Rozdział 27

401 11 29
                                    

Na murawie stali w kole prawie wszyscy zawodnicy AS Romy. W samym jego środku znajdował się Mourinho. Dookoła chłopaków, w zasadzie kilkanaście metrów od nich znajdował się mini tor przeszkód.

-Nico, twoja chwila- ogłosił po kilku minutach Jose.

O nie.

To teraz.

To już kuźwa teraz.

Otarłam delikatnie spocone od stresu dłonie o moje krótkie jeansowe spodenki i wstałam z ławki, na której siedziałam.

Nicola podszedł do mnie ze spokojną i zadowoloną miną, wziął mnie za rękę i poprowadził do chłopaków. Przyglądali mi się uważnie i badawczo, ale z uśmiechami na twarzach.

Podeszliśmy bliżej i weszliśmy do środka koła.

-No, więc... ten...-Nico najwyraźniej też się stresował. -To jest moja dziewczyna.

Pomachałam do nich lekko i uśmiechnęłam się nieśmiało. Odpowiedzieli mi tym samym, tyle że wszyscy zrobili to tak z 10 razy śmielej. Kilka z nich podeszło do mnie i zaczęli się przedstawiać a reszta ruszyła na rozgrzewkę. Najwidoczniej mieli zmiany. 

-Hej, jestem Rick- zaczął jeden z trzech chłopaków. -Miło cię poznać.

-Dzięki. Mi was też.

-Ja, skromnie mówiąc chyba nie muszę ci się przedstawiać- powiedział Dybala.

-A ja jestem Lorenzo. Lorenzo Pellegrini.

Ścisnęłam im wszystkim dłonie i skierowaliśmy się do ławki rezerwowych. Usiedliśmy na krzesełkach i wtedy zaczęła się już klasyczna wymiana zdań podczas przedstawiania drugiej połówki znajomym.

,,Jak się poznaliśmy?" ,,Czy przeprowadziłam się na stałe do Włoch?" ,,Jako kto pracuję?" i inne pierdoły.

Po kilkunastu minutach nastąpiła zmiana i z boiska zszedł Nico.

-Jak tak?- zapytał otaczając mnie ramieniem i upijając łyk wody z plastikowej butelki.

-Świetnie. Nie spodziewałam się, że będą aż tacy fajni.

-Mówiłem- uśmiechnął się.

-A sam się stresowałeś!- ochrzaniłam go i szturchnęłam mocno pod żebra.  

-Spadaj...

Nagle poczułam mocne uderzenie i cieknący płyn z nosa. Piłka walnęła mnie w sam jego środek.

-Kuźwa...- dołożyłam palec pod nos i zobaczyłam krew, która kapnęła mi na nogę.

-Co wy kuźwa celować nie umiecie?!- oburzył się Nico.

Jakaś typiarą, chyba jedna z lekarek, podała mi chusteczkę.

-Dzięki- powiedziałam i zaczęłam wycierać buzię, ale to nic nie pomogło, bo krew leciała coraz mocniej.

-Chodź- Nicola złapał mnie za rękę i pokierował w stronę łazienki. -Zaraz wracamy- oznajmił szybko.

Szliśmy korytarzem dosłownie kilkanaście sekund aż trafiliśmy do małej, ale ładnej i jasnej łazienki.

-Nie wiem co ci debile mają z oczami, ale chętnie zafunduję im soczewki- narzekał Nico.

Usiadłam na zimnych płytkach i pochyliłam lekko głowę.

-Spokojnie. Przecież to tylko nos.

Zalewski przysiadł obok mnie i uniósł lekko moją brodę, aby przyjrzeć się nosowi.

-Nie ważne czy nos, czy co innego. Ważne że twoje. Nie będę pozwalał żeby działa ci się krzywda. 

-Nie dzieje się! Przecież chwilę popłynie i zaraz przestanie- starałam się go uspokoić, ale mimowolnie podniosłam delikatnie głos. -Wybacz- od razu się poprawiłam.

-Spoko- Nico puścił moją brodę i polecił żebym lekko uciskała nos. -I... Przepraszam.

-Spoczko. Nie twoja wina, że się o mnie martwisz- mrugnęłam do niego okiem.

Zalewski zaśmiał się lekko.

-Brzmisz jak Kaczor Donald.

-Zamknij się- trzepnęłam go mocno w ramię a on jęknął cicho z bólu.

-Jesteś okropna! Jak możesz?! Ja ci tu próbuję pomóc a ty tak się odwdzięczasz?!- powiedział żartobliwie.

Po kilku minutach, kiedy już mój nos doszedł do wniosku, że już wystarczająco się wykrwawił, wróciliśmy na trening. Od razu po tym Dybala podbiegł do mnie.

-Bardzo cię przepraszam. To byłem ja. No wiesz, trochę mi się... Nie wycelowało.

-Nie ma sprawy. A tak w ogóle - pomachałam do Nicoli tak, żeby mnie zobaczył. -Nico!- krzyknęłam tak, aby wszyscy słyszeli. - Twoi wszyscy przyjaciele chyba muszą poćwiczyć cela!

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Takie małe nawiązanie do Casha i poprzednich rozdziałów (tak jakby ktoś sobie nie skojarzył ;D).

Mam nadzieję, że wam się podobało! Do zobaczenia!

Niemożliwe || Nicola ZalewskiOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz