Dwudziesty siódmy rozdział

568 12 2
                                    

𝑽𝒊𝒏𝒏𝒊𝒆

Kiedy wyszliśmy z mojego biura, skierowałem nas do wyjścia z budynku. Byliśmy tutaj tylko dlatego, bo potrzebne mi były papiery dla księgowych. Te stare rury wkurwiały mnie nie miłosiernie, były jednak w mojej rodzinie od samego początku, nie miały właściwie innego wyjścia. Wchodząc w umowę mojego ojca i wujka, pracownicy zostawali pod naszą pieczą na zawsze. Każdy kto podpisał umowę zobowiązywał się do bycia lojalnym do końca życia, coś jak sprzedanie duszy diabłu. Pieniędze, strach czy chęć władzy wykupywały duszę. Nie była to więc praca dla słabych, każda oznaka słabości w firmie zostawała od razu zlikwidowana przez co zostawiali tylko ci najlepsi. Był to okrutny sposób zabezpieczenia, lecz jednak najlepszy, zapewniał pewność i szacunek u pracowników. Każdy kto jednak się na to decydował zdawał sobie już sprawę, że nie ma odwrotu, musiał się na to zgodzić albo umrzeć. "Życie bywa okrutne", mój ojciec zawsze to powtarzał, stety czy niestety tak wyglądało życie w mafii, rodząc się jako syn przedstawiciela tego całego gówna, sam nie miałem możliwości odejścia. Przepisano na mnie ciężar bycia następcą szefa tak jak i na Tom'a. Nie byliśmy tylko braćmi lecz i najlepszymi przyjaciółmi, przeżyliśmy to samo gówno. Właściwie całe moje dzieciństwo było jebanym gównem, bo go nie miałem jak reszta bachorów w moim wieku. Czego nie żałuję, nigdzie nie nadawał bym się Lepiej niż tutaj, tak mnie wychowano, wiedziałem od zawsze co będę robił i kim będę jak dorosnę. Przerastało mnie to bardzo często i doprowadzało do szału, kiedy coś nie szło po mojej myśli. Od dziecka miałem duże pokłady agresji, które często rozładowywałem na rzeczach czy osobach, pod wpływem złości. Uwielbiałem znęcać się nad słabszymi i niszczyć im życia, czułem przy tym zajebistą satysfakcję. Dobrze zdawałem sobie sprawę jak zepsutym byłem człowiekiem. Prawie nigdy nie odczuwałem wyrzutów sumienia, ktoś kto zabił tyle osób z uśmiechem mógł być tylko postrzegany jako potwór, którym byłem.

Całą drogę powrotną do auta przebyliśmy w ciszy. Nie sądziłem, że trzymanie za rękę sprawi mi tyle przyjemności. Już Parę lat temu odkryłem w sobie brak odczucia miłości czy nawet zauroczenie, kobiety od zawsze były dla mnie tylko dobrym sposobem na nudę i rozrywkę. Przy tej małej wiedźmie odczuwałem od jakiegoś czasu coś innego, czego nigdy nie zdarzyło mi się odczuć przy żadnej kobiecie. Spotykałem wiele kobiet, żadna jednak tak mi nie zawracała głowy jak ona. Nie wiedziałem co dokładnie to było, być może obsesja, której nigdy nie miałem. Zastanawiałem się już nad tym jakiś czas, dlaczego ona i co w niej takiego wyjątkowego. Spędzając z nią więcej czasu, zauważałem coraz więcej. Różniła się od reszty dziewczyn, które kiedykolwiek poznałem. Zachowywała się jakby miała rozdwojenie jaźni co przypuszczam jest zgodnym z prawdą stwierdzeniem. W jednej chwili słodka i niewinna, a następnej chamska i zamknięta w sobie. Ciekawe ile jeszcze twarzy na siebie potrafiła narzucić. Nigdy nie przypuszczał bym, że zainteresuje mnie tak ta dziewczyna, była intrygująca jak nie odkryta wyspa, którą miałem zamiar zdobyć. Chciałem żeby była tylko w mojej władzy, pragnąłem jej całej tylko dla siebie, to wszystko popierdolone. Znowu kurwa o tym wszystkim myślę, o niej.

Nasze palce były splecione, trzymałem ją mocno, nie pozwalając jej mnie puścić. Automatycznie kiedy tylko wyszliśmy z windy dziewczyna, która przed chwilą zwaliła mi kutasa wróciła do swojej typowej w moich oczach kreatury "dziecka", które często bywała grać. Wiedziałem jednak, że w tej małej główce kryły się myśli, które nie jednego by zaskoczyły. Widziałem spojrzenie moich ludzi jakie im towarzyszyły na twarzy, mogłem się tylko domyślić co sobie myśleli. Każdy kto znał mnie dłużej wiedział, że nie było mowy o jakichkolwiek większych relacjach szczególnie z córką wroga, naszej rodziny.

Kiedy tylko opuściliśmy budynek przy aucie czekał już mój brat. Opierał się o maskę swojego samochodu z uśmiechem obserwując nas. Widziałem jego spojrzenie na nasze dłonie, które mnie zirytowało. Wiem co kurwa zaraz powie.

-No no w końcu przybyli kochankowie. Już myślałem, że nie wyjdziecie- mój brat parskanął śmiechem. Wiedziałem, że będzie do tego nawiązywał.
-Chyba za dobrze się tam bawiliście- dosłownie czułem jak Sofia spina się, głupia myśli, że on coś widział. No tak przecież musi grać święta Elżbietę, nie może być sobą.

-Chcesz usłyszeć szczegóły?- spytałem kpiąco z uśmiechem, znałem Tom'a na tyle by widzieć, że sam wiedział, że nie wprowadzi mnie tymi pytaniami w dyskomfort. Pytania były atakiem na Sofię, które jak zwykle były punkt. Tom pod uśmiechem, krył w sobie więcej zła niż można by było pomyśleć. Planował prawie wszystko co był w stanie zaplanować. Bywał często okrutniejszy od mnie, co graniczy z cudem.

-Innym razem- odparł, odpychając się od maski auta- Nasz Ojciec chce Cię TERAZ widzieć u siebie w biurze, kazał mi to przekazać. Dziewczyna ma wrócić tam gdzie jej miejsce- czułem jak Sofia zaciska mocniej palce na mojej dłoni. Wiem, że nie chce zostać sama z Tom'em. Gdzieś w środku "moje egoistyczne ja" cieszyło się z faktu, że wolała mnie.

-O co dokładnie chodzi?- musi być to coś poważnego skoro każe mi przejechać, a nie mógł zadzwonić. Cała sytuacja mi jebie.

-Sam chciałabym wiedzieć, widocznie musi być to coś ważnego. Odwiozę twoją zabawkę, a ty jedź- Tom otworzył tylne drzwiczki od swojego auta.

-MA JEJ NIC NIE BYĆ- narzuciłem na słowa mocny ton głosu. Wiem, że Tom tylko czeka, żeby mieć możliwość zabawienia się. Nie Sofia, tylko ja mogę ją krzywdzić. Tom parskanął.

-Ile można niańczyć ta małą suczkę? Nie znudziła Cię jeszcze? Zachowujesz jakby Ci na niej kurwa zależało- Zacisnąłem dłonie, jeszcze chwila, a mu wpierdole. Sofia najwyraźniej to zauważyła, bo pogłaskala delikatnie kciukiem wierzch mojej dłoni. Skoro ona to widzi to on na pewno też. Wypuściłem powietrze z ust i puściłem ją, wsiadając do swojego auta.

-Jeśli zauważe u niej cokolwiek co by świadczyło o tym, że ją kurwa dotykałeś. Zajmę się tą suka Alice.- oznajmiłem, patrząc na mojego brata. Stał pewnie bez żadnego wyrazu na twarzy. Mało co wiedziałem na temat tej dziewczyny, było jednak pewne, że Tom nie źle się nią bawił. Wbrew pozorom bardzo dobrze pilnował swoich "zabawek", dopóki mu się nie znudziła mogła liczyć na bezpieczeństwo, tym samym moja groźba zapewniła bezpieczeństwo Sofii.

-Mało mnie ona obchodzi- odparł, łapiąc Sofie za ramię i zmuszając ją żeby wsiadła do tyłu. Na sam widok, gotowałem się w środku. Ja ją mogę tylko dotykać.

-Cos jednak musi Cię obchodzić skoro jeszcze jej nie rzuciłeś- parskanąłem śmiechem.

-Mało wiesz, ale niech będzie, że masz rację- parskanął z kpiącym uśmiechem na twarzy, po czym wsiadł za kierownicę- Widzimy się później- zamknął drzwi od auta i ruszył z piskiem opon.

𝑺𝒐𝒇𝒊𝒂

Kiedy odjechaliśmy, napięcie które zdążyłam odczuć podczas rozmowy Vinnie'go i Tom'a nadal było w powietrzu. Tom milczał, przez co czułam się bardziej nie zręcznie,dziwnie się z nim jechało. Miałam wrażenie jakby coś kombinował. Nigdy nie sądziłam, że zatęsknię za Vinnim, od ostatnich wydarzeń czułam się przy nim bardzo dobrze. Cóż za zaskoczenie, było to mniejsze zło od jego starszego Brata, a może po prostu się już do niego przyzwyczaiłam.

-Spójrz przez okno- Tom przestał stukać palcami w kierownice, ma dziwnie łagodny ton głosu. Zgodnie z jego sugestią, spojrzałam przez szybę. Zmarszczyłam brwi widząc, że wyjeżdżamy z miasta. Moje serce automatycznie przyspieszyło, nie kojarzę tej trasy coś jest nie tak. Co jeśli właśnie jedziemy na moją egzekucję. Spojrzałam na niego w lusterku, napotykając w nim jego spojrzenie z przerażającym uśmiechem.

-Gdzie dokładnie jedziemy?- spytałam cicho, starając się nie brzmieć na spanikowaną.

-Niespodzianka słońce- zaśmiał się- Mój brat bardzo mnie wkurzył. Nienawidzę kiedy ktoś mną szantażuje. Nie martw się, będziemy się dobrze bawić, a raczej ja...- uśmiech nie schodził mu z twarzy.

𝐘𝐨𝐮 𝐃𝐞𝐬𝐭𝐫𝐨𝐲𝐞𝐝 𝐌𝐞 || VINNIE HACKEROpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz