Również z Pixelbudda.net
- Bardzo często czytam na dany temat nie dlatego, że aspiruję do bycia znawczynią lub mam cokolwiek wspólnego z daną dziedziną tylko z czystej ciekawości. Niedawno czytałam o pomniejszych ciałach niebieskich i, nie powiem, nadawane poszczególnym planetom karłowatym, asteroidom czy bardzo dalekim gwiazdom nazwy są przeciekawe. Co prawda, połowa z nich to miasta, rejony, postacie literackie czy nazwiska znanych i sławnych naukowców ale znajdą się też takie nazwane na cześć czyjegoś dziadka lub szwagra, czyjejś żony, budki telefonicznej z Doktor Who, szczytów górskich, jakiejś dzielnicy, kirgiskiego eposu narodowego, egipskich faraonów, miejscowości letniskowych na Krymie, postaci z najróżniejszych mitologii, pisarzy, czyjegoś synka lub córki ( Petra-Pepi, mówię poważnie!), koledze z wojska, promotora czyjejś magisterki, starożytnych bogów, trzech prawnuczek odkrywcy danej planety karłowatej, szkoły dla niepełnosprawnych dzieci, przyjaciółki, atrakcji turystycznych, orkiestr, trzynastego prezydenta Francji, wynalazcy szkiełek kontaktowych, różnych uczelni, czyjejś matki, plaży w pobliżu danego miasta, czyjejś siostry, kuzyna, dyrektora czyjejś szkoły...
A, i zauważyłam, że Rosjanie lubią nadawać nazwy po znanych osobistościach, Japończycy- po prefekturach, a szeroko rozumiani Anglosasi jak czasem wytrzasną jakąś nazwę...- Zastanawiam się, czy nie napisać licencjatu dotyczącego wpływu mediów społecznościowych i na mechanizmy myślenia, i na skojarzenia, i na przemyślenia; przyszło mi to do głowy, jak przyłapałam się na myśli, że muszę naprawdę trzepnąć pewną pokusę w łeb, gdy widzę jak i co niektórzy piszą w necie. Zwykle to, co chciałabym napisać, oscyluje wokół komunikatów w stylu "ortografia i interpunkcja nie gryzie", "doucz się na temat ten i ten, ty jebany idioto, przez takich jak ty nie znoszę ludzi", "jesteś zwykłym ścierwem, które marnuje powietrze", "człowieku, jak na kogoś, kto ma tęczowy znaczek na profilówce, tolerancją to ty nie grzeszysz", co jest o tyle ciekawe, że w dyskusji słownej lub za pomocą mejli nawet nie przyszłyby mi do głowy takie uwagi. Marny ze mnie początkujący socjolog ale może są o tym już jakieś badania...
- Rozumiem, że są zjawiska, mechanizmy i schematy działania obecne w każdym człowieku, niezależnie od tego, czy znajduje się w spektrum autyzmu czy też nie ale, słowo daję, nie znoszę tekstów w stylu "każdy jest nieco nadwrażliwy na dźwięki", "dzisiejszy świat jest bardzo głośny, to dlatego", "każdy czuje się nieco niezrozumiany"; no shit, Sherlock ale większość ludzi nie musi nosić zatyczek do uszu na uniwersytecie, nie doprowadza ich do szału wszechobecny, szemrzący, przerywany bulgotem, ostrymi krzykami i przeszywającymi dźwiękami potok słów w autobusie, nie czuje się ostrzeliwana bodźcami przez większość dnia a ich gadzi mózg nie odbiera codziennego gwaru, ludzkich głosów i dźwięków wydawanych przez różne urządzenia (rozumiem, że pikanie jest po to, by niewidomi mogli się posługiwać różnymi rzeczami, rozumiem po co są intensywne światła, gdy ktoś ma kiepski słuch ale wyobraźcie sobie obydwa te odczucia naraz, spotęgowane przez intensywność mojego układu nerwowego!) jako gęstego, mięsistego ciężaru uciskającego głowę!
- Z ręką na sercu; na niektóre wykłady- reszta jest obowiązkowa, a dwie nieobecności na semestr to mało...- chodzę tylko dlatego, że, a nuże, dowiem się czegoś ciekawego o XIX wieku i będę miała co dodać do mojego steampunku. Przeważnie się rozczarowuję, zwłaszcza jeśli wykładowca to cymbał z nadmiarem pewności siebie a za małym rozumkiem, ale od czasu do czasu coś się trafi.
- Nie przepadam za nadwrażliwością mojego układu nerwowego ale przyznam się, że jedna rzecz mnie zastanawia; jak to jest mieć umysł, który cały czas nie znajduje ciekawych porównań, nie widzi nieoczywistych ale fascynujących zależności i powiązań, nie szuka nowej wiedzy, nie próbuje zapoznawać się z najróżniejszymi dziedzinami? Toż to musi być niemiłosiernie nudne, podobnie jak niemożność zatopienia się w swoich myślach i wyobraźni, jak trzeba gdzieś czekać lub, nie wiem, leżeć w szpitalnym łóżku- to lepsze od telewizji!
- Nie wiem jak to zrobiłam ale wychodzi na to, że w moim debiucie- gdzie prawie każda postać łapałaby się w spektrum i miewa kłopoty z komunikacją nawet w rodzinie- najzdrowszą relację ( przynajmniej do pewnego momentu) ma... duet antagonistów. Nie mam pojęcia, czy to dlatego, że obydwoje znają się jak łyse konie, jadą na jednym wózku, spędzili ze sobą pół życia i zdążyli się do siebie nawzajem jakoś przywiązać ale, nie powiem, ciekawa sprawa.
- Macie czasem tak, że ktoś coś opowiada, jego wywód ma trochę sensu, coś jest na rzeczy, może coś w tym jest ale nie bardzo idzie powiedzieć rozmówcy, że ma częściową rację, bo to typ, który, jeśli nie przyjmiesz jego mądrości w 100%, wyzwie Cię od pogan, bezbożników, syjonistów, komunistów, marksistów, prawicowca, homofobów, oszustów, kapitalistów, religijnego świra, feministki, mizoginów, faszystów, rasistów, ofiary manipulacji ze stronu tego zgniłego Zachodu, ruskiej onucy, antyszczepionkowców, zdrajców, bezmózgich marionetek, eurosceptyków, ojkofobów, zwolenników nauki ponad naturę, szalonego ekologia i tak dalej, i tak dalej... nawet nie chodzi o to, czy ktoś jest lewy, prawy, środkowy, górny, dolny, ukośny kuźwa, ale o to, że chętnie by się podyskutowało, pogłębiło ale powiedzenie "trochę się z tobą zgadzam" oznacza w łepetynie rozmówcy "nie" i zaczyna się tyrada...
CZYTASZ
Bycie pisarzem według Przeraźnicy/Chimery
Non-FictionUprzedzam od razu- to nie poradnik, nie zadania pisarskie, tylko zapiski początkującej pisarki, która użera się z nadmiarem bodźców, niepokojem, nawałem pomysłów, przeciekającym przez palce czasem, psychiką, budowaniem świata przedstawionego i innym...