Rozdział 21

29 1 0
                                    

W tym momencie zaczyna się grudzień, dokładnie to 4 grudnia, niedziela której od razu po wyjrzeniu za okno miałam dosyć, jebane białe śnieżynki pokrywające już cały ogród spadały z nieba jak szalone. Nienawidzę zimna, nienawidzę śniegu, nienawidzę wszystkiego co wiąże się z zimą. Może i jest ładnie i czarująco ale gdy zawieje ci wiatrem przy minus piętnastu stopniach w dodatku z napadami śniegu to już nie jest tak urokliwie jakby mogło się wydawać. Wracając, za dwa dni są mikołajki i chciałabym dać jakiś symboliczny prezent mężczyznom z którymi mieszkam, bo z tego co wiem to nie wypada nie dać nic komuś z kim jest się blisko i w dodatku z kim się mieszka, bynajmniej tak mnie uczono.
Dzisiaj dałam sobie czas na przemyślenia wszystkich istotnych aspektów, między innymi prezenty ale najbardziej istotna do przemyślenia była relacja z Maxem. Bardzo mi na nim zależało ale bałam się poddać w coś więcej, bałam się że kolejny raz wpadnę w pułapkę i tego że będę tylko jakimś zakładem z kolegami. Im dłużej myślałam tym bardziej przyswajałam do siebie to, że wcale nie jestem jakimś głupim zakładem, on naprawdę się troszczy i chroni mnie jak tylko może, trzyma z daleka od najróżniejszego świństwa jakie do zaoferowania zawsze mają jego koledzy a zakąsza Zack.
Rozmyślanie przerwał mi w końcu dzwonek telefonu który zgubiłam pod masą poduszek, na ekranie wyświetlał się numer Lary.
- Co robisz? - zapytała pierwsza, odrazu gdy odebrałam telefon
- Nic istotnego a co?
- Kupiłaś Maxowi już coś? Czy nie kupujesz mu nic?
- Jeszcze nie kupiłam, miałam do ciebie dzwonić czy jutro po lekcjach nie skoczyłybyśmy do galerii. Chciałam kupić coś też Matt'owi, w końcu z nim przecież mieszkam. - powiedziałam to dość szybko i miałam w duchu nadzieje że przyjaciółka zrozumiała wszystko co mówię - Rozumiesz?
- Chyba tak - odpowiedziała po chwili - w każdym razie, jutro po lekcjach możemy iść do tej galerii, czy tam podjechać. Jak będziesz chciała.
- Super, dziękuje Lary
- Kurde mówiłam ci ostatnio żebyś tak mnie nie nazywała - burknęła - Ba! Nawet wczoraj! Tłumaczyłam ci że odrazu przypomina mi się bajka, nie pamietam tytułu ale ta o tej gąbce
- Spangebob  - od razu zrozumiałam o co jej chodzi
- O No właśnie
- Jak mogłaś zapomnieć tytuł gdy bohater tak się nazywa!? - oburzyłam się a w tym samym momencie do pokoju wszedł Matt, bez pukania, czyli coś musiało się stać - słuchaj muszę kończyć, zadzwonię wieczorem albo coś. Pa
Rozłączyłam się tak szybko że nie dałam przyjaciółce dojść do słowa. Matt wyglądał na zdenerwowanego jak i przejętego czymś o czym chyba nie chętnie chciał mi powiedzieć ale nie miał wyjścia.
- Coś się stało? - spytałam po chwili ciszy
- Musimy pogadać - popatrzył na mnie poważanie a ja poprawiłam się na łóżku i usiadłam prosto
- T-tak?
- Słuchaj Sara - przerwał na moment a z kieszeni zaczął coś wyciągać, podświadomość powiedziała mi że znalazł coś w moim pokoju a raczej gosposia to znalazła sprzątając wczoraj mój pokój - Nie wiem co mam sobie teraz o tym myśleć ale naprawdę nie spodziewałem się tego po tobie... - znów zamilkł a w jego ręce dostrzegłam mały woreczek strunowy. Kurwa.
- Matt ja jestem w stanie ci to wytłumaczyć. To nie jest moje. Znaczy w pewnym sensie jest. Kurwa ale nie jest, dostałam to.
- Sara, zawiodłem się, myślałem że masz to za sobą daleko, bardzo daleko. Zwłaszcza ze ty i Max.... Jesteście blisko a on nigdy nie chciał żebyś się tym faszerowała.
- Matt! Kurwa! Jestem czysta! Przysięgam ci - zerwałam się na równe nogi i stanęłam tuż przed nim, wiedziałam że muszę to wyrzucić albo oddać Zackowi ten głupi prezent ale zawsze albo zapominałam albo po prostu nie miałam czasu.
- Sara...
- Dostałam to! Na urodziny! Nie tknęłam tego! Przysięgam Matt! Nie zrobiłabym tego Maxowi...
- Od kogo to masz? Znaczy, dostałaś?
- Matt nie jestem taka...
W tym momencie do pokoju wszedł Max, zdziwiony cała sytuacją i odrazu wzrok skoncentrował na uniesionej wysoko pięści swojego ojca na strunowym woreczku wypełnionym białym delikatnym proszkiem. Kurwa kurwa kurwa i jeszcze raz kurwa.
- Co to kurwa jest?! - krzyknął Max
- Dajcie mi to wytłumaczyć! Mówię przecież ze tego nie ruszałam. Dostałam to na urodziny i nie mogłam się zebrać żeby zanieść to z powrotem do osoby od której to dostałam, nie chciałam tego nawet dotykać. Kurwa ja nie potrafię nawet na to patrzeć a co dopiero coś więcej.
- Zapytam jeszcze raz, tym razem oczekuje szczegółowej odpowiedzi z imienia i nazwiska moja droga - zaczął Matt - Od kogo, masz, to, świństwo? - każde słowo wypowiedział osobno z lekką przerwą i złością w głosie.
- Matt ja...
- Mów do cholery od kogo to dostałaś! - wtrącił Max
- Od Zack'a... - szepnęłam cicho
- Powtórz głośniej. - Max powiedział to jednocześnie tak jakby nie dosłyszał i tak jakby upewniał się że na pewno to powiedziałam
- Od Zack'a! - w tym momencie poczułam jak z nieznajomego powodu do oczu dostały się łzy - Max ja naprawdę... Max proszę...
- Porozmawiamy potem S... - obdarzył mnie tylko spojrzeniem przenikającym przez całe moje ciało i wywołujące dreszcz - teraz musze iść.
Obaj w tym samym czasie wyszli z pokoju a ja rzuciłam się na łóżko z myślą jak teraz przejebane będzie miał Zack gdy Matt wraz z Maxem odwiedzą go zaraz w domu. Pisk opon pod oknem, pojechali.
Całą sytuacje zobrazowałam w smsie Larze która nie mogła uwierzyć w to że nie powiedziałam że w szufladzie z bielizną leży towar, nie z dziwił jej fakt że Max i Matt są źli czy fakt że dostałam to na urodziny a to że ukryłam to przed nią. To się nazywa przyjaciółka.
Wybiła godzina dwudziesta a chłopaków nie było w domu od godziny, przez ten czas zrobiłam się dosyć głodna, zeszłam do kuchni i zaczęłam przygotowywać sobie kanapki z rzodkiewką i serkiem, co chwile patrząc w okno lub nasłuchując czy ktoś nie przyjechał, oczywiście miałam na myśli ich. Minęło pół godziny a ich dalej nie było, dom Zack'a jest zaledwie za rogiem następnej ulicy więc nie mogli długo jechać, chyba że nie było lub nie ma go w domu co w ostatnim miesiącu zdarza się bardzo często. Po zjedzeniu poszłam się wykąpać co zajęło mi kolejne pół godziny. Nadal ich nie było, teraz już przestałam liczyć czas, kiedyś przecież wrócą.
Chciałam tylko porozmawiać z Maxem i wytłumaczyć mu cała sytuacje żeby nie było niepotrzebnych nie porozumień. Godzina dwudziesta trzecia a w domu nadal była pustka. Nie wiem nawet w którym momencie ale pochłonęło mnie zmęczenie i zasnęłam na kanapie w salonie oglądając Smerfy.

Tell me somethingOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz