XXIII

46 3 1
                                    

Darmowa grafika z Pixelbuddha.net

Najmocniej przepraszam, jeśli to co poniżej okaże się totalnym bełkotem; szukałam słów, które najlepiej oddają to co czuję a one nie zawsze dają się podporządkować typowym dla języka kolokacjom, tradycyjnym połączeniom i postrzeganiu zmysłów.

A, i niech szlag trafi regulamin Wattpada: muszę pożonglować tu i ówdzie eufemizmami.

**

Zauważyłam u siebie pewne uprzedzenie, z którego istnienia wcześniej prawie nie zdawałam sobie sprawy- czasem mam wrażenie, że nie jest nabyte, poprzedzone jakimś wydarzeniem tylko wplecione w moje geny, zrośnięte z kośćmi, owinięte wokół żył jak trujący bluszcz o błyszczących liściach, bo nie umiem przypomnieć sobie niczego, co dawałoby mi racjonalny powód, by tak myśleć, nikt mnie na tyle nie skrzywdził, by istniała ku temu konkretna przyczyna.

Większość czasu spędzam sama, nawet będąc wśród ludzi, trochę jak kot krążący po mieszkaniu; zechce podejść to podejdzie, przyjdzie na jedzenie, jak chce się przytulić to przytuli ale zwykle za akceptację uważa sam fakt, że pozostaje z kimś w jednym pokoju. Zastanawiam się, czy ta tendencja wszyta w tkaninę mojego "ja" nie jest tylko skutkiem tego, że za rzadko generalnie jestem z ludźmi, niezależnie od płci.

Chodzi o to, że na zmianę bardzo  ale to bardzo (tak, tak- autystyk nadal może pożądać i fantazjować o tematach związanych z rozrodczością pod kątem mienia z tego przyjemności!) ciągnie mnie do mężczyzn- zwłaszcza takich od dwóch, przez siedem po (góra!) dziesięć lat starszych ode mnie- jak i boję się ich jak udomowiony, zbłąkany w lesie kot wilka.

Furia mężczyzn, ich gniew, gdy się pomylą, coś nie idzie po ich myśli, ktoś zbił ich z tropu, jest okropny, jest potworna: ryk rozjuszonego mężczyzny widzę pod powiekami jak wywlekanie skrwawionych wnętrzności, jego czerwona twarz to już nie twarz a pysk dzikiego zwierzęcia, jego ręce- prawie na pewno silniejsze od moich, a na pewno szybciej pozbywające się skrupułów- to już nie dłonie a szpony, pazury, noże, haki, pałki, kije, pistolet, a jego sylwetka stanowi jedno z Minotaurem, wilkołakami, Grendelem, Polifemem- ludożercą, splamionym krwią niewinnych smokiem. Widzę przed sobą zbudowanego z mięsa, kości, potu i duszącego testosteronu napastnika, potencjalnego napastnika, żywą śmierć. Kto, do jasnej cholery, uznał, że śmierć jest rodzaju żeńskiego? Na pewno nie śmierć gwałtowna, atak, cios, ona jest onym, ona jest mężczyzną o kamiennych pięściach. W jednym umyśle, któremu wmówiono, że przewyższa mnie, bo ma inne genitalia, węższą miednicę i zarost na tej ohydnej, różowej gębie, kłębi się zaplamiona żądzą wyobraźnia, a pijany poczuciem władzy mózg nie zatrzyma wrzasku i żaru, który ostrzega moje policzki, woła, że czas się okopać i ukryć.

Nie chodzi mi o to, że wszyscy mężczyźni są źli. 

Do pewnego momentu lepiej dogadywałam się z chłopcami niż z dziewczynami, ponieważ komunikacja z łobuziakami o piskliwych głosach i pustych czaszkach nie wymagała tyle zachodu co rozmowa z odczytującą nieświadome gesty, obłapiającą oceniającym spojrzeniem dziewczynką o cierpkim uśmiechu oraz oczach jak czarne, matowe szkło stołówkowych talerzy: teraz, nie wiedzieć czemu, nieco mniej obawiam się kobiet (choć nadal każda bardziej socjalizująca interakcja stanowi przedzieranie się przez grube, zwisające w zakamarkach głowy, ciężkie kotary, wędrowanie boso wśród ostrych odłamków porcelany), za to każdy mężczyzna, którego zwierzęcy instynkt przekazywania życia od biedy lub z braku laku zaliczyłby do grona potencjalnych partnerów ( przy czym biologiczny zwierz, pozostałości dawnej gadziny nie wybrzydza i przeważnie ma na myśli  niemalże każdego gościa w moim wieku, starszego ode mnie ale młodszego od mojego dziadka) przeraża mój kręgosłup, napełnia płuca lękiem jak krztuszącą flegmą i, choć jaźń wie, że raczej nie ma czego się bać, mięśnie i wyobraźnia wiedzą, że, gdyby zza cywilizowanej maski wychyliła się choć na chwilę bestia o ostrych zębach, będą gotowe uciekać.

Chciałabym się zakochać i wiem, że kłębek naiwności, marzeń oraz niepokoju, nazywany potocznie sercem, byłby chyba na to gotów: znam siebie na tyle by wiedzieć, że mój język nie byłby w stanie wyzywać ani drwić z tej drugiej osoby, dusza krążyłaby wokół obiektu moich uczuć dniem i nocą, by okryć zmarznięte, obce "ja" zachomikowanym na taką okazję ciepłem, umiałabym porównać do czegoś pięknego każde, choćby najbrzydsze oczy, znalazłabym miękkie, łagodne skojarzenie do każdej blizny czy defektu urody, nie potrafiłabym go znienawidzić nawet jeśli nie odwzajemnił moich uczuć...

 Z drugiej strony, gdybym tylko dostrzegła- zarówno urojone jak i naprawdę istniejące, problem w tym, że często nie ufam własnym obserwacjom- pierwsze objawy chorego związku, kątem oka dojrzała nadlatujący kułak w stronę mojej głowy, usłyszała o jedno wyzwisko, drwinę lub złośliwy komentarz za wiele, ujrzała w jego spojrzeniu bezmyślną pustkę, beznamiętną zarazę trawiącą ludzkość, skryłabym się za swoimi murami, obserwowała rozwój sytuacji przez otwór strzelniczy.

Dlaczego, patrząc na mężczyznę, widzę siebie jako zwierzynę a jego- jako rosomaka?

Nie chodzi o to, że każdy facet chciałby mnie podrywać; co to to nie, zwłaszcza jak się weźmie pod uwagę ile razy nazwano mnie "pasztetem", "wielorybem", "świnią" i jak bardzo nie znoszę tej ożywionej bryły w lustrze, a ze swojego ciała lubię jedynie włosy ( przyznaję- włosy mam niczego sobie, mocne i fajnie się układają same z siebie!). Po prostu zdałam sobie sprawę z tego, że wystarczy rozciąć scyzorykiem cieniuśki, ochronny woal kultury, etyki i umowy społecznej, by nic nie broniło mnie przed przedstawicielem tego samego gatunku prócz mojej siły fizycznej oraz gorączkowego, panicznego sprytu.

Co mnie odróżnia od zastrzelonej sarny, którą można podzielić, ususzyć, wypchać trocinami, sprzedać?

Nie rozumiem sposobu, w jaki socjalizuje się mężczyzn; niby zapoznają się z tymi samymi podstawami kultury, zasadami, Dekalogiem czy innymi regułami, a jednak nie widzę w nich tego samego, skierowanego do środka gniewu, jaki wędruje za prawie każdą kobietą. Mężczyzna nienawidzi na zewnątrz, kobieta nienawidzi do wewnątrz. Dlaczego mężczyznom wydaje się, że "człowiek" oznacza tylko ich? Dlaczego "kondycja ludzka" rodzi skojarzenie z mężczyzną? Nie zamierzam kłócić się z tym, że zmarłych należy uszanować i zostawić w spokoju ale dlaczego, w oczach wielu, większym grzechem jest zbezczeszczenie grobu niż napaść na tle wiadomym na kobietę?

Dlaczego, z punktu widzenia niejednego, będę zawsze jak przemielone mięso?

Dlaczego kazano mi się oduczyć krzyku, do tego stopnia, że nie umiem wrzeszczeć, że mój głos zawsze jest za spokojny, zbyt gładki aby wyrazić wściekłość?

Kogo ja szukam? Mężczyzna, którego nie bałabym się, którego moje "ja" nie potrafiłoby nazwać "zwierzęciem", "samcem", "żywymi zwłokami", który nie odwróciłby wzroku od mojego niepokoju, w którego żyłach nie płynęłaby krew zdobywców, niszczycieli, wojowników, nie istnieje! Nigdy nie mógłby zaistnieć!

Zauważyłam, że, tak naprawdę, nawet pisząc męskie postacie, cały czas tworzę kobiety, cały czas tworzę istoty pełne wątpliwości, niechęci do własnego wnętrza, czujne i skute łańcuchem złych doświadczeń, raz przyoblekające się w jedno ciało, raz- w drugie. Im dłużej myślę o mężczyznach, tym bardziej dochodzę do wniosku, że nigdy nie pojmę ich podbudowanego pychą gniewu króla strąconego z tronu: mojej furii nikt nie ukoronował, nikt jej nie nazwał "zdrowym rozsądkiem", "walką o swoje", "pewnością siebie". Byłam zawsze głupia, narwana, uparta, przemądrzała.

Obijanie się o ściany ograniczeń-wynikających zarówno z racji płci, wieku i budowy mojego mózgu- to powolna... może nie śmierć ale sprawia na pewno, że od środka gniję, rozpadam się, zaklejam plastrami pęknięcia wymagające sklejenia, ślepnę, głuchnę, wycofuję się, rozmywam się, znikam. Za każdym razem jakaś część mnie chowa się i nie zawsze udaje mi się ją znaleźć.

Mniejsza z tym, pewnie znowu zalałam każdego, kto zdecydował się to przeczytać, nadmiarem myśli. Przepraszam. Przeobrażam się w coś, czego chyba nie polubię...

Bycie pisarzem według Przeraźnicy/ChimeryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz