~Rozdział 18~ (Sny Wybranych)

90 3 0
                                    

Znów spojrzała na zegarek. Za pięć ósma. Nerwowym ruchem wygładziła przód swojej sukienki, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie ma na niej nawet najmniejszego zagniecenia. Odetchnęła głęboko i chyba setny raz podeszła do lustra, by sprawdzić czy jej strój i makijaż na pewno są odpowiednie. W myślach wciąż powtarzała sobie, że przecież nie ma to żadnego znaczenia, bo to nie randka. Nie mniej i tak nie chciała dawać Malfoyowi zbyt wielu powodów do kpin.

Sukienka była bordowa, prosta w kroju i sięgająca za kolano. Od razu było wiadać, że jest to kreacja z wyższej półki. Hermiona wydała na nią prawie połowę ostatniej pensji. Wiedziała, że sukienka była tego warta. Dzięki niej czuła się trochę pewniej. Wizytę u fryzjera i najlepszej makijażystki na Pokątnej też uznała za konieczność. Dać mu jak najmniej powodów do żartów z jej wyglądu – taki był gówny cel tych zabiegów, a przynjamniej tak to sobie tłumaczyła.

Nagle nawiedziła ją jedna, bardzo paskudna myśl. A co jeśli Draco tylko sobie z niej zażartował? Co jeśli wcale nie miał zamiaru gdzieś się z nią wybrać? Wydała mnóstwo pieniędzy i straciła całe popołudnie na szykowanie się do czegoś, co wcale mogło się nie wydarzyć. Powoli zaczynała wpadać w panikę. To mogła być prawda! To musiała być prawda! Przecież Malfoy wiele razy powtarzał, że wcześniej wyrzekłby się swojego majątku, niż gdziekolwiek ją zaporosił! To oczywiste, że to był tylko jego kolejny, głupi żart! Czuła, jak łzy wstydu i zażenowania powoli napływają jej do oczu. Wtedy właśnie usłyszała pukanie.

Zadrżała, pewna, że jej się przesłyszało. To niemożliwe, by jednak przyszedł... Pukanie się powtórzyło, a Hermiona zerwała się w stronę drzwi. Aczkolwiek szybko przystanęła, ponownie wykonała rytuał z wygładzaniem sukienki i kilkoma głębokimi oddechami i wreszcie podeszła otworzyć.

Ostatkiem sił powstrzymała się przed opadnięciem szczęki. Malfoy w eleganckim, szarym graniturze i zielonym krawacie wyglądał jak na młodego milionera przystało – idealnie. Do tego w dłoni trzymał olbrzymi bukiet czerwonych tulipanów, na widok którego ugięły się pod nią kolana.

Malfoy przyniósł jej kwiaty... i to te, które lubiła najbardziej ze względu na pewną romantyczną legendę, którą czytywała w młodości.

– Witaj, Granger – przywitał się z uprzejmym uśmiechem.

– Cześć. Wejdź proszę. – Hermiona starała się jakoś opanować drżenie kolan i szerzej otworzyła drzwi, by wpuścić go do środka.

– Nie wiem, jakie lubisz kwiaty, więc wziąłem pierwsze – lepsze. – Draco wręczył jej bukiet.

– Dziękuję bardzo, nie musiałeś sobie zadawać tyle trudu, by je przynosić – starała się ukryć zmieszanie, idąc do kuchni po wazon.

– Nie ma za co. Jesteś gotowa?

Hermiona sięgnęła po swój żakiet i torebkę. Trochę było jej przykro, że mężczyzna nie powiedział niczego miłego na temat jej wyglądu, ale nie było sensu tego po nim oczekiwać. Przecież to nie była randka, tylko kolacja w ramach podziękowań. Już sam fakt, że przyniósł jej kwiaty, był odstępstwem od założonej formuły spotkania.

– Pozwól, że ci pomogę. – Draco zabrał żakiet z jej rąk i pomógł jej go założyć.

– Dziękuję. Mam nadzieję, że to nie tylko pretekst, by móc przykleić mi coś do pleców – uśmiechnęła się i zajrzała przez ramię.

– Nie tym razem, Granger, ale dzięki za pomysł na przyszłość. – Draco położył dłoń pomiedzy jej łopatkami i poprowadził ją w stronę drzwi.

Wyglądał na zadowolonego i wyluzowanego. Hermiona mu tego zazdrościła. Ona sama była dziwnie spięta. Może to dlatego, że wciąż przypuszczała, że ta kolacja będzie dla niego tylko kolejnym pretekstem do kpin?

"Sny wybranych" Venetiia NoksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz