04. Zamki z piasku i nieproszeni goście

52 7 9
                                    

Otwieram szeroko oczy, gdy tylko udaje mi się wybudzić z pierwszego szoku. Nie sądziłam, że tego poranka zostanę obudzona pocałunkiem... Pocałunkiem z podłogą. Rzucam gniewne spojrzenie w stronę osoby odpowiedzialnej za to brutalne pożegnanie się z senną wizją ślubu z Rudym Pankowem. Do ołtarza zaprowadził mnie w niej tata, nie szczególnie zadowolony z faktu, że jego jedyna córeczka bierze ślub. W pierwszym rzędzie siedziała zapłakana mama, która nieustannie szarpała się z Blair o kartonik chusteczek. Moją druhną była Jules i bez przerwy posyłała mi sugestywne spojrzenia. Było już po przysiędze, czekaliśmy tylko na słowa księdza: „może pan pocałować pannę młodą" i właśnie wtedy, zamiast szalenie przystojnego Rudego, ucałowałam futrzany dywan. Zdejmuję z głowy poduszę, która spadła wraz ze mną i podnoszę się z ziemi z głośnym stęknięciem, gdyż upadek należał raczej do tych bolesnych. Chyba sobie coś zbiłam... Jules za to, niczego nieświadoma, leży rozwalona jak żaba na liściu, a z jej ust co jakiś czas ucieka głośne chrapnięcie. Wcześniej oberwałam od niej jeszcze trzy razy. Kolanem, piętą i łokciem. Jestem przekonana, że będą po tym siniaki.

Nadal z lekka ospale wdrapuję się na łóżko i na kolanach staram się doczołgać do śpiącej dziewczyny. W momencie, kiedy jej usta opuszcza chrapnięcie godne niejednego starszego mężczyzny, moja poduszka ląduje na jej twarzy. Nie, nie próbuję jej właśnie zabić, choć wizja ta wydaje się na tę chwilę całkiem kusząca, realizuję po prostu pierwotną potrzebę zemsty, która właśnie rozpala moje ciało od środka. Dziewczyna podnosi się do siadu tak niespodziewanie, że zderzamy się głowami. Obie odchylamy się do tyłu, sycząc i trzymając się za obolałe miejsca. Siła uderzenia była tak mocna, że przed oczami mam mroczki.

- Czy ty do reszty zdurniałaś? - warczy wściekle.

- To ty ćwiczyłaś na mnie kickboxing przez całą noc! - odpowiadam, nie szczędząc sobie jadu w głosie. W międzyczasie staram się odnaleźć swój telefon, który jest zakopany gdzieś w pościeli. Kiedy odnajduję urządzenie i zerkam na wyświetlacz, samoistny jęk rozpaczy opuszcza moje usta. - Musimy wstać. - marudzę, jednocześnie zakrywając się kołdrą po sam czubek głowy. - Ale daj mi jeszcze pięć minut.

Znowu ląduję na ziemi, ale tym razem gruba kołdra skuteczne amortyzuje upadek. Jules obrywa ode mnie wściekłym spojrzeniem, ale nic sobie z tego nie robi. Siedzi i tylko masuję się po czole, patrząc na coś za oknem.

- Nie wiem czy mam kaca, czy to przez twoją pustą głowę, tak boli mnie łeb. - Opada na całe stado miękkich poduszek. - Możemy zabrać twoje łóżko do mieszkania? Postawimy zamiast kanapy... - mamrocze pod nosem. - Albo zamiast wanny. Po co komu wanna? - Potem mlaszcze kilka razy, a następnie słyszę już tylko jej głośne chrapanie.

Nie mija chwila, a tym razem to ona zalicza przywitanie z podłogą. Zanim zniknę za drzwiami łazienki, dostrzegam jeszcze jej morderczy wzrok spod masy długich i ciemnych warkoczyków, tworzących aktualnie na jej głowie coś na wzór ptasiego gniazda. Na twarzy kwietnie mi zadowolony uśmieszek i gości tak na niej dość długo, w zasadzie aż do momentu, w którym obie opadamy na niewygodnych kuchennych krzesłach. Jules nadal nie w formie, głowę ma wręcz przytwierdzoną do blatu stołu, a jedyną oznaką, że nadal żyje jest ciężkie westchnięcie raz na jakiś czas, zupełnie jakby nawet bezczynne leżenie było dla niej niezwykle wymagającą czynnością. Ja zresztą mam się nie wiele lepiej i jedynymi czynnościami życiowymi, jakimi się wykazuję są obserwowanie pani Wilde przycinającej krzaczki przed domem i ziewanie tak głośne, że w pewnym momencie obudziło nawet moją mamę.

Kobieta również nie zdaje się tryskać energią, jednak z naszej trójki wygląda najlepiej. Ubrana w puchaty szlafrok i włosami spiętymi w ulizanego koczka, wygląda na wpół sennie, wpół świeżo. Trochę jakby od szyi w dół nadal smacznie spała, a od szyi w górę szykowała się na podpisanie jakiejś super hiper ważnej umowy w firmie. O tym, że i ją męczy lekki kac świadczy to, że zamiast się przywitać i od razu zaparzyć sobie kubek najczarniejszej kawy jaka istnieje, ta wchodzi bez słowa, a pierwsze co robi, to wypicie szklanki wody do ostatniej kropli. Grymas maluje się na mojej twarzy, kiedy odstawia szklankę ze zdecydowanie zbyt głośnym hukiem na blat, Jules za to mruczy całą wiązankę niezrozumiałych przekleństw. Na swoje szczęście, bo moja mama, nie ważne czy skacowana czy nie, potwornie znosi wulgaryzmy w jej towarzystwie. Raz nie odzywała się do taty przez dwa dni, bo wymsknęło mu się przy niej o kilka kurew za dużo.

One and OnlyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz