00. Domek na plaży i Golden retriever

241 13 42
                                    


Czy intencjonalnie wywołałam największą rodzinną aferę od czasu ślubu ciotki Ann z bezdomnym? Oczywiście, że nie! A jednak głośne wrzaski docierają do mnie, nawet gdy stoję oparta o drzewo gdzieś na samym końcu ogrodu. Mogłabym też przysiąc, że coś tam się właśnie potłukło. Uciekłam stamtąd jakieś piętnaście minut temu i jak dotąd nikt nie zauważył mojego zniknięcia. Wszyscy są za bardzo pochłonięci dzieleniem się swoimi żalami. Może nawet zapomnieli, że to wszystko zaczęło się ode mnie.

Czuję się trochę jakbym była tym jednym klockiem w Jendze, przez który cała wieża się rozpada.

Kiedy tylko zamknęłam swoje usta, mojej obronie stanęła Ann i jej mąż - Charles. To tylko dolało oliwy do ognia. Dziadek zrobił się cały czerwony ze złości, a babcia zaczęła krztusić się winem. Nie minęła chwila a do dyskusji dołączyła Ava, jej nadęty narzeczony i moi rodzice. Chwilę po tym każdy siebie przekrzykiwał, nawet trzyletnia Zoe, która krzyczała tylko dlatego, że inni krzyczeli. Ewakuowałam się jakoś przy okazji oskarżenia, że dziadkowie nigdy nie kochali Beverly - swojej najstarszej córki.

- Idź sobie. - mówię, kiedy dźwięk kroków chłopaka przebija się przez nieco przytłumione wrzaski.

- To się porobiło. - Nic sobie nie robi z mojego rozkazu i opiera się o drzewo tuż obok mnie.

- Ja tylko powiedziałam, że nie chcę iść na studia. - westchnęłam. - Teraz. Nie, że nigdy tego nie zrobię. Poza tym... Mówiłam żebyś sobie szedł. - Wywracam oczami, po czym wbijam w niego surowe spojrzenie. - No już. Sio!

- Glo... - mówi ostrzegawczo.

- Tak na mnie mówią.

Dzielnie znoszę jego ciężkie spojrzenie. To zabawne, że sądzi, iż z takimi niebieskimi oczkami i rzęsami gęstszymi od moich może udawać groźnego. U dwunastolatek może by przeszło, ale u mnie? Nigdy w życiu. Na Boga! Ten chłopak po dziś dzień krzywi się na widok pająka, a w dzieciństwie to ja broniłam go przed łobuzami, nie na odwrót. Wygląda dla mnie w tym momencie jak oburzony Ken, a nie ktoś kto ma zamiar za moment udzielić mi surowej reprymendy. A można mi wierzyć na słowo, taki ma plan. Z tym, że ja nie mam zamiaru jej słuchać, dlatego mówię:

- Sprawdź, czy Blair nie płacze gdzieś w kącie, czy coś.

Słyszę jego zirytowane westchnięcie.

- Przestań być na nią tak cięta. - Jestem prawie pewna, że wywrócił oczami, ale nie interesuje mnie to na tyle, żeby się upewnić. Wolę obserwować przez okno tarasowe jak w jadalni nadal toczy się prawdziwa rzeź. Ktoś właśnie rozbił kieliszek z winem o ścianę. Krzywię się na plamę, która tam z pewnością pozostanie. Nikt poza mną chyba nie przejął się tym jakoś bardzo, bo dalej nieprzerwanie drą koty. - Jesteście rodziną, mogłabyś być dla niej milsza.

Fakt. Blair jest moją rodziną, ale poza więzami krwi i zaognioną od dziecka nienawiścią nie za wiele nas łączy. No może oprócz Milesa. Jest jej chłopakiem - oficjalnie od września, nie oficjalnie od zeszłych wakacji - a moim najlepszym przyjacielem.

I prawdopodobnie miłością mojego życia, jak przeczytałam kiedyś w jakiejś gównianej, kolorowej gazetce. Doskonale pamiętam, jak z każdym kolejnym przeczytanym „symptomem zakochania" coraz bardziej bolał mnie brzuch. Wszystko się zgadzało. Spaliłam wtedy buraka i unikałam Milesa przez następne dwa tygodnie. Nie ważne jak bardzo bym się zapierała, od tamtego momentu nie mogłam udawać przed samą sobą, że kocham go tylko i wyłącznie jak brata. To co czułam nie miało nic wspólnego z braterską więzią. Zaakceptowałam to, ale zakopałam gdzieś głęboko w sobie. Praktycznie o tym nie myślę. A przynajmniej się staram.

One and OnlyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz