Chapter 2 ~ Fear

260 30 25
                                    

"Strach: stan psychiczny wywołany czymś, co uznajemy za złe, nieprzyjemne lub zagrażające"

Pół mrok panował między korytarzami, a ciężki oddech odbijał się od nich, niczym pijany. Drżące dłonie badały powierzchnie ceglanych ścian, aby jak najszybciej odnaleźć wyjście, aby jak najszybciej się stąd wydostać. Chaotyczny chód zaczynał przeradzać się w pełni przerażenia bieg. Szklana powłoka stworzona z łez chamsko zamazywała drogę utrudniając widzenie. Panika zaczęła przejmować władzę nad bezbronnym blondynem, a jej przyjaciel zaciskał obrzydliwe łapska na jego szyi, przez co tlen ledwo dostawał się do płuc.

Tak bardzo chciał uciec. Tak bardzo chciał się stąd wydostać. Tak bardzo pragnął wrócić do rzeczywistości, gdzie było bezpieczniej. Ale stąd nie było wyjścia. Stąd nie było ucieczki. Mógł uciekać ile sił w nogach, ale nigdy nie odnajdzie wyjścia. W końcu z koszmaru nie ma wyjścia.

-No dalej Lixie! Przecież dobrze wiesz, że przed mną nie uciekniesz! - ten przeraźliwy głos ponownie rozbrzmiał, a nieprzyjemne dreszcze przeszły przez plecy Felixa.

Słysząc ten okropny głos, którego tak nienawidził, zaczął biec jeszcze szybciej. Uciekał ile sił w nogach co chwile się oglądając za siebie, aby upewnić się, że znienawidzonego chłopaka za nim nie ma. Ale czy nie mówi się, aby nigdy nie patrzeć za siebie?

Wpadł w jego szpony. Wpadł prosto w jego ramiona. Wpadł, gdyż nie posłuchał się tej jednej głupiej zasady. Wielki napis "Game over" pokryłby cały ekran, ale to nie była gra komputerowa. Znajdował się w najciemniejszym miejscu na ziemi. Znajdował się w swoim własnym piekle. Znajdował się w swoim koszmarze. Koniec miał nadejść, ale to właśnie końce były najgorsze. To końce sprawiały najwiecej bólu. Dla niego był to gorzki koniec, lecz dla chłopaka przed nim był to słodki początek.

Chłopak, który był tak piękny, był jego największym koszmarem. Śnieżno biała cera wydawać się być zrobiona z śniegu. Śniegu który był tak cholernie zimny, że jedno dotknięcie wystarczyłoby, aby zamienić cię w lodową rzeźbę. Idealne zarysy twarzy wydawały się być tak ostre, że jedno dotknięcie wystarczyłoby, aby poranić twoje dłonie. Lisie oczy o kolorze intensywnej zieleni kryły w sobie ogromną chęć mordu, za to samotny pieprzyk pod okiem dodawał im tajemniczości. Pełne pudrowe usta, zapewne zabijały swoim dotykiem. Czerwone lekko przydługie włosy, wydawały się być zafarbowane krwią jego ofiar, niż zwykłą farbą. Zamiast nosić krew swoich ofiar na dłoniach, dumnie nosił je w postaci koloru włosów. Ubrany był w czarną bluzkę, na której spoczywała czarna marynarka, a szyje zdobił gruby łańcuch. Skórzane spodnie idealnie podkreślały jego długie nogi, a łańcuszek wokół jego bioder z gracją opadał na biodro, przypominając swoim kształtem pajęczynę. Postać przed nim była tak cholernie piękna. Postać tak piękna, że aż obrzydliwa.  

-Oj Lixie. Przerabialiśmy to tysiąc razy, a ty i tak uciekasz, myśląc, że zdołasz się przed mną ukryć - pokręcił głową, widocznie rozbawiony postępowaniem Yongboka - Przerabialiśmy to tysiąc razy, a ty wciąć niczego się nie nauczyłeś - warknął, a zielone tęczówki pociemniały. Tęczówki, które jeszcze chwile temu miały w sobie iskierki rozbawienia, które się z sobą bawiły, teraz były puste - To ja jetem panem tej zabawy. To ja jestem panem tego świata. To ja jestem panem twoich koszmarów. To ja jestem twoim panem. To ja jestem twoim koszmarem - mówił to wszystko przez zaciśnięte zęby i podchodząc do Felixa, który stał przed nim sparaliżowany, zacisnął dłoń na jego bladej szyi.

-Proszę... - szepnął, a przerażona łza została wypchnięta z domu, jakim były czekoladowe tęczówki i samotnie spłynęła po piegowatym policzku, aby kontynuować swoją drogę na rękę czerwonowłosego, który bacznie się jej przyglądał.

The devil from my nightmares ~ HyunlixOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz