~Rozdział 2~ (Sny Wybranych)

108 4 1
                                    


– Nie– do– wia– ry – mruczał Draco, wlokąc za sobą to dziwne coś, co Zabini nazywał walizką. Walizka! A gdzie miejsce na stare, dobre kufry? Niestety według Zabba, mugoli mógł zdziwić widok wielkiej, czarnej skrzyni z wybitymi herbami rodu Malfoy'ów. Za to przewożenie ubrań w plastikowym pudełku, na czterech kółkach było podobno zupełnie normalne. Wciąż nie mógł uwierzyć, że doszło do czegoś takiego!

Jednak faktem było, że kółka tego co nazywano walizką, terkotały teraz po płycie parkingu tego, co nazwano lotniskiem. Super. Zaraz miał wsiąść do jakiejś wielkiej, metalowej puszki, która podobno wzniesie się wyżej niż jego miotła byłaby w stanie to zrobić i poleci hen, na drugi koniec świata. Czas zasmakować, jak podróżują mugole. Dobrze, że zabrano mu różdżkę, bo już on by im pokazał jak podróżuje szlachta! Wciąż nie dowierzał, że to wszystko się dzieje naprawdę. A może, to jakiś żart? Próba sprawdzenia jak daleko sięga jego cierpliwość? Chyba niedaleko, bo serio wydawało mu się, że zaraz wybuchnie. To był jakiś koszmarny sen! Nie. Pomyłka. Koszmar dopiero na niego czekał, a w zasadzie czekała. Ona. Hermiona Jean Granger..., teraz Malfoy! Tatuś pewnie dostałby zawału, gdyby zobaczył jej nowy paszport.

Groźby, prośby, próba przekupstwa, zamach, sabotaż i lewe zwolnienia lekarskie, które załatwiła Granger – nic nie pomogło. Zabini był nieugięty, a minister jak posłuszny szczeniaczek merdał ogonem, na wszystko co Blaise powiedział. A teraz nie było już odwrotu. Dwa tygodnie, na jakiejś tropikalnej wyspie, z Granger udającą jego żonę. Może jednak zdąży jeszcze złamać nogę jak planował? Mugole w końcu długo leczyli złamania, nie to co czarodzieje i ich eliksiry. Jednak ich pewnie też dłużej bolało. Cholera! Przecież wiedział, że jakoś da radę. Nie takie misje przechodziło się w szeregach wujka Voldzia!

☼☁☽★☼☁☽★☼☁☽★☼☁☽★☼☁☽★☼☁☽★☼☁☽★☼☁☽★☼☁☽★☼☁☽★☼☁☽★☼☁☽★

Draco dzielnie uniósł głowę i przeszedł przez drzwi, które rozsunęły się tuż przed nim, jakby za pomocą jakiegoś zaklęcia. Czyżby ktoś im doniósł jak ważny gość wstępuje w progi lotniska? Chyba jednak nie, bo grupa mugolskich bachorów z plecakami, która szła tuż za nim, również przeszła przez drzwi bez problemu. Widać mugole nie potrafią odróżnić arystokracji od plebsu! Czego się jednak mógł spodziewać? Odetchnął głęboko i ruszył przed siebie, rozglądając się uważnie i próbując dojść do tego co Granger miała na myśli, gdy powiedziała mu, że spotkają się przy odprawie bagażowej. Że też Zabini uparł się, żeby na lotnisko pojechać osobno! On by pewnie wiedział co to takiego. Terminal A, Terminal B... o litości Salazarze! Co to ma być?

– Może jakoś ci pomóc? – zagadała do niego jakaś mugolka, siedząca na jednej z ławek.

– Czemu nie? Mugolka, nie mugolka, ale pomóc może! – pomyślał na skraju desperacji. – Wiesz może gdzie znajdę odprawę bagażową? – zapytał siląc się na uśmiech.

– Ale odprawę gdzie?

– Na samolot – odpowiedział wciąż się uśmiechając – Mugolka parsknęła śmiechem prawdopodobnie biorąc jego głupie odpowiedzi, za uroczą próbę flirtowania.

– Ale gdzie ten samolot ma dolecieć?

– Na taką jedną wyspę... Poczekaj, zaraz sobie przypomnę jej nazwę...

– Tylko Malfoy mógł założyć garnitur w podróż na Hawaje! – usłyszał ten irytujący, wyniosły głos za swoimi plecami. – Zacisnął zęby i odwrócił się do kpiąco uśmiechniętej Hermiony, gotowy, by rzucić jakąś ciętą ripostą, ale niestety chwilowo brakło mu słów. Granger, która zwykle nosiła eleganckie kostiumy i garsonki, zupełnie inaczej wyglądała ubrana w lekką, zwiewną, białą sukienkę w czerwone kwiaty. Jej włosy były rozpuszczone, a jedynym dodatkiem do nich były duże okulary przeciwsłoneczne.

"Sny wybranych" Venetiia NoksOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz