DZIEŃ DWUDZIESTY PIĄTY. Rok tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty pierwszy.
Był to zimny grudzień, co udowadniały ulice zasypane białym puchem.
Mroźne powietrze i roześmiane dzieci lepiące bałwany na podwórzach przed swoimi domami. W towarzystwie rodziców, rodzeństwa, z przyjaciółmi albo same.
Niewiele różniło się podejście do tej pory roku w świecie mugoli a w tym czarodziejskim. Wszystko zależało od indywidualnego względem tego podejścia.
W pewnym urodzajnym miejscu otoczonym ogrodem stała posiadłość.
Wielka, ciemna i nieco ponura.
Nazwano ją; Orchidea Manor — inaczej Orchydeowym Dworkiem. Wewnątrz mieszkały jedynie trzy osoby. Większość pomieszczeń była pusta, w pewnym sensie opuszczona. Gdyby nie magia większość pokoi stałaby zakurzona i pełna pajęczyn.
To właśnie ten średniej wielkości arystokratyczny wręcz dworek zamieszkiwała pewna jedenastoletnia dziewczynka.
Jeszcze wczoraj miała lat dziesięć.
Jednakże tego dnia symbolicznie zdmuchiwała o jedną świeczkę więcej, niż miało to miejsce równo rok wcześniej.
Selina Ruby Russell od dziecka wiedziała, że prędzej, czy później sowa zapuka w jedno z okien zamieszkiwanym przez nią dworku. Tym samym, w której rodzina od strony jej matki mieszkała od wielu pokoleń.
Czekała, aż ten poczciwy ptak przyniesie jej list z Hogwartu, o którym tyle marzyła.
Jednakże ostatecznej pewności nabrała tego jednego dnia, kiedy zamiast w swojej sypialni, obudziła się na murze przy bramie wejściowej. Jej włosy robiły się raz krótkie raz dłuższe, a ona sama od czasu do czasu zamieniała lustra na miejsce z obrazami skrzeczących o czystej krwi przodków. To była naprawdę zła noc.
Wspomniana zła noc, zaczęła się w momencie, gdy daleka ciotka wuja ze strony matki zaczęła wrzeszczeć jej nad głową o zachowywaniu się godnie, jak na przedstawicielkę rodziny czystej krwi przystało. Mama dziewczyny, Pani Estelle Russell osobiście nie znosiła tego obrazu, ale czary przylepiające go do ściany były tak potężne, że nie dała rady ich zdjąć. Zresztą, babcia zdecydowanie sprzeciwiała się wszelkim zmianom wystroju.
Selina pamiętała, że tamtego dnia obydwie kobiety znów się o to pokłóciły. Jednak zamiast zepsuć nastrój taka kłótnia raczej nastrajała jej mamę w lepszy nastrój.
Na razie, Selina nie była w stanie dowiedzieć się, z jakiego powodu tak się działo.
Zrzucała to raczej na naturę osobowości Estelle. Zawsze pozytywnie nastawionej, pełnej entuzjazmu, w której jedyną z niewielu cech wskazującą na pochodzenia była arystokratyczna elegancja. Z drobnym pominięciem bałaganiarstwa, przejawiającego się porozrzucanymi przedmiotami w sypialni i w garderobie. Ta kobieta wiecznie chodziła z głową ukrytą pośród chmurnych obłoków.
CZYTASZ
STARDUST. historia buntu pewnej ślizgonki || GOLDEN TRIO ERA
FanficZAWIESZONE; tymczasowo Niezbyt uprzejmy opiekun z przetłuszczonymi włosami. Zapracowana i nieco roztrzepana matka. Nieobecność nieznanego z imienia ojca. Nieustanne próby uniknięcia szkolnych konfliktów i kłopotów. (zwykle kończące się fiaskiem)...