Karteczka

3.7K 81 34
                                    

Szybko do niego oddzwoniłam. Zadzwoniła pierwszy, drugi, trzeci raz, ale nie odbierał. Właśnie straciłam ostatnią szansę, by się z nimi skontaktować. Zaczęłam płakać jak małe dziecko, a siedząca obok mnie Mona, pocieszała mnie. Ekran mojego telefon podświetlił się i zobaczyłam, że dzwoni do mnie Shane.

- Halo? Shane? Gdzie wy jesteście?

- Spokojnie. Nam nic nie będzie, ale ty musisz się gdzieś schować i to jak najszybciej

- Tak jakby... Nie mam gdzie. Jestem w samochodzie

- Dobrze. No to pojedź gdzieś i się ukryj.

- Shane? Gdzie wy jesteście?

- Nie martw się o nas

- Proszę cię! Sami sobie nie dacie rady! Proszę....

Nastała cisza. Słyszałam jak bracia wymieniają się zdaniami.

- No dobra, zaraz ci wyślę adres - powiedział to i cię rozłączył.

Wytłumaczyłam szybko dla Miny o czym gadałam z Shane'em, a chwilę później dostałam SMS z adresem. Bez większego zastanowienia pojechałam pod niego. Po 20 minutach dotarłam na dany adres. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. To była fundacja dla której pomagałam. Weszłam do środka i zapytałam o nich braci. Okłamali mnie... Nie byli oni tutaj. Chcieli mnie wywieźć w jakieś "bezpieczne" miejsce. Wkurzona poszłam znowu do auta. Do bólu w nodze zaczęłam powoli się przyzwyczajać. Znaczy bolała, ale coraz mniej.

- Gdzie teraz chcesz jechać? - zapytała mnie Mona

- Do domu - powiedziałam - Muszę ich znaleźć.

Pojechałyśmy do domu. Nigdzie nie było jakiś innych aut więc istniał cień szansy, że nikogo nie było. Powoli zajradnęłyśmy się z Moną do domu. Wszędzie była pustka. Ani żywej duszy. Mona pomogła mi wejść po schodach i skierowałyśmy się w stronę gabinetu. Zaczęłam grzebać po szafkach szukając czegoś co da mi wskazówkę gdzie mogą się teraz znajdować. Znalazłam jeszcze jedna broń i jakąc karteczkę. Powoli ją odwinęłam. Była na nim napisana dzisiejsza data i niżej adres. To tam muszą być. Wzięłam druga broń, którą znalazłam tak na wszelki wypadek i ponownie poszłyśmy do auta. Dałam dla Mony broń, którą znalazłam w gabinecie Vinca i w jak największym skrócie powiedziałam jak jej używać. Pojechałyśmy pod wskazany adres. Była to jakaś restauracja. Weszłyśmy do środka i zanim zdązyłyśmy o cokolwiek zapytać usłyszałam kogoś zza lady.

- Proszę iddcie z tąd. Nie mamy nic więcej - mówił przerażony

- Co się tutaj stało? - zapytała Mona

- Przyszli tu jacyś ludzie. Zniszczyli wszystko!

- Co się stało z moimi braćmi? - zapytałam

- Nie znam twoich braci. Jakie mają nazwisko

- Monet

- Monet, Monet - powtarzał zamyślony - oni ich zabrali. Porwali ich. Mieli broń. Grozili im. Pytali chyba " Gdzie jest wasza siostra". Nie wiem czy dokładnie usłyszałem

- Gdzie oni pojechali?  -zapytałam

- Nie mam pojęcia. Wiem tylko, że jechali w lewo.

Po tej informacji razem z Moną wyszłyśmy z restauracji. Pogadałyśmy przez chwilę, żeby rozluźnic atmosferę i pojechałyśmy w lewą stronę. Droga była prosta. Po moich policzkach powoli zaczęły spływać łzy.  Robiło mi się słabo i miałam ochotę zasnąć w moim ciepłym łóżeczku, ale musiałam wziąć się wgarś chociażby dla Mony, która przez ten cały czas przy mnie siedziała

- Dziękuję ci - wypaliłam nagle - Wiedz, że nie musisz tego robić dla mnie

- Hailie - zaczęła - Jesteś moją przyjaciółką i nigdy, przenigdy cię nie zostawię w potrzebie. Szczególnie, że jest teraz taka poważna sytuacja i nie pozwolę ci działać samej.

Do nich oczu z powrotem zaczęły napływać łzy. Poczułam rękę Mony na moim ramieniu. Jechałyśmy jakiś 30 minut. Druga cały czas była prosta.

- Patrz! - zawołała Mona, gdy minęłyśmy jakiś budynek. Zatrzymałam się jakieś 20metrów dalej, by mój samochód nie rzucał się w oczy. Przez 5 minut w ciszy obserwowałyśmy budynek.

- Wchodzimy? - zapytała Mona

- Nie mamy wyjścia - odparłam.

Wzięłyśmy bronie i powoli poszłyśmy w stronę drzwi. Rozejrzałam się dookoła i nikogo nie było.

- Vince? Will? Dylan? Shane? Tony? - wołałam pokolei moich braci. Żadnych odpowiedzi nie usłyszałam. Podeszłyśmy do drzwi. Z całej tej rudery one jako jedyne były mocne i metalowe. Szarpnęłam za klamkę, a drzwi ani drgnęły.

- Zamknięte? - szepnęlam do Mony - trzeba rozejrzeć się za k-

Zanim skończyłam zdanie Mona zatonęła mi usta. Ktoś wchodził do domu! Jak najszybciej udałyśmy się w stronę drzwi obok. Przeklinałam w duchu na moją złamaną nogę. Mówiąc szczerze to przestałam ja jak kolwiek czuć. Głównie dlatego, że na dworze jest zimno i zmarzła mi noga.

Schowałyśmy się za drzwiami w pokoju obok. Nic nie widziałam, ale słyszałam. Słyszałam kroki kierujące się w naszą stronę. Ku mojej uldze skierowane było one do tych metalowych drzwi. Usłyszałam przekręcanie kluczyka i głośne otwieranie drzwi.

- Zmądrzeliście? Powiecie gdzie jest wasza siostra? - zapytał mężczyzna, który zapewne otwierał drzwi.

- Nigdy - powiedział drugi głos. To był głos Tony'ego. Do moich oczu zaczęły napływać łzy. Tak jak wcześniej przestałam czuć ból w mojej złamanej nodze to teraz czułam okropny.

- Mam dla was pewną propozycję - powiedział mężczyzna - Puszczę was wolno, kiedy wy mi powiecie gdzie waszą siostrzyczka

- Zapomnij - powiedział Will

- Nie ma takiej opcji - dodał Vince

- Myślałem, że zmądrzeliście, ale widocznie nie - powiedział - Może po tym zmądrzejecie - wtedy rozległ się głośny strzał. Nie wiem co wtedy we mnie wstąpiło, ale jak za ruchem magicznej różdżki poczułam przypływa do mnie niesamowitą złość. Przeładowałam broń i strzeliłam w tamtego mężczyznę
Ten padł nie żywy. Trafiłam w głowę. Stała zszokowana przez pewniej czas dopóki Mona mnie lekko nie popchnęła. Utykając pobiegłam w stronę braci.

Vince został postrzelony

Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz