc i odpowiem szczerze, że nie wiem. Zaraz się biorę za jedną propozycję z prywatnych, a później od Jadziunii <3. Mam nadzieję, że nie spalicie mnie na stosie. Zobaczymy się niedługo (miejmy nadzieję) Jeszcze raz przepraszam. 

   Ponieważ wszystko prowadzi do czegoś
Wasza ruda





Felix, Net, Nika i Laura one shoty. (Zakończone)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz