- Gloria -
Przywieram plecami do chłodnych drzwi. Czuję na sobie uważne spojrzenia trzech par oczu. Czy im się dziwię? Nieszczególnie. Sama pewnie na ich miejscu gapiłam się na siebie w oczekiwaniu.
W oczekiwaniu, aż w końcu wybuchnę.
W końcu jestem sobą, tak? Krzyczę na plażach w biały dzień; wrzeszczę w trakcie sztormów z butelką wódki w ręce, gdy tylko coś idzie nie po mojej myśli. Jestem bombą, która wybucha przez najmniejszy podmuch wiatru.
To się jednak nie dzieje. Nie wybucham. Zamiast tego posyłam im ciepły uśmiech i odbijam się od drzwi. Wolnym krokiem kieruję się w stronę naszego niedużego stolika, przy którym cudem upchnęliśmy dwa dodatkowe krzesła. Przytachaliśmy je wcześniej z mieszkania Dylana. Obserwujący nas w tym czasie pan dozorca nie wyglądał co prawda na szczególnie zadowolonego i bezustannie mruczał coś zrzędliwie pod nosem. Odpuścił jednak, gdy obiecaliśmy, że wszystko odniesiemy. No i jak wcisnęłam mu skrzynkę piwa... Z tym argumentem nie miał, jak walczyć.
Ze stołu zgarniam ledwo ruszoną butelkę wina przywiezioną przez parę, za którą to chwilę temu zamknęłam drzwi. Swoją drogą jest beznadzieje. Czerwone i tak cierpkie, że ledwo da się je przełknąć. Nie ma to jednak teraz większego znaczenia. Pociągam z butelki długi łyk i niespiesznym krokiem idę w stronę kanapy, na którą miękko opadam. Śmieszny dźwięk przecina ciszę panującą w pokoju, kiedy odciągam, butelkę od ust. Śmieję się cicho.
- Mam coś na twarzy? - Unoszę na nich brwi i biorę kolejny łyk wina. Krzywię się lekko na jego smak. - Już wolę to z kartonu. - mruczę pod nosem, odkładając szklaną butelkę na stolik kawowy. - No błagam... - Opadam plecami na stado poduszek. - Nie patrzcie tak na mnie.
- Nie będziesz krzyczeć? - Jules robi niepewny krok w moją stronę, jakby bała się, że może spowodować nim lawinę. - No wiesz... Tak jak wtedy, gdy wróciłaś z zakupów, dzwoniła Blair i wzięłaś poduszkę. - Bierze jedną poduszeczkę z kanapy. - I zrobiłaś o tak. - Przykłada poduszkę do swojej twarzy i zaczyna w nią wrzeszczeć. Kiedy ją od siebie odsuwa, wlepia we mnie spojrzenie na pograniczu przejętego, a absolutnie przestraszonego. Kręcę głową w odpowiedzi. - Dylan. - Rzuca w niego trzymaną poduszką. - Zrób coś! Zepsuła się.
- Może jest w szoku. - odpowiada, mrugając kilka razy. - Jesteś w szoku? - pyta, siadając obok mnie. Skanuje badawczo moją twarz, ja natomiast gapię się na jeden sterczący kosmyk jego włosów. Jest drażniący.
- W sumie to jestem. - Posyłam mu coś w stylu uśmiechu. Poprawiam ten niesforny kosmyk i na moment gubię się w cieple jego spojrzenia. W oczach Dylana jest coś takiego, co kojarzy się z kubkiem gorącej czekolady. Jednym spojrzeniem potrafi podnieść na duchu, rozwiać wszystkie czarne chmury, jakie wiszą nad człowiekiem. To samo robi czekolada. Niestety, czekoladą da się zasłodzić i nim także. - Jestem w absolutnym szoku, że jeszcze nie wypchnęłam cię z tego mieszkania. - Mój niedorobiony uśmiech schodzi mi z twarzy, zastąpiony przez grymas, który zwykle przybieram, gdy zdarza mi się rozmawiać z Dylanem.
- Wszystko z nią w porządku. - Zerka na Jules i momentalnie znika z pola mojego widzenia, a raczej zasięgu mojej ręki. Bardzo dobrze, bo zaczynałam odczuwać potrzebę, żeby uderzyć go poduszką. Tak po prostu.
- Nic nie powiesz? - Przyjaciółka kuca przede mną i łapie mnie za ręce.
Patrząc głęboko w jej ciemne oczy, sięgam po butelkę z winem. Nie przerywam kontaktu wzrokowego, kiedy po raz kolejny przysysam się do butelki. Przecieram usta rękawem sukienki, po tym jak odsuwam butelkę od ust. Wystawiam ją w jej stronę.
- Okej, taki komentarz mi wystarcza. - Wzdycha i przechwytuje ode mnie butelkę. Bierze kilka dużych łyków, po czym odstawia ją na stolik kawowy, robiąc przy tym niemały hałas. - To smakuje jak siki! - Krzywi się. Już mam otwierać usta, gdy obrywam od niej surowym spojrzeniem. - Nie, nie piłam sików. Nawet nie pytaj. - Jej mina łagodnieje. Przekręca nieco głowę i wygląda, jakby sama miała zaraz wybuchnąć.
CZYTASZ
One and Only
Novela JuvenilŻycie Glo to bałagan. Zdążyła się już jednak przyzwyczaić do nieustannego szukania własnej drogi, gonienia terminów poprawkowych na uczelni i robienia prania dopiero wtedy gdy zostaje jej ostatnia czysta koszulka w szafie. Miała znikomą kontrolę na...