Grafika ze zdigitalizowanych zbiorów British Library, domena publiczna, link tutaj: https://www.flickr.com/photos/britishlibrary/11301297315/in/album-72157691107046960/
***
-Uroki życia cukrzyka, który dostał diagnozę stosunkowo niedawno: ludzie używają trybu incognito, by oglądać materiały dla dorosłych, a ja- by nacieszyć oko(bo na pewno nie żołądek i trzustkę) lodami Grycan...
- Ogarniam, że powiedzenie "kultura europejska" przez Amerykanina w materiale wideo na Youtubie jest (potężnym!)skrótem myślowym ale, psiakrew, ostatnio sporo czytam o kulturze polskiej, zaglądam do wielu książek i powiem tak: kulturowo różnimy się wcale nielicho od naszych sąsiadów, nie mówiąc już o narodach, z którymi nie mieliśmy za wiele do czynienia, jesteśmy zgrają zlatynizowanych Słowian pozbawionych własnej kulturowej wyobraźni i oderwanych od korzeni, więc nie stawiałabym znaku równości między nami a, nie wiem, na przykład Włochami, Niemcami, Portugalczykami, Norwegami...
- Uwaga! Jeśli nie masz w tej chwili ochoty na niewesołe rozważania, przeskocz do następnego kawałka po myślniku.
Zastanawiam się, czy dla części odbiorców true crime słuchanie o morderstwach, sposobach na gniecenie, rwanie, maltretowanie, wykręcanie, psucie i niszczenie ludzkiego ciała nie jest podświadomą formą zaspokojenia swojej własnej nienawiści do samego siebie. Słuchając, jak kto miażdży komuś palce, wyrywa jelita, wbija szkło w oko i tym podobne, może ktoś wyobraża sobie, że to jego znienawidzone, wadliwe, chore ciało jest tak "karane" za słabość, może dla kogoś to metoda samookaleczania swojej psychiki ale nie ciała? Nienawidzę swojego ciała, więc, gdy słyszę o takich torturach, lwia część mnie myśli "ała!" i współczuje ofierze... ale ten wstydliwy, gniewny zakątek czuje się zaspokojony, bo widzi oczyma wyobraźni wizje tej krwi, kości i flaków, usiłuje wyobrazić sobie ból i czuje choć trochę ulgi, bo *ujrzał* to znienawidzone ciało *ukarane*, tak jak zawsze być powinno, jakiejś sprawiedliwości-mrzonce stało się zadość, słowa nie są w stanie opisać- Dlaczego słyszę, że rodzinę trzeba częściej zapraszać niż "obcych", skoro krewniacy mojego ojca ciągle się na nim wożą, a znajomi rodziców są całkiem git. Jaki jest sens z własnej woli wyrywać się i zapraszać do siebie ludzi, do których ma się niemałą urazę (co innego, jakby ta zgraja egoistów chciała wepchnąć się do babci i chodziłoby o zdjęcie z niej ciężaru) i dlaczego to ma niby być lepsze niż spotkanie z kolegą ze studiów czy znajomą z pracy?
Dlaczego ktoś wbija mi ciągle do łba, że życie rodzinne polega na byciu miłym dla ludzi, którzy cię lekceważą i przyjmowanie tego z tym bezmyślnym uśmiechem na ustach? I, żeby nie było, to raczej nie kwestia płci, bo mówię o swoim wapniaku...- Uwielbiam wprost odpowiedź, jaką słyszę za każdym razem, gdy powiem o kimś, mówiąc delikatnie, nie najprzychylniej.
"A chciałabyś, by ktoś tak o tobie powiedział?!".
No, genialna odpowiedź, ucząca empatii, dopóty rozmówca nie myśli o sobie niezbyt ciepło i obdarza siebie samego w monologu wewnętrznym dużo gorszymi przydomkami i obrzuca siebie bardziej obraźliwymi inwektywami!- Czy to bóle spóźnionego dorastania, sygnał, że powinnam dotknąć trawy, czy po prostu czas krystalizuje wszystko (łącznie z tym, kogo się nienawidzi i dlaczego), czy byłam chowana pod kloszem a teraz trzeba się zmierzyć z tym całym syfem ale ostatnio... radykalizuję się, jeśli użyłabym do opisywania tego, co moje, języka narzuconego przez łacinę, obcych i tą zasraną demokrację liberalną. Nawet nie chcę stwierdzać, czy to następuje w kierunku prawicy, czy lewicy, bo nie znoszę tego podziału i uważam go za nielogiczny. Zdałam sobie po prostu sprawę, że, gdybym została sprowokowana, nie miałabym wielkich wyrzutów sumienia z tego, że mój język i mózg stałby się bronią, a to, że nie używałabym (wpierw) pięści, wynikałoby z unikania fizycznego bólu, a nie z wyuczonej łagodności. Zachód uczynił nas słabymi, a Wschód chętnie to wykorzysta , więc czas przestać z tępieniem swoich pazurów i przygotować się, że, może za rok, dwa, trzy, dziesięć lat, będzie trzeba nauczyć się zabijać.
CZYTASZ
Bycie pisarzem według Przeraźnicy/Chimery
Non-FictionUprzedzam od razu- to nie poradnik, nie zadania pisarskie, tylko zapiski początkującej pisarki, która użera się z nadmiarem bodźców, niepokojem, nawałem pomysłów, przeciekającym przez palce czasem, psychiką, budowaniem świata przedstawionego i innym...