Galeria

3.5K 70 6
                                    

Serce podeszło mi do gardła. Skoro ona będzie za 5 minut to kto jest za drzwiami. Przeładowalam moją broń, którą miałam w ręku. Otwierać czy nie? To było zbyt niebezpieczne. Zamknęłam po cichu drzwi i pobiegłam do swojego pokoju. Słyszałam coraz mocniejsze walenie. Przerażona zadzwoniłam jeszcze raz do braci i jak zwykle nikt nie odebrał.

Ktoś dobija się do domu. Gdzie jesteście? Boję się...

Nagrałam się na pocztę głosową. Siedziałam przy drzwiach i czekałam. Walenie drzwi było coraz mocniejsze i w jednym momencie rozległ się mocny huk. Wyważyli drzwi. Słyszałam jak chodzą po domu.

- Nie ukrywaj się. Zaraz spotkasz się z braćmi - mówił jeden. Zastygłam. Albo oni przetrzymują moich braci, albo ich zabili. Nie mogłam wbić sobie tego, że mogli umrzeć. Nie, nie, nie.... Napewno żyją. Słyszałam jak wchodzą na górę i pokoleji przeszukują każdy pokój. Nie mogłam stać bezczynnie. Wzięłam byle jaką torbę i spakowałam do niej telefon, kluczyki od auta i broń. Weszłam na balkon. Trochę wysoko... Ale skok to moja jedyna szansa na przeżycie. Powoli przedostała się na drugą stronę barierki.

Muszę to zrobić. Dla moich braci...

Usłyszałam jak ktoś powoli podchodzi do drzwi od mojego pokoju. Klamka powoli zaczęła się ruszać. W jednej chwili puściłam się barierki i spadłam na ziemię. Byłam oszołomiona, ale tylko przez chwilę. Poczułam okropny ból w lewej nodze. Spojrzałam na nią i zauważyłam, że jest tam złamanie. Kość przebiła skórę. Bolało niesamowicie, ale adrenalina zmniejszyła ten ból. Powoli wstałam w podskokach poszłam do garażu. Wsiadłam do swojego auta. Wtedy emocje zaczęły powoli opadać i poczułam okropny ból na nodze. Wyjęłam z mojej torby rzeczy i położyłam je na siedzeniu obok. Torbę przerwałam na pół. Jedną połowę zawiązałam na wystającej kości, a druga wyżej, by zatamować krwawienie. Odpaliłem auto i wyjechałam z posesji. Jechałam jak najszybciej, bo wiedziałam, że moje auto napewno ktoś słyszał i mogą mnie gonić. Zadzwoniłam do Mony.

- Ja juz zaraz będę - powiedziała Mona, gdy tylko odebrała

- Nie! Jedź z powrotem do domu jak najszybciej!

- C-Co? Czemu?

- Do mojego domu wkradli się jacyś ludzie. Uciekłam.

- O Boże! Nic ci nie jest?

- Złamałam nogę, ale to nie ważne. Ważne, że żyję.

- To kieruj się w stronę mojego domu. Spotkamy się tam

- Nie! Nie mogę narażać też ciebie.

- Spokojnie. To może spotkamy się w innym miejscu, by nie zdradzać mojego adres? To spotkamy się przed galerią.

- Dobra.

- Będę za jakieś 10 minut. Trzymaj się.

Rozłączyłam się. I co ja teraz zrobię? Moi bracia mogą umrzeć. Ja też.

W galerii czekałam ok. 8 minut na Mone. Kiedy przyszła powiedziałam jej wszystko od szukania moich braci po całym domu po moją ucieczkę.

- Boże, Hailie. Trzeba jechać jak najszybciej do szpitala - zawołała, gdy tylko skończyłam

- Niby tak, ale żeby mogli cokolwiek zrobić potrzebna jest zgoda opiekuna prawnego. I co ja im powiem wtedy?

- Wsumie... Masz jakiś plan jak ich znaleźć.

- A może jakoś sprawdzić ich lokalizację. Wyszukać miejsce, w którym znajduje się telefon czy coś. Umiesz tak?

- Nie, nie umiem. A Vincent nie ma takiej możliwości

- Chyba ma, ale wtedy muszę wrócić do domu do jego biura. Będę musiała tam wrócić i jakoś się wkraść. Może ci ludzie już pojechali? Nawet nie wiem ilu ich jest.

Wtedy do galerii frontowymi drzwiami weszło jakiś 4 kolesi ubranych na czarno

- Szukajcie Hailie Monet. Jest tu gdzieś - powiedział jeden, który zdawał się być ich szefem

Sparaliżowana wpatrywałam się w nich. Mona wzięłam mnie za rękę i poszłyśmy w stronę  innego tylnego wyjścia. Zajęło nam to trochę dłużej, bo noga cały czas mnie bolała. Wsiadłyśmy do mojego auta. Sięgnęłam po telefon, który był na siedzeniu obok, tuż obok pistoletu. Włączyłam go.

Zauważyłam 1 nieodebrane połączenie od Willa

Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz