Sumienie - v1

3.3K 66 51
                                    

Z okazji, że tak bardzo wam spodobała się książka stwierdziłam, że dodam jeszcze 2 dłuższe rozdziały i wtedy z tym skończę. Bardzo cieszę się, że tak zaangażowaliście się w moją książkę ❤️

Minął tydzień od całego incydentu. Wciąż ciężko było mi uwierzyć w zaistniałą sytuację. Czułam jakby to był sen. Jakby to się nie wydarzyło naprawdę. Ale jednak się zdarzyło. Ja Hailie Monet zabiłam człowieka. Człowieka, który miał wspomnienia. Wspomnienia, które znikły razem w strzałem broni.

Ciężko mi się pozbierać po tym wszystkim. Jednak świadomość, że on chciał skrzywdzić moją rodzinę dodawała mi siły. Przecież chciał ją skrzywdzić, a ja nie mogłam temu bezczynnie się przyglądać. Bracia mi gratulują mojej odwagi i tego, że ich "uratowałam". Ale czy można nazwać to ratunkiem?

Jest 5.00 i jest piątek. Już kolejna nieprzespana noc. Vincent pozwolił mi nie iść do szkoły, ale nie skorzystałam z tej propozycji. Jak będę udawać, że nic się nie wydarzyło to może będzie lepiej? Nie wiem, ale próbuję.

Pamiętam jak parę razy zabiłam już człowieka. Więc czemu teraz mam takie wyrzuty? Co jest ze mną nie tak? Taka sytuacja powtarza się kolejny raz, a ja jak głupia się tym przejmuję. Muszę poprostu zapomnieć. Chodź jest to trudne tak będzie lepiej.

*~~~*

W szkole starałam zachowywać się normalnie. Średnio mi to wychodziło, bo Mona pytała parę razy czy wszystko w porządku. Mówiłam, że tak i zwalałam to na niewyspanie. Szczerze mówiąc tak też było. Od 3 dni nie zmrużyłam oka i wyglądałam jak żywy trup. Gdyby nie makijaż to nie wiem co był zrobiła.

W domu byłam również wypytywana o samopoczucia. Niestety moi bracia byli bardziej natarczywi od Mony i nie dawali za wygraną. Nie policzę ile razy już ich zbywałam. Co 30 minut ktoś pukał do mojego pokoju sprawdzić czy wszystko dobrze. Na każdą moją odpowiedź "tak" chłopcy patrzyli na mnie podejrzliwie i powoli zamykali drzwi. Widziałam, że starali się mi pomóc i to mnie dobijało. Widziałam jak się troszczą o mnie, a ja co? Niewdzięczna jestem i tyle.

*~~~*

Po kilku tygodniach nadal nie wróciła do siebie. Nie wiem czemu miałam takie wyrzuty. Przecież już kilka razy kogoś zabiłam. To czemu teraz mi się tak rzuciło? Nie wiem. Za to wiem, że moi bracia są najcudowniejsi pod słońcem. Cały czas mnie wspierali mimo moich humorów. Za to ich kocham całym sercem.

Wstałam dziś o 8. Była niedziela. Wszystko wracało do normy, a ja zapomniałam praktycznie o tej całej sytuacji. Nadal nie wiem co wtedy we mnie wstąpiło. Vincent proponował pójście do psychologa na co stanowczo odmówiłam. Powiedziałam, że mam poprostu gorszy okres i w to uwierzył. Ale oczywiście jak to Vincent, zapewnił mnie, że jeśli nadal będę się tak zachowywać to mnie i tak tam wyślę. Po części go rozumiałam. Sama nie wiem co mi się działo. Nadal się to utrzymuję. Teraz już nie mam poczucia winy, ale nadal nie czuję się najlepiej. Jest mi smutno bez powodu. Czasami nie chce mi się poprostu wstać z łóżka. Wszystko jest takie ciężkie. Z moich rozmyślań wyrwał mnie Will. Usłyszałam ciche pukanie

- Malutka? Przyszedłem zapytać czy wszystko dobrze - pytał zmartwiony

- Tak. Wszystko w porządku. - powiedziałam. Chyba go nie przekonałam

- Coś mi się nie wydaję - Will powiedział i usiadł przy mnie na łóżku - Coś się dzieję?

- Nie Will, naprawdę, wszystko w porządku - upewniała go

- Dobrze, ale wiedz, że jeśli coś się dzieje to masz kogoś z nas powiadomić - powiedział to i przytulił mnie.

- Dobrze - odpowiedziałam - Kocham cię Will

Rodzina MonetOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz