Dom

5.3K 87 52
                                    

Nie odracałam się w jego stronę i przyśpieszylam kroku. Kiedy mijałam go on mnie złapał za ramię

- Nawet nie wiesz jak się martwiliśmy, malutka - powiedział prubując mnie przytulić. Wyrwałam się szybko, a on spojrzał na mnie ze zdziwieniem

- Zostaw mnie w spokoju - powiedziałam to i wybiegła z terenu szkoły. Pobiegłam do najbliższego lasu. Nie chciałam ich wszystkich widzieć. Byłam na nich zła za to, że byli gotowi mnie porzucić na pastwę losy. Usiadłam i oparłam się plecami o drzewo. Wyjęłam telefon z kieszeni i wyłączyłam lokalizację na wszelki wypadek, gdyby chcieli mnie szukać. Nie miałam siły już na nic. Ze stresu głowa mnie strasznie bolała i wydawało mi się, że chyba mam gorączkę. Byłam zmęczona i chciałam zasnąć, ale musiałam być przygotowana na ewentualną dalszą ucieczkę. Walczyłam ze sobą, ale jednak zasnęłam.

Obudziły mnie krzyki. Ktoś mnie wołał. Był to Shane. Był coraz bliżej mnie. Zebrałam w sobie wszystkie siły i poszłam dalej przed siebie. Zaczęłam widzieć wszytko rozmazane i nie zanim zdążyłam cokolwiek zrobić zasłabłam. Nie straciłam przytomność, ale nie miałam siły dalej biec. Słyszałam tylko zbliżające się kroki.

- Hailie! Chłopaki chodźcie - zawołał Shane, gdy tylko mnie zauważył. Resztkami sił próbowałam wstać, ale Shane był szybszy i mi pomógł. Jak wstałam to mnie przytulił.

- Proszę, zostaw mnie - wyjąkałam, a łzy spływały po moich policzkach. Po kilku sekundach przyszła reszta w tym Vince. Zaczęłam z wszystkich sił wyrywać się z uścisku Shane, ale on był silniejszy.

- Czemu uciekasz? - zapytał Vince swoim lodowatym głosem.

- Nie chcem mieć z wami nic doczynienia - wykrztusiłam - Nie po tym co zrobiliście.

- Co my dla ciebie zrobiliśmy?! - zapytał Dylan

- Zadzwoniłam do was. Do każdego po kolei. Prosiłam o pomoc, ale żaden z was nawet nie śmiał palcem ruszyć, żeby mi pomóc. Gdyby nie Leo bym umarła, udusiła się. Byłam zamknięta w jakiejś trumnie i zakopana żywcem. Zawsze mówiliście, że mogę na was polegać, bo jesteście moimi braćmi, ale kiedy przychodzi co do czego nie chcecie mi jej udzielić.

Nikt się nie odezwał. Wszystkich zamurowało. Tak wkurzyłam się tylko raz ( Tom 1 przedostatni rodział). Chciałam wykorzystać szansę i spróbować znowu uciec, ale Shane mnie zbyt mocno trzymał.

- Wracamy do domu Hailie - powiedział Vince

- Nie! Nie mam zamiaru tam wracać - powiedziałam stanowczym tonem

- To nie była prośba. Jedziesz razem z Will'em i ze mną - powiedział skierował się w stronę auta. Stałam i nie miałam zamiaru się ruszyć. Shane zaczął mnie lekko popychać w stronę i po 4 popchnięcie wreszcie poszłam w tą stronę. Przez całą drogę do domu nikt się nie odezwał. Pasowało mi to, bo nie chciałam z nimi rozmawiać. Byłam na nich cały czas na nich obrażona i nie widzi mi się bym szybko się z nimi pogodziła.

Podjechaliśmy pod dom i zanim wyszłam z samochodu, Vince powiedział

- Przebież się i przyjdź do biblioteki.

Zamknęłam się w pokoju. Wiedziałam, że muszę zejść do biblioteki, ale nie miałam siły. Miałam tego dość. Żadnemu z braci na mnie nie zależy. Wtedy przypomniało mi się, że kiedyś koleżanka ( jak mieszkałam jeszcze z mamą ) mówiła, że cięcie się pomaga. Ale czy ja chcę to robić? Może warto spróbować? Niewiedziałam czy chcem to robić. A jeśli to faktycznie pomaga.

- Tylko spróbuję - mówiłam do siebie - jedno, dwa nacięcia i po sprawie. Sięgnęłam po temperówkę i za pomocą nożyczek wykręciłam śróbkę. Patrzyłam na ostrze w mojej dłoni. Czy ja chcem to robić? No na ręce na pewno nie na ręce, bo za łatwo zauważyć. Może na łydce? Podwinęłam nogawkę spodni i zrobiłam pierwsze nacięcie. Miało ono zaledwie 2 cm, ale jak na sam początek to dobrze. Zrobiła jeszcze dwa, które były trochę większe od poprzedniego. Przebrałam się, owinęlam ranę bandlarzem i poszłam do biblioteki. Czekali już na mnie tam Will i Vincent. Vince wskazał ręką bym usiadła na przeciwko niego i tak też zrobiłam.

- No to teraz na opowiedz całą historię zaczynają od początku porwania - powiedział. Powoli zaczęłam opowiadać co się wydarzyło, a nawet wspomniałam o spotkaniu z babcią. Kiedy doszłam do momentu, w którym dzwoniłam do nich starałam się by mój głoś brzmiał z wyżutem, żeby dokładnie wiedzieli, że jestem na nich zła.

- No i pojechaliśmy do domu Leo - zakończyłam. Chwilę na mnie patrzyli aż Will zabrał głoś

- Przepraszamy Hailie, że wtedy ci nie wierzyliśmy. Gdybyśmy mogli cofnąć czas napewno byśmy przyjechali - tłumaczył

- To nie zmienia faktu, że przez to mogłam umrzeć - powiedziałam z wyżutem. Vincent coś tam jeszcze do mnie mówił, ale nie skupiłam się na nim. Czułam na nodze, że krew przesiąknęła prze zbandaż i powoli wsiąka w spodnie. Odwróciłam nogę, żeby bracia tego nie zauważyli, ale na moje nieszczęście Will stał z boku i wszystko widział.

- Co ci się stało w nogę? - zapytał Will. Wyraźnie w jego głosie był czuć zmartwienie

- N-nic - wyjąkałam

- W takim razie podwiń nogawkę - powiedział Vince

- P- po co? - o nie! Domyślili się!

- Chcem zobaczyć co ci się stało - tłumaczył

- A może ja nie chcę jej podwinąć - próbowałam ciągnąć to jak najdłużej

- Hailie, to nie była prośba - mówił. Byłam tak zdenerwowana i nie wiedziałam co mam zrobić. Najlepszą rzeczą była w tym momencie ucieczka. Wybiegłam jak najszybciej z biblioteki kierując się w stronę swojego pokoju. Rany na nodze mnie coraz bardziej bolały i mnie spowalniały. Na moje nieszczęście, gdy byłam tuż przed drzwiami pokoju złapał mnie za rękę Dylan.

Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz