Chapter 1 ~ Mask

393 37 21
                                    

"Maska: metafora dotycząca wcielenia się w różne role, które ukrywają prawdziwych nas"

Drżący oddech rozniósł się po małym pokoju, z przerażeniem odbijając się od ścian i nie umiejąc znaleźć wyjścia. Kropelki potu zaczęły zdobić mleczną skórę ozdobioną piegami, a właściciel wyglądał wręcz bosko, gdy promienie słońca bezczelnie zakradły się między rolety, odbijając ich promienie od przezroczystych kropelek potu. Łzy zaczęły po cichu opuszczać zamknięte powieki, niczym kochanka, która nie chce zostać przyłapana przez swojego męża. Ciało niebezpiecznie drżało, jakby znajdowało się na najzimniejszym kontynencie, a tak gruba pierzyna jaką była kołdra, nie była wstanie tego ukryć. Nie była wstanie ukryć przed światem okropnego stanu swojego właściciela, a tym bardziej zapewnić mu ciepła i bezpieczeństwa.

Blondyn zerwał się do siadu oddychając ciężko, jakby zamiast snu, przebiegł niewiadomo jak długi maraton. Jego ciało wciąż drżało, a pot i łzy stały się jednością, przez co nikt nie był wstanie ich rozróżnić. Trzęsącą ręką pozbył się pierzyny z swojego ciała i ostrożnie wstał, po czym jak odurzony udał się do łazienki. Wpadł do pomieszczenia opierając się o zlew i po chwili zebrał się na odwagę, aby spojrzeć w lustro. 

Mógł szczerze przyznać, że był przerażony tym co ujrzał w odbiciu. Blond grzywka przykleiła się do czoła pełnego potu, podczas gdy reszta włosów wskazywały na przeróżne kierunki w które chciałyby uciec. Czekoladowe tęczówki które kiedyś były wypełnione iskierkami szczęścia, były teraz wypełnione przerażeniem. Gdyby tego było mało, to wszystko podkreślały ciemne wory pod oczami ukazując ogromne zmęczenie właściciela. W odbiciu stał wrak człowieka. Wrak człowieka, którego zawsze zakrywa za swoją maską. Za maską podkładu, korektoru, schludnie uczesanych włosów, eleganckim mundurkiem czy tez innymi ciuchami, a przed wszystkim pod maską uśmiechniętego i tryskającego życiem siedemnastolatka.

Mógł udawać, że chłopak pod maską nie istnieje, lecz ta maska bardzo szybko i brutalnie opadała ukazując swoją prawdziwą twarz. Mógł udawać tak długo jak tylko chciał, ale na koniec dnia i początek dnia prawdziwa twarz zawsze wracała. Twarz wypełniona zmęczeniem, strachem, zagubieniem, bezradnością. Twarz stworzona przez koszmar. Twarz tak straszna, że nikt o niej nie wiedział. Nikt jej nie widział.

Koszmary, które pojawiały się codziennie od pół roku stworzyły jego twarz. Koszmary, które były tak realne, że odczuwał ich skutki na swoim ciele. Koszmary z tylko jedną i tą samą osobą, która za każdym cholernym razem próbowała go zabić. Osoba, która stała się jego największym koszmarem. Osoba, która czerpała frajdę z jego cierpienia. Osoba, która od pół roku nie chciała go opuścić. Osoba, która zamieniła jego życie w piekło.

Jak tylko zamyślił się na tyle bardzo, że obraz postaci z jego koszmarów pojawiła się w jego umyśle. Odkręcił lodowatą wodę i jak najszybciej przemył nią swoją piegowatą twarz. Gęsia skórka pojawiła się niemal natychmiastowo przez nagłe zetknięcie z zimą cieczą. Zakręcił po omacku wodę i otarł twarz miękkim ręcznikiem, który znajdował się tuż obok.

Wróci po cichu do swojego pokoju, aby następnie chwycić przygotowany przez siebie mundurek, który składał się z czarnych eleganckich spodni, białej koszuli, czarnego krawata oraz tego samego koloru marynarkę z broszką jego szkoły. Założył to wszystko na siebie i przyozdobił to kilkoma pierścionkami oraz ukochanym kolczykiem. Przyjrzał się sobie w odbiciu i zaczął lekko się uśmiechać, aby następnie poważnieć i tak w kółko przez dobrą minutę. Zupełnie jakby od nowa uczył się uśmiechania. Jakby starał się przekonać cały świat i siebie, że maska którą przybrał była prawdziwa, że uśmiech który przybierał każdego dnia, był prawdziwy. Starał się karmić kłamstwami wszystkich dookoła. Karmił kłamstwami samego siebie. 

The devil from my nightmares ~ HyunlixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz